Dosyć niekonwencjonalny sposób na utratę wagi ..ale jak daje trochę radości to czemu nie. Najważniejsze to iść do przodu.
Wiem, wiem, ale pisząc tu, liczę się też z krytyką. Jak nie piłam też spadała, jednak ostatnio długo był zastój, więc coś musiałam wymyślić żeby się nie załamać.
Wiem też, że szybko spada i to trochę dobrze, a trochę mniej dobrze, ale właściwie to nie chodzę głodna, jem to, co mogę, niczego nie ograniczam, nie głodzę się, więc...niech sobie spada. Na pewno inaczej to wygląda w moim przypadku, gdy miałam do zrzucenia około 50kg, a nie np.5.
Dziś było 115.7/116.2. Nie podoba mi się to nowe forum, nic a nic
Ostatnio edytowane przez Koszmarek ; 26-05-2015 o 22:01
Oj, dawno mnie nie było. Dalej dietowo, tylko coś zastój wagowy był bardzo długi. Niestety zaczęłam zmniejszać porcje jedzenia, bo zastój zaczął mnie demotywować i bałam się, że zaraz to rzucę w cholerę... Ale w końcu waga spadła, dziś pokazała 113.5, a ogólnie w tym tyg. było maks 115.2. Ale boję się ruszać suwaka, boję się, że jak zacznę jeść tak żebym nie była głodna, to znowu będę mieć 117 na razie staram się sobą nie martwić, ale mam nadzieję, że nie pójdzie to w złym kierunku, jeśli przez kilka dni mi nie wzrośnie, to spróbuję zacząć jeść więcej, ech.
Dziś już zjadłam sporo, bo jajecznicę z 4 jajek (tak, tak, zmieściła mi się, mam rozciągnięty żołądek jak na grubasa przystało), mam jeszcze całą pierś i może coś jeszcze wymyślę. Przykładowo w tym tyg. jadłam na śniadanie np. pierś i potem 2 drobiowe kiełbaski w ramach kolacji. Albo pół piersi rano i udko gotowane bez skóry na kolację. Raz był twarożek 250g + korniszon + trochę jogurtu naturalnego i pierś na kolację. Tak, widzę mnóstwo żywieniowych błędów i muszę nad tym popracować, bo zaraz całkiem będę musiała przestać jeść żeby waga spadała, ajajaj, ale tak się boję przytyć, że aż boję się jeść.
Ostatnio edytowane przez Koszmarek ; 14-06-2015 o 13:37
Nie wiem ile ważyła ta pierś, ale jeśli nie była to pierś z indyka i to w całości, to bardzo źle mi to wygląda ;( 4 jajka + cycek, toż to ok 700 kalorii, a powinnaś jeść moim zdaniem minimum 1700). Miło, gdy waga spada, ale uwierz mi, do niczego dobrego tą drogą nie zajdziesz, sama 10 lat temu schudłam prawie 40 kg, zaczynałam od 1200 kalorii, a skończyłam na 700, własnie dlatego, ze waga nie chciała spadać. Skończyło się obwisłą skórą, wypadającymi włosami i metabolizmem tak spowolnionym, że do teraz odczuwam tego skutki, a wagi oczywiście nie dałam rady utrzymać i po 2-3 latach wróciło z nawiązką.
Moim zdaniem na naprawdę długie przestoje warto jest dorzucić więcej wody, mniej soli i więcej ruchu, najlepiej takiego, który nie obciąża stawów ( basen, spacery, rower). Narobili nam w Zabrzu parkowych siłowni, słonko świeci, miło się ćwiczy, na basenie na placu Krakowskim też tłoku nie ma, czasami tak trafiam, że jestem tam sama
Może uda ci się przy okazji dorwać gdzieś wagę pokazującą ilość tłuszczu/ wody/ mięśni w organiźmie, może wcale nie masz przestoju, tylko mięśni ci przybywa, a te są cięższe od tłuszczyku, a może spada tłuszcz, a woda stoi ?
Coraz rzadziej piszę, ale trzymam się diety... Choć właściwie chwilowo mogłabym nazwać wątek: głodowanie na Dukanie. Dlaczego? Zdarza mi się jeść bardzo mało, bo boję się przytyć. Ale ale...za to waga pokazała dziś 109.5 kg, jednak jak dziś uda mi się jeść normalnie, to zostawię sobie na suwaku margines błędu i dam 110.5, mam nadzieję, że więcej już nigdy nie będzie.
Wczorajsze menu: 100g sałaty + jakieś 400g mięsa z indyka, no i chyba jakiś ogórek, bo mam fazę P+W.
Dzisiaj na razie nie jest źle, bo zjadłam jakieś 100g serka wiejskiego light + jajko, no i jakieś 300g mięsa z indyka pieczonego na wodzie. A, no i ogórek małosolny. A na wieczór rozmrażam 2 podudzia z kurczaka, więc jutro spodziewam się bardziej wzrostu wagi, ale cóż, w weekend trzeba coś zjeść.
Ahaaa, zapomniałabym - wczoraj tak długo patrzyłam na nektarynkę, niemal się do niej modliłam, no i zgrzeszyłam - siostra niemal siłą ją we mnie wmusiła, no ale trudno, potrzebuję pewnie jakichś witamin. Mój drugi żywieniowy grzech od początku diety, więc jakoś się trzymam. Boję się, że moje różne zaburzenia depresyjne etc. będą miały wpływ na bardziej autodestrukcyjne odchudzanie, ale cóż, jestem zdesperowana, jak schudnięcie nie zmieni czegoś na lepsze, to już nic tego nie zrobi. Mam dość bycia brzydszą, grubą, niezauważaną, szarą myszką, w dodatku wiecznym singlem. Zobaczymy jak to wyjdzie.
Zakładki