-
Jej-jej-jej-jej-jej-jej-jej!! Jakie Wy kochane jesteście, no!
Mądrzej odpiszę Wam jutro, bo nie mogę dłużej dziś bradziarzyć. Zmusiłam się do wypicia ostatniej zupki z duuuużą ilością pietruchy, zapiję wodą, a później herbatką, i byle do jutra!
Jakiś kryzysik dziś minęłam ocierając się całym głodnym brzucholem. Zasnęłam na godzinkę i obudziwszy się budzikiem godzinę później (ostatni dzwonek, żeby do bratanka na 4 lata zadzwonić i życzenia złożyć - i tak mnie olał ) pierwsze, co do mnie doszło, to zwierzęcy, wewnętrzny krzyk JEEEEEEEEEEEŚĆ!!! Przysięgam, to gdzieś w środku się zrodziło, to organizm się buntował i dopominał. A przy tym głodna nie jestem. Wstałam, i niestety (walcie po głowie) - gdyby cokolwiek w domu było - łącznie ze słoikiem ulubionego majonezu Hellman's - wprułabym w każdej ilości. Chwilę potem było po kryzysie, bo w domu nie ma NIC. Sklep 24godzinny jest pod domem, ale o dziwo tym razem tę pokusę udaje mi się odgonić.
Myślę, myślę, myślę. I tyle mi z tego myślenia przyszło, że roboty na jutro (8:00 rano!!!) nie zrobiłam przez całą "majówkę". Czeka mnie nocka nad robotą, i zła na siebie jestem bo a) zaburzy to rytm diety 2) rytm dobowy 3) nie wiem jak przetrwam bez pożerania ALE 4) będę pić kawę z mlekiem 0%, to mnie zamuli kompletnie 5) od jutra będę mądrzejsza. Wybaczam jednak sobie, bo zaczęcie diety łatwe nie było, musiałam sobie dać te 3 dni nie robienia NICZEGO oprócz zajmowania się swoim hobby i -dziś- uaktualnianiem wątku swojej kotulki na forum miau.pl, z którego kjulewna pochodzi. Już ponad 2 miesiące jest ze mną, i jakoś nie mogę zrozumieć, dlaczego to mój pierwszy kotul. Trudna to miłość, ale bardzo wynagradzająca
No więc - łyk wody, hops na dół z psem, a potem do roboty. Bez kawy się nie obędzie, powiadam, bo żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce, to by całkiem fajnie było.
Dzięki, dziewczyny. Naprawdę, jesteście najważniejszym elementem mojej walki. Przysięgam.
-
Witajcie! Ja odchudzam sie od 1,5 miesiaca i schudlam juz 6 kg. Czyli z 78 na 62. A chcialam osiagnac 55kg. Nie wiem czy to nie za malo bo mam wzrostu 168cm. Czy moge sie do was przylaczyc???
-
Witaj!
Jestem u Ciebie po raz pierwszy, ale z zainteresowaniem czytałam Twój wątek. Nawet poruszyłam go na swoim forum. Nie chciałabym abyś pomyślła, że gdzieś tam za plecami Cię obgaduję. Chodziło mi o Twojego narzeczonego. Wydawało mi się to dziwne,że tak z Tobą postępuje tzn. że nie chce się wiązać dopóki nie zeszczuplejesz. Ja sobie tego nie wyobrażam. jednak teraz dopiero dokończyłam czytać Twój wątek i pomyślałam ,że rzeczywiście jego operacja może się do tego przyczyniła. Poza tym Hybrisek uśiwadomił mi, że przecież każda z nas ma inne kryteria wyboru partnera i ma rację . Dlatego też zostawiam ten temat w spokoju. Mam nadzieję,że się nie pogniewałaś.
Ja mam 36 lat i również zmagam się od wileu już lat z nadwagą. Przez prawie 10 lat próbowałam zajść w ciąże więc doskonale Cię rozumię. Przeszłam bardzo wiele, ale na szczęście udało się i dzisiaj mam 3,5 letniego synka. Tobie również życzę aby Ci się udało.
Ja także mam zamiar zrobić DC, ale obecnie przygotowyję się do niej psychicznie .
Pozdrawiam Cię gorąco!
-
Witaj Fjording!
Przeczytałam Twój wątek i bardzo poruszyła mnie Twoja historia...
Zmagam się z nadwagą od 10 lat, kiedy oglądam swoje zdjęcia z przed 50 kg nie mogę uwierzyć, jak to się stało, że zrobiłam z siebie takiego wieloryba. Kiedy poznałam męża ważyłam tyle co Ty kiedy poznałaś swojego TŻ czyli 85 kg. W ciągu 3 lat przybyło mi 26 kg i pojawiły się problemy z cukrzycą.
