Zamieszczone przez katharinkaa na wątku u Rewolucji
HEJ SYLWUNIU
dzięki za wszelkie rolkowe porady :)
wiesz... chciałabym Ci powiedzieć tylko jedno: czuje tak samo.
Gdzieś w środku wiruje we mnie jak myślę że musze jeszcze 20 schudnąć około, bo wzrostu niestety wysokiego nie jestem...
ale zamiast o tym myśleć musimy skupić się na działaniu. Może inaczej: chcemy-- bo przecież wiem że chcemy, prawda? Chcemy w końcu zamknąć pewien etap swojego życia, poczuć się lepiej i zdrowiej i pewniej siebie.
A to jedyna słuszna droga ku temu celowi.
A jeżeli chcemy to znak że możemy już góry przenosić.
Nie będę Cię tu ani klepać po ramieniu bo to nic nie da, ani krzyczeć bo przyniesie to i tak wymierny efekt.
Niestety taki stan -pozornej ale jednak- "bezsilności" czuję tak jak Ty ostatnio dość często. To jest takie dziwne uczucie. Mix chęci + zapału, ale i strachu + obaw. Mi na to pomogło napisanie rozprawki na wątku Anikas 2 dni temu...jeżeli chcesz możesz luknąć oczywiście, nie wiem, jakoś poczułam w sobie siłę kiedy już to napisałam...tak mam problem, ale nie mogę przecież non stop siedzieć z założonymi rękami i dawać z siebie 20 % możliwości...przecież za 5 lat takiego życia będę się bić w pierś ze zmarnowałam tyle czasu... BA! za 5 lat... mądrze to wymyśliłam... ja nie mogę sobie darować, że przez ostatni rok dałam z siebie tak nie wiele... a przecież tak być nie musi !! przecież za kilka miesięcy na zdrowym stylu życia ze sportem, mogę już naprawdę wyglądać przyzwoicie o dobrym samopoczuciu nie zapominawszy... a wpychając w siebie same węgle & tłuszcze nie pomagam sobie.. one tylko na 30 minut dają energie.. a potem przychodzą długie godziny męki bo przecież trzeba je spalić... człowiek staje się zmęczony i ospały. Tak jest prawda potwierdzona naukowo. Ten rodzaj składników nie daje nam rzeczywistej długotrwałej energii do działania...ale nic to-- żeby dodać sobie energii bierzemy kolejną garść ciasteczek czy też wafelków. Paranoja... tylko ze za 30 minut musimy znowu zrobić to samo... a boczki rosną--już o stricte zdrowotnych aspektach takiego zachowania nie wspomnę.
Ale u mnie nawet do tego nie potrzebne są słodycze, potrafię zwykłym domowym jedzeniem dopchać się...bo... no i tu zaczyna się pełna lista: bo jestem zmęczona, śpiąca, zestresowana, zadowolona, uśmiechnięta, bo jest święto, bo jest zwykły dzień, bo mamy piękne słońce i to jedzenie to objaw radości , bo leje deszcz i trzeba się podnieść na duchu i zabić zmęczenie i tak dalej i tak dalej Ale to nic...to naprawdę jeszcze nic... ja czasami jem ot tak po prostu ...nie powiem że poza granicami własnej świadomości bo roześmiałybyście mi się w twarz. .ale gdzieś na jej granicy, na styku jawy i strefy niekontrolowanej... tak wiem, w tym momencie że nie powinnam jeść ale jakiś dziwny instynkt sprawia że jem dalej... i myślę sobie "jaka jestem głupia"- w momencie w którym wkładam sobie do ust kolejny kawałek czegoś dobrego. Daleko nie szukać...dziś rano- po przebudzeniu wchodzę do kuchni--bach stoi ciasto ...bach kawałek do buzi. Ale przecież nie byłam głodna, nie chciałam tego zrobić. Wiedziałem teże robię źle...tak wiem żałosne...
Powiecie teraz-- usprawiedliwia się, szuka wybielacza w postaci nie zupełnej świadomosći (haha--- ale zabrzmiało J J J)... może i tak jest, dyplomatycznie nie potwierdzam nie zaprzeczam- ale taka JEST prawda...bijcie, krzyczcie, ale ta właśnie ze mną jest... czasem robię to odruchowo... co robię aby to zniwelować? staram się myśleć częściej niż zwykle, kontrolować to ... wiem że powinnam założyć sobie dzienniczek i przed zjedzeniem choćby łyżki czegokolwiek zapisywać takie dane jak: data, godzina, samopoczucie, uczucie które mi towarzyszy, typ posiłku, rodzaj posiłku, waga posiłku, kaloryczność posiłku, ilość węgli, ilość tłuszczu, ocena w skali od 1 do 10 na pytanie: czy Twoim zdaniem to co teraz chcesz zjeść jest Ci rzeczywiście niezbędne, gdzie 1 oznaczałoby: „oczywiście że nie!!”, a 10: „Tak- bo to jest zdrowe i ma mnóstwo witamin a poza tym jestem strasznie głodna!” Logicznie rzecz ujmując bo wpisaniu czegoś niższego niż 4 nie zjadłabym tego—bo przecież mam przed sobą logiczne argumenty: to jest tłuste, bardzo kaloryczne, niezdrowe, a poza tym nie jestem głodna tylko zmęczona, wiem że zjedzenie tego mi nie pomoże a tylko wprawi w wyrzuty sumienia i doprowadzi do wzrostu wagi. Jeżeli wpisałabym pomiędzy 4 a 7 przemyślałabym wszystko jeszcze raz po czym podjęła decyzje, a 8, 9 i 10 oznaczałoby: wsuwaj na zdrowie!
I może robiąc tak za każdym razem przez 21 dni--bo tyle trwa wyrobienie w sobie nawyku i połączenia neuronowego w mózgu-- nauczyłabym się kontrolować co jem, kiedy, panować nie tylko nad kompulsywnym jedzeniem ale i nad emocjami...ale kurcze... to jest przerażająca myśl, przywiązać się do zeszytu i za każdym razem myśleć o tym wszystkim. Jasne- uchroniłoby mnie to przed podjadaniem, wzbudziło więcej rozsądku.. ale czy warto ? czy takie zapiski, choć polecane przez wielu specjalistów są czymś normalnym? czy nie sprawiają że popada się w anoreksję? w bulimię? czy nie doprowadzają do fiksacji na problemie? do tego że ciągle i ciągle myślimy o jedzeniu? czy tak być powinno? Bo ja nie wiem... mam mętlik w głowie. Z jednej strony wiem, że notki, rozpiski, jadłospisy pomagają, ale czy to jest normalne zachowanie? czy ma to coś wspólnego ze zdrowym stylem życia -który jeżeli chcemy utrzymać osiągniętą w końcu wymarzoną wagę - i tak musimy rozpocząć? Przecież normalne osoby po prostu jedzą, nie rozmyślając o tym zbytnio...no tak.. ale one nie mają z tym problemów, po prostu mogą sobie pozwolić na taki styl życia bo im on nie szkodzi, mają świetną przemianę materii i pewnie mocne hamulce które mówią: tak już się najadłeś. A większość grubasków niestety nie, maja z tym problemy. I co zrobić? może jednak warto kupić zeszyt, wydzielić w nim rubryki i wyjmować go z torebki za każdym razem ? może ta męczarnia 21 dni przyniesie efekty w przyszłości i sprawi że coś się w nas zmieni? nie wiem...ja chyba spróbuje, podobno tonący brzytwy się chwyta. A ja już prawie tonę. Bo musze w końcu zapanować nad tym co robię, przejść ze stanu podświadomości do pełnej świadomości. Bo jeżeli pozwolę sobie na zachowanie tego nawyku niekontrolowanego podjadania- prędzej czy później-ale w końcu zatonę... i będzie już nawet za późno aby paradoksalnie odbić się od dna.
Cholibcia.. ale się rozpisałam... ja nie wiem... jakieś dni filozoficzne przechodzę czy jak? Najpierw u Ani teraz u Ciebie...i żeby chociaż na swoim wątku...Przepraszam Sylwuniu, jedno Twoje słowo i już to wszystko kasuję.
Ale jeżeli chciałabyś się do tego ustosunkować- będzie mi bardzo miło.. jednak nie zmuszam... jak by co kasuję bez problemu
Kiss :* miłego dnia!