Oj przejedzenie. Kiedyś nie wiedziałam, co to, aż wstyd przyznać. Wiadomo, napychałam się do granic możliwości, ale to tyle z cierpień. A teraz, jak zjem za dużo, to aż mi niedobrze po czymkolwiek i cierpię, autentycznie cierpię. Uważam, że to super, że doszłam do takiego etapu i staram się jeść rozsądnie. Będę też musiała rozplanować posiłki jak zacznie się rok akademicki no i wciąż pracuję nad piciem wody. Ech, praca, praca
Aha, a zmierzam do tego, że pracowałam cały czerwiec i wtedy najlepiej mi się chudło. Rano śniadanie, do pracy sałatka w pojemniczku lub pieczywo chrupkie, lub jogurt, ok. 18 kolacja. A takich przegryzek w pracy miałam ze 3, mniej-więcej o stałych porach. I jak waga leciała!