Mam 28 lat i w perspektywie myślę o dziecku, ale póki co to nierealne. Nie z takim bagażem. Mój mąż podobnie jak Twój TŻ jest typem sportowca. Co roku próbuje wyciągnąć mnie w góry, ale dopiero w tym sezonie z dobrym rezultatem.
Dotychczas każda forma ruchu była dla mnie wielką karą, wolalam posiedzieć w domu czy przejść się na spacer (najlepiej na lody) niż pojeździć na rowerze.
Kiedy wyznaczyliśmy datę ślubu dałam sobie pół roku aby schudnąć. Nic z tego nie wyszło, do ołtarza szłam z wagą 105 kg
Miesiąc temu stanęłam na wadze i coś we mnie pękło. Osiągnęłam swoją rekordową wagę 111 kg. Postanowiłam zmienić swoje nawyki i zacząć się ruszać. Poszłam na basen i na aerobik. Przestałam żreć a zaczęłam jeść. Tym razem musi się udać.
Wierzę, że Ci się uda. Najtrudniejszy jest początek, a później jest już tylko lepiej. Pierwsze stracone kilogramy bardzo motywują Będę do Ciebie zaglądać i motywować do dalszej walki.
Trzymam kciuki za Ciebie
Magda
-
Widze ze sobie radzisz calkiem dobrze
-
Dzień 4 - bez bólu, nadal, najmniejszego. Sama nie wiem czemu. Żadnego głodu, słabnięcia, bólów ani stękania innego autoramentu. Może dlatego, że wdrożyłam zmiany, które opisałam wcześniej, a może po prostu dlatego, że @ czyha na mnie zza rogu. Dziś "tylko" 0.5 kg i do jutra spodziewam się maksymalnie takiego samego wyniku, bo zaburzyłam cykl dobowy okrutnie. Czytałam forum wczoraj do północy, później nie mogłam zasnąć do 2:00, bo myślałam, myślałam, myślałam, a o 3:50 już dzwonił budzik, bo robota na 8:00 i na 10:00 nie mogła być spóźniona. Kogo obchodzi, ze zabradziarzyłam przez parę dni na diecie
Wiecie, aż mnie troszku przeraziło, że moja historia parę osób "poruszyła". Pomyślałam sobie: to ze mną aż tak źle? że ludziom wydaje się smutna? Ech, nie dam się takim myślom, bo tak nie jest. Przynajmniej nie chcę tego w taki sposób widzieć. Przeciwnie, czuję się ogromną szczęściarą, bo żyję, bo jestem zdrowa (w miarę ), bo kocham życie, bo mam u boku mężczyznę, który wypełnia 99% moich marzeń o tym, jaki mój mężczyzna być powinien, bo dwóm osobom z najbliższej rodziny udało się zwalczyć raka, mimo że jedna nie miała praktycznie żadnych, absolutnie żadnych szans. Ja po prostu kocham życie i dlatego nie chcę dłużej czerpać tylko z jego części. Bo za parę lat już przynajmniej na część rzeczy będzie za późno, i do tego dopuścić nie chcę. Zmarnowałam już wystarczającą liczbę lat
No, więc po prostu wydaje mi się, że musiałam strasznie zamarudzić na początku wątku, skoro Was tak poruszyłam, jednak do ponurej czy smutnej osoby równie mi daleko, co chociażby na Alaskę.
Inna sprawa, że nie chcę samej siebie okłamywać radosnymi wpisami, kiedy będę miała doły i dołki, bo nie po to to forum jest A potrafię być wielce marudliwa i okropnie depresyjna, kiedy w ów dołek wpadnę. Może hormony, może rozpacz, że do niskiej wagi tak daleko. Whatever.
Słyszałyście o orłach kanadyjskich, które wysiadują jaja? Od tygodnia podglądam je na żywo, podobnie jak setki tysięcy innych ludzi na całej kuli ziemskiej, jakże to fascynujące. Niestety już tylko jedno jajo zostało (były 2), drugie prawdopodobnie też jest puste. Trudno, orlątka może nie zobaczę na żywo (ostatnie chwile zanim porzucą gniazdo), za to obswerowanie orlej pary, tego, jak się wymieniają, wspierają, chuchają na jaja, to sprawa niesamowita. Ot, technika!
Dla zainteresowanych: [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
No i odkrycie ostatnich dni. Pamiętacie telewizyjnego ludzika? Odnośnik prowadzi bezpośrednio do mojego ulubionego odcinka (12), koniecznie z audio! [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Odpowiem jeszcze zanim padnę na kanapę, muszę jeszcze jakość wcisnąć w siebie ostatnią zupkę, może za 2 godziny mi się uda? Ani troszkę nie jestem głodna, ani troszkę. Za to zakupiłam ilość zieleniny (pietrucha, koperek, czosnek), która przyprawiła panie w kolejce o prawdziwe palpitacje.
