I znowu to samo...zniknęłam na długo!!! ale już jestem...i tą razą już nic nie obiecuję...bo ile razy coś obiecywałam to nie dotrzymywałam słowa...ale to naprawdę często nie zależy ode mnie...na uczelni huk roboty...MAMY JUŻ PRWDZIWYCH,ŻYWYCH,Z KRWI I KOŚCI PACJENTÓW!!! ...ale nie o tym chciałam...

tak więc jestem...i znowu się za siebie biorę...nie wiem który to już raz...ale jak zawsze mam nadzieję,że to już ostatni i że w końcu osiągnę swój cel...

jakby nie było...mamy nowy miesiąc...idzie wiosna i w ogóle...

mam jednak problem...i to nie mały...i liczę Dzieczynki na Waszą pomoc z całego serca...albowiem,miewam już od dłuższego czasu takie jakieś dołki,chandry czy depresje...jak to zwał tak to zwał...ale to jest straszne...nienawidzę siebie wtedy,uważam że nie ma się po co starać,że nie ma i nigdy nie będzie dla kogo się starać,mam wrażenie że nic dobrego mnie już nigdy w życiu nie spotka,nie będę miała rodziny-męża,dzieci,trzech psów...cały czas się boję,że nie będę miała się do kogo przytulić...że wszystko zostanie tak jak jest teraz...myśl,że jestem SAMA mnie po prostu paraliżuje...w dzień,jak jestem na uczelni jest całkiem ok,ale jak przychodzą wieczory zaczynają się kłębić w mojej głowie jakieś czarne myśli...wpadam z jednego dołka do następnego...

ja się nie poznaję...kiedyś to ja wszystkich pocieszałam,chodziłam zawsze uśmiechnięta a teraz...rzadko kiedy budzę się rano z nie zapuchniętymi od płaczu oczami...

jak ja mam na nowo uwierzyć,że to co dobre dopiero przyjdzie,że nie wszystko jeszcze stracone???