Puk, puk!
Puk, puk!
życze miłego dnia :* , co słychac ?
camolinko gdzie jesteś???
CEL CAŁKOWITY 101 ---------> 67http://dieta.pl/grupy_wsparcia/xxl-20-kg-i-wiecej/14807-dobre-zycie-dobre-bycie-czesc-1-a.html
CEL DO WRZEŚNIA 89
Dziewczynki moje Kochane!!! Widze, ze tylko tutaj moge znalezc zrozumienie... Przeprszam za znikniecie i nie obiecuje, ze znowu nie znikne... Nie chcialam Was zarazc moim cholernym dolem, ale juz jest tak gleboki, ze jak ktos nie poda mi reki to sie zakopie...
Pomijajac dietoporazke... Jest do bani...
Probuje sie zebrac, ale sil starcza mi tylko na placz... nie w sensie, ze uzalam sie na swoja tusze...
Powod to rodzice... Glupia jestem, nie wiem co mam robic, nawet maz nie jest w stanie mi pomoc, moze ktoras z Was stojacych z boku obiektywnie rzuci okiem na sprawe...
Otoz rodzice... Przed swietami umawialismy sie na obiad, nic wielkiego, ale dwa razy przekladali, bo tatus zniemogl (czytaj zapil, w sumie to mama rowniez)... Ok, nie ma sprawy, znam to... nie jest to nowosc... Swieta, zaprosili nas na swiateczne sniadanie na 12... O 11 zadzwonila mama, zebysmy nie przyjezdzali... (tatus zapil)... Slow mi zabraklo, w koncu to byly swieta... ale na szczescie Misiek zadzwonil do swoich rodzicow i przyjeli nas z otwartymi ramionami... w sumie jakbysmy mieli zostac w domu, nie byloby tragedii, ale to w koncu swieta, chcielismy pobyc w szerszym gronie...
i teraz byl dlugii weekend... zadzwonilam 30 kwietnia, czy mozemy przyjechac - oczywiscie czekamy, bedzie super... Ja pojechalam z dzieciakami, a Misiek mial dojechac 2 bo pracowal, no i zaczelo sie 1... Umowilismy sie, ze wieczorkiem zrobimy sobie grilla, ale tatus pobiegl po poludniu po znajomych i zapili... Jak w koncu poszli znajomi, to powiedzialam, ze jest mi przykro... ze umowa byla inna... A oni sie schlali... Przy znajomych cwierkali jak wrobelki, popisywali sie wnuczkami... A jak tamci tylko wyszli za prog, zaczeli sie klocic wyzywac, matka naskoczyla na mnie, zebym sie zajela swoimi bachorami... Ojciec stwierdzil, ze mial miec dzisiaj "URLOP", bo mial zawody... (czytaj urlop od rodziny)... Matka potem mi wypomniala, ze jak przyjezdzam to sa dla nich duze koszty, bo musze miedzyinnymi kupic "serki dla dzieci" - wymienila to na pierwszym miejscu... Dodam, ze jak wczesniej do nich jezdzilismy to wszystko kupowalismy, ale zawsze mowili, ze nie trzeba, bo oni kupia... a teraz takie slowa... Juz mniej by mnie to dotknelo, jakby mi wypomniala, ze ja JEM na ich koszt...
@ wrocilam do domu i nie odzywam sie do nich, dzwonili pare razy, ale nie odbieralam... Nawet nie wiem czy pamietaja co nagadali... jak sie zachowali...
i najbardziej w tym wszystkim wkurwia mnie to, ze to ja teraz zle sie czuje... ze to moja wina, ryczec mi sie chce... mam ochote do nich zadzwonic... ale sie boje, ze beda zli...
Jak mozna tak skrzywic psychike wlasnego dziecka... Wiem, ze to nie moja wina, ale sie boje, rece mi sie trzesa, ryczec mi sie ciagle chce... Nie wiem co robic...
Domagaja sie szacunku do siebie, a nie maja za grosz szacunku do mnie...
Jestem do niczego...
Pouzalala sie i spada...
Wiecie co mnie jeszcze dobija, ze ja nawet nie mam znajomych, przyjaciol... nie mam sie komu wyplakac w rekaw... dlatego Was tym obarczam... Przepraszam...