Aha, no i malutki, choć dla mnie *wielki* plan do zrealizowania jutro: zabrać piesa na Pola Mokotowskie. Choć to żabi skok ode mnie, jakoś nie lubię, zmuszam się jakieś 2-3 razy w roku. Pół przeznaczonego czasu traci się na przechodzenie przez trasę, a w dwie strony trzeba. Ble. Wstyd, bo część znajomych z psich spacerków lata co najmniej raz dziennie, a mieszkają o parę domów dalej.
Beverly - tak mówisz? to może, może się przyzwyczaję. Na razie wciskam wodę w siebie, ale robię to z dużą przykrością
Hybris - a owszem, owszem, medal już się należy, dobiłam do końca, czas na inne długie wątki Dzięki za miłe słowo, ponoć ciepłym typem istotnie jestem Dzięki też za garść wyjaśnień. Nadal nie rozumiem czemu colę light wolno, skoro kwas cytrynowy zawiera? Myślałam, że musimy unikać wszystkiego, w uproszczeniu, "kwasowego" i owocowego. Ano, ano, wpadkę zaliczyłam, dzięki za zwrócenie uwagi, bo tamtego dnia istotnie wprułam i batona, i muffinkę, zapomniałam o zasadzie 2 saszetek + 1 inszość.
Re: motywacja. To jedno z zadań domowych, jakie sobie wyznaczyłam: odkryć, czy ja dla siebie się odchudzam i drugie - poukładać sobie w głowie tak, żeby jedzenie nie było rzeczą najważniejszą na świecie, bo jest. Taka scheda rodzinna. Zajmie mi to parę miesięcy, może lat. W kwestii pierwszej: ja już nie zastanawiam się czy chcę schudnąć dla siebie, dla TŻa, czy dla czegoś innego. Wydaje mi się, że chcę tego dla dziesiątek powodów, które tak naprawdę dotyczą mojej osoby, ale też i jego. Postanowiłam sobie wyliczyć (zanudzę Was!) na piśmie powody, dla których chcę być szczuplejsza.
A co do myślenia refleksyjnego, to żadne szczęście, to plaga, to coś strasznego! Ja myślę, rozmyślam, przemyśliwuję i gadam do siebie w głowie 24 godziny na dobę! Mój połówek ubolewa nad moimi nieustannymi pytaniami, które dla płci męskiej pozbawione są niemal całkowicie sensu i powodu bycia
Analena - Ty strasznie kochana jesteś, wiesz? Tak, mam pewność i jestem dumna z wartości, na których nasz związek jest oparty. Tyle prób i ciężkich chwil przeszliśmy, a jednocześnie tyle wspaniałych momentów, że uważam się za dużą szczęściarę. Poza tym fajnie jest mieć świadomość, że przez 10 bez mała lat żadne z nas nie zwątpiło w sens bycia razem, mamy absolutną chęć bycia razem, na dobre i na złe.
Dorcia - no, dziś pierwszy dzień, tak? Taaaak? No, muf, muf!! Pochwal się lub nadstaw pewną tylną część ciała!
Extra - witaj! Pewnie, koniecznie dołącz! Nie odpowiem niestety na Twoje pytanie, bo i waga, i wzrost nas różni, a jak Ci wychodzi z tych różnych dostępnych kalkulatorów, jaka jest Twoja prawidłowa waga? Tak czy siak -dla mnie- prawidłowa to taka, przy której człowiek się czuje dobrze
Balbina - no, troszku smutno mi się zrobiło, zwątpiłam, po co tyle się nazwierzałam, ale nic to. Staraj się nie oceniać ludzi pochopnie... Każda z nas ma swoją historię, swoje ambicje i swoje drogi do spełnienia marzeń. Mój narzeczony spełnia wszystkie moje kryteria, z nawiązką, prócz akceptacji mojego ciała w tej chwili - poza tym to nie jest tak, że on nie chce się wiązać - my jesteśmy ze sobą bardzo mocno związani, powiązani, bardzo jesteśmy sobie bliscy i to, że nasz związek opiera się na sprawdzonej, mocnej przyjaźni, to jest wartość, która nie w każdym związku jest obecna, prawda? Piszesz, że nie możesz sobie wyobrazić... Może ja nie mogłabym sobie wyobrazić czegoś innego w Twoim życiu? Dla Ciebie ten aspekt jest niewyobrażalny, dla mnie w związkach innych osób jest z kolei tyle innych dziwnych spraw, że za głowę się łapię [...]. Każdy człowiek, to inny zespół komórek, którą akceptują zupełnie inne rzeczy. Poza tym wiesz, żeby mój TŻ mówił mi, że jestem brzydka, tłusta, że się mnie brzydzi, że jestem do niczego - a ileż związków obserwuję, gdzie partner dołuje swoją coraz to bardziej tracącą uśmiech kobitę, czasami wykazując niespodziewane pokłady sadyzmu i bezmyślności... Mój TŻ wręcz przeciwnie - kocham go za to, że mnie wspiera we wszystkim, wierzy we mnie, nieba by mi przychylił, żebym realizowała swoje marzenia. Nie akceptuje tylko mojego wyglądu, ale jak pisałam - tego nigdy nie komentuje. Z rzadka udaje mi się tylko z niego wyciągnąć w ramach rozmów oczyszczających trochę tego, co go męczy. No i on absolutnie nie wymaga, żebym szczupła była - to ważne. On tylko chciałby, żebym wyglądała ładnie, normalnie, przyjemnie dla oka. A ładnie, to ja się czułam nawet przy wadze 75-80 kg.
