Witajcie kochane
Wczoraj skończyło się dla mnie oszukiwanie samej siebie i swojego organizmu (kurcze, czemu to zawsze ja na tym źle wychodzę ), obiecywanie: od jutra (a najlepiej: od poniedziałku ), tłumaczenie swojego lenistwa (to chyba jakiś cud, ale zawsze jak zaczynałam ćwiczyć dostawałam okresu ). Koniec. Od rana jestem na diecie. Jeszcze nie liczyłam kcalorii, ale jakby co, to mini głodówka pierwszego dnia mi nie zaszkodzi (może w końcu jelitka mi opustoszeją).
Ale kilka słów o sobie. Gruba 30-to latka. Świetnie wychodziło mi zawsze zaczynanie. W tamtym roku schudłam prawie 10 kg, ale potem ..... chyba mi się odechciało. Nie potrafiłam przetrzymać kryzysu, kiedy to waga przez dwa miesiące nie ruszała się z miejsca. Potem zaczęła przesuwać się w "odmiennym od przewidzianego" kierunku. Chyba po prostu moja dietka była zbyt mało kaloryczna. To było 1000 kcal. Teraz zastanawiam się nad 1200. Ważę 77 kg i mam 158 cm. Jak myślicie?
Do tego oczywiście ruch. Dziś przestepowałam na stepperku 2500 kroczków
No to zaczęło się
Zakładki