Nie laskuj mi tutaj, bo mnie pusty śmiech ogarnie zaraz

Powiem Ci, że pierdzielimy się z tymi kilogramami jak matka z łobuzem normalnie. Trza spiąć zad i dociągnąć wreszcie do finiszu, no bo co w końcu, doprawdy!

Bo ja co prawda z sił na pisanie to już dawno opadłam, ale se nie myśl, że raz na jakiś czas nie wpadam na rekonesans na forum i nie kontroluję, co Wy tu pod moją nieobecność wyczyniacie A Twój wątek to poddaję regularnemu nadzorowi

Ale żeby nie było, że tak tylko kontroluję, a sama się nie spowiadam: czytaj, krzycz, smagaj batem 4 lata temu jak tu wpadłam, to po Dukanie zahaczyłam nawet o 68 na wadze. A potem coś się wzięło i skichało i tak się bujałam parę lat: tu kilka kilo w górę, tu kilka kilo w dół, jak taka wańka wstańka po lobotomii normalnie, mówię Ci.

WTEM przyszedł czerwiec 2014 i ze zdziwieniem dostrzegłam, że jak przechodzę przed drzwi, to jakoś tak mniej przestrzeni od mojego biorda do futryny zostaje, niż zwykle. Wejszłam zatem na wagę i SZOK I NIEDOWIERZANIE, prawie 83. No czujesz, że jako ten cymbał przywaliłam przez ten paroletni okres rozprężenia prawie 15 kilo? No cymbał, po prostu cymbał.

No ale tak dostałam w michę tym pomiarem, że się na przełomie czerwca i lipca zebrałam i jakoś się tam kulam pomału w dobrą stronę, ale bez żadnej wielkiej spiny. Teraz np przez 2 miesiące znów dietetycznie bimbałam, rozrostu dupy co prawda to nie spowodowało, ale drastycznych spadków również brak

Więc od listopada się znów ogarniam z życiem i jak już tu wpadłam poodkurzać na forum, to otworzę gębę, żebyś mnie mogła trochę wychłostać za niesubordynację Także szalej

Ale spinamy już te tyłki tak na serio, co? Melduj co tam, jak tam