ok, przyznaje się...
przegrałam dziś i to nawet nie ze swoim "zdrajcą" a z mężem...
znaczy to jest takie szukanie wymówki bo jakbym się zaparła to by nic z tego nie było ale...
udało się mojemu mężusiowi załatwić pewną ważną sprawę i z tej radości, pozbierał nas wszystkich i na lody zawiózł... niby mówiłam że nie chcę, że się obejdę ale...
zjadłam najmniejszą porcję super pysznego amerykańskiego loda (taki kręcony z maszyny i oblewany pyszną miętową, zieloną czekoladą) i jedyne co mi zostało po nim to nieczyste
sumienie... doliczyć mogę jeszcze nieprzyjemne odbijanie się tą czekoladą teraz...
a tak mi dobrze szło... nawet godzinę rowerka zaliczyłam rano...
ok, nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem...
a poza tym w nocy mnóstwo kalorii spaliłam na "nie spaniu"
a i obiadu nie zjadłam...
amelka999 jeszcze dzieci doliczyć i już masz lodówkę i szafki wypchane łakociami... dobrze chociaż że lubią to czego ja nie bardzo...
Kasikowa z tymi bułami to jest urwanie głowy, raz im pokazałam że potrafię taką upiec i teraz ciągle męczą. tyle dobrego że do wyrabiania ciasta drożdżowego mnóstwa energii trzeba zużyć
Ivett teraz już dobry ale wieczór...
Fruktelka mnie nie boli ale córcię mi dziś ze szkoły przywieźli z obandażowaną kostką...
mówię, coś się do nas przyczepiło i tak nas męczy... jakieś uroki muszę odczynić...
tenia55 uważałam i najpierw spróbowałam... nic się nie działo więc godzinka zleciała...
co z tego jak to co wypedałowałam to potem zjadłam...
jutro wtorek więc i ważenie... pewnie nawet nie mam po co iść na tą przychodnię...
Zakładki