Bardzo zazdroszczę Ci synka, tym bardziej, że jak piszesz, sama czekałaś wiele lat...
Wiesz, DC nie jest zła. Tak na dziś myślę, że trzeba ją rozpocząć w odpowiednim momencie. Nie wiem jeszcze, dlaczego teraz był on dla mnie "odpowiedni", ale był. Może desperacja, może czas przed @, może po prostu fakt, że postanowiłam, że za tydzień zaczynam, i psychicznie się do tego przygotowałam. Jednak z tego co widzę Ty idziesz jak burza więc może nie musisz przechodzić na DC, skoro tak ładnie chudniesz?
Solvino - jak miło, że wpadłaś Dużo wspólnych elementów widzę... Masz już świetny wynik, czy już rosną Ci skrzydełka, bo powinnaś być BARDZO z siebie dumna!
No właśnie, ten ruch... Nie cierpię. Może nauczyłam się nie cierpieć, przez ostatnie lata. Co roku wędrujemy po pięknych górach w totalnej dziczy (uwielbiamy!), jednak każdego ranka niemal wewnętrznie płaczę, bo idę wolno, bo jest mi tak strasznie trudno. Basen to świetna sprawa, dołączę do Ciebie jak tylko uznam, że w kostiumie wyjdę do ludzi Gratuluję!
No, to wyrobiłam normę piśmienniczą na ten miesiąc. Wyrzuciłam z siebie, co wyrzucić potrzebowałam, a od teraz będę zwięzła okrutnie. Oczywiście jesli wytrwam - bo już dziś miałam ochotę zniknąć, zakopać się sama w DC - ale stąd droga do rujnacji wszystkiego bardzo, ale to bardzo bliska. Będę więc Was zanudzać dopóty, dopóki będę się na DC trzymać. A jutro już dzień 5, sama siebie nie poznaję - ale jak pisałam, żadnych zachwytów, spoczęcia na laurach. Długa droga przede mną i jeśli chcę wytrwać, mój horyzont czasowy to pójście spać wieczorem. O!
A o u Was, co
-
Katsonku - a dziękuję, na razie dotrwałam, ale z ogromną, ogromną radością wykradłabym Ci Twoją obecną wagę!
-
No nie, nie wpruję w siebie drugiej zupki dzisiaj. Mowy nie ma, niedobrze mi na samą myśl. Wypiję kartonik czekoladowy - wyszło mi, że ma też tylko 137kcal, no i nie rozepcha mi żołądka, bo malutki jest. Do jutra mogłabym na herbacie wytrzymać. Hybrisku - źle bardzo robię?
Swoją drogą poruszony dziś na forum gazety aspekt wysokiej kaloryczności batonów Slimbridge mnie zastanawia, ale pewnie jest jakieś logiczne wytłumaczenie.
-
Fjording ja nie Hybris, ale swoje wiem trzy "karmy" to trzy "karmy". Ktoś to wymyślił i tak ma być. No nie ociągać mi się, racjonalnie dietkę stosować. OK, wiem, że nie jest to łatwe, też miałam takie fazy jak Ty, ale mnie Hybris parę razy do pionu postawiła, zwłaszcza na mieszanej, to teraz jestem taka mądra. Trzymaj się cieplutko.
ETAP I
-
Agulko, ale kartonik to nie karma? Tylko zupka = karma? Bo myślałam, że skoro koktajle są równoważne z zupkami, a kartonik jest koktajlem, tyle że już gotowym do użycia...? Bleee, bleee, bleeee, jeśli się mylę, będę musiała się jutro zmusić do 2 zupek. Bleee, mi się wcale jeść nie chce
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki