Ważę 102 kilo
To mój poważny problem. Odchudzam się poraz n-ty w moim grubym życiu, zawsze tyjąc więcej niż schudłam...żałosne, prawda? A najgorsze jest to, że jestem zakochana z wzajemnością. Pewność, że podobam się komuś taka jaka jestem kompletnie mnie rozleniwiła i oddałam się przyjemności jedzenia, zresztą to jedna z niewielu przyjemnych rzeczy w moim zyciu...
Ale dzisiaj weszłam na wagę i przekroczyłam stówę poraz pierwszy. Pomyslałam, że to juz ostatni dzwonek. Na stronce obliczyłam sobie, że muszę schudnąć jakieś 30 kilo. Boże! Aż tyle na sobie noszę? Tragedia! Przeraża mnie to wszystko. Jestem przybita, wściekła i nie wiem co jeszcze.
W zimę dopadła mnie depresja, nie leczyłam jej. Może to tylko poważniejszy dół, bo po jakichś 2 miesiącach samo przeszło. Rzuciłam studia. Nic mi się nie chce. Chce zacząć od początku, ale nie chce znowu przegrywac z samą sobą. Bo może lepiej byłoby w ogóle nie zaczynać się odchudzać skoro potem przytyję jescze więcej?
Wiecie co? po pracy( pracuje w kinie na barze) bolą mnie stopy bo cały czas stoję. boli mnie kręgosłup. Kiedy mam dzień wolny naprawde nic mi się nie chce... chciałabym po prostu poleżeć na słońcu i pobyć z moim Skarbem, tylko przy nim się wyciszam. Nie chce mi się nawet posprzatac w moim pokoju...Dziś znów idę do pracy. Wypadałoby zrobić pedikiur ale...nie chce mi się.
Dzisia zjadłam jajko na twardo, 2 kromki pieczywa chrupkiego, 2 pomidory, ogórka kiszonego i wypiłam kawe z mlekiem. Jak wyliczył mi dziennik, razem 347 kcal. to było jakieś 2 godziny temu i juz mnie ssie... pójdę napic się wody.Napiszcie coś pocieszającego, bo sama ze soba zwariuję. Chyba pierwszy raz mówię tak szczerze... całuski dla wszystkich grubasków. Zajrzę po pracy, czyli gdzies po północy
Zakładki