Cześć kochanie:*
Troszke mnie zasmucił Twój post ale niestety trochę wiem o czym piszesz (może kiedyś i ja się tu wyżalę). Pamiętaj, że jesteś wartościową dziewczyną i nie chcę słyszeć tekstów pt. "jestem do nieczego"
Rodziców się niestety nie wybiera... są jacy są i mimo tego, że żal ściska serce to niestety Ty ich nie zmienisz... jedynie oni sami mogą to zrobić...
Masz wspaniałe dziewczynki, męża - swoją rodzinę Uśmiechnij się bo masz dla kogo żyć A rodzice... cóż... miejmy nadzieje, że kiedyś zrozumieją jak Cię krzywdzili... a póki co przestaw się na grzecznościowy tryb życia z nimi... nie ma co się kłócić bo pewnie jedynie Ty będziesz przy tym cierpieć. Wiem, że nie jest to łatwe ale ogranicz spotkania z nimi do minimum mniej spotkań = mniej stresów... albo umawiaj się z nimi u siebie - na swoim gruncie będziesz się czuła pewniej.
Buziaki
Carolimko kochana tak mi przykro ... za rodziców..Ty jesteś super w żadnym wypadku nie obarczaj siebie ...ja mam cudownych rodziców.. ale teściowa taka że lepiej nie mówić ale tez musze iśc na ustępstawa bo mąż jedynak a to jego matka dobrze że mieszka 200 km. ode mnie bo inaczej nie wiem co by było.. wojna i tyle...
Co moge Ci doradzić...to że rzeczywiście ogranicz kontakty do minimum żebys się nie stresowała.. pamiętaj masz wlasną rodzinę własne dzieci.. więc głowa do góry masz dla kogo żyć i kogo wspierać...a rodzice - to oni powinni miec wyrzuty sumienia a nie Ty!!!!! Trzymaj się kochana i zaglądaj tutaj czasem.... to jest rzeczywiście tez dobre miejsce żeby sie wyżalić....Piszesz że nie masz przyjaciół żeby sie wyżalić nas traktuj jak swoich przyjaciół .. a jak będzisz miała ochote na spotkanie to ja pracuje w Warszawie i jak będzisz chciała sie spotkac to dogramy terminy opieke nad dzićmi i wyskoczymy gdzies na kawę i lody!!!!!!
Kasia
A to mój stary watek w końcu w nim zrzuciałam 10 kg.:http://forum.dieta.pl/viewtopic.php?t=73279
http://www.dieta.pl/grupy_wsparcia/s...ead.php?t=1257 - a to początek nowej drogi
Dzieki dziewczynki
Dzisiaj jezeli zadzwonia to chyba w koncu odbiore i powiem, ze niczego od nich nie chcemy... Boj sie tej rozmowy... ze beda chcieli sie spotkac... W sumie to jest przykre, ze jakos bardzo im chyba nie zalezy na kontakcie... Przykre jest tez to, ze niestety mieszkamy zbyt blisko... pocieszajace, ze nie bedzie ich do wrzesnia w Warszawie...
Dobija mnie jeszcze to, ze na siostre tez wtedy naskoczyli, a ona im tak latwo wybaczyla... a naprawde sprawili jej chyba wiecej przykrosci niz mnie i mojej rodzinie... Stad biora sie mysli, ze moze przesadzam... zeby to bylo pierwszy raz... ale niestety nie bylo... Kurcze dzieci sa naprawde w stanie wszystko wybaczyc rodzicom... Musze byc silna... Kontakty ogranicze do minimum...
Piekna - chyba masz racje, kontakty do minimum, taka zabawa w nieodbieranie jest dziecinna... w koncu i tak bede musiala z nimi pogadac, a im pozniej tym gorzej...
Kasia - dzieki za slowa otuchy Prawde mowiac to sama sobie jestem winna... nie potrafie znalezc nowych przyjaciol, a starzy rozjechali sie po swiecie... A co do spotkania nie mowie nie ale wolalabym po wyjsciu z dolka bo strasznie smetna sie zrobilam...
Nie jestęs....:*Jestem do niczego...
Pozatym ja se przychylam do słów dziewczyn...
Żyj i ciesz się swoimi dziećmi,mężem,którzy cię bardzo kochają
Zakładki