Czytam wasze wpisy, i zastanawiam sie - zupelnie serio - co sie dzieje takiego, ze kobiety ktore maja dosc jasno wytyczony cel, wiedza od czego utyly, maja motywacje do schudniecia nawet silniejsza od mojej sprzed dwoch lat, za soba pierwsze, albo nie pierwsze sukcesy, rzucaja sie na zarcie - bo tak odczytuje deklaracje o "wpadkach" dietetycznych. Co sie z wami dzieje w takich momentach? Macie zamroczenie i nie kontrolujecie tego, co robicie czy wrecz przeciwnie - opychacie sie z pelna swiadomoscia konsekwencji?
Odchudzanie dlugodystansowe zawiera w sobie margines na sytuacje, w ktorych dieta musi byc troche mniej restrykcyjna. Imprezy, etc. Wg mnie nie ma mowy o "wpadce" dopoki kontroluje to, co jem. Zjem kolacje i deser - jesli bylo wszystko zaplanowane, to jest to rzecz normalna (raz na kilka tygodni). Wpadka moze byc nieplanowany batonik albo wafelek, po ktory reka siegnela samodzielnie, gdy rozum spal.
W momencie, kiedy uswiadomilam sobie ze MUSZE i CHCE sie odchudzac, postanowilam ze wpadek nie bedzie - ze nigdy wiecej nie strace kontroli nad zarciem - ani nad tym CO jem, ani nad tym ILE jem.
Cialo i organizm to nie jest maszyna do odchudzania, ale na nasz uzytek warto przez chwile na siebie tak popatrzec, technicznie. Rozpoczynajac diete programujemy sie na dzialanie odwrotne do naturalnego. Chudniecie to dla organizmu wysilek. Musimy tak postepowac, by mu to maksymalnie ulatwiac. Wpadki to tak, jakbyscie to silnika pracujacego sypaly piasek. Zatrze sie? Raczej na pewno. A to nie silnik, tylko wasz organizm, wasze zdrowie, wasza ptzyszlosc do jasnej cholery. Warto to wszystko rozmieniac na chwile z zarciem?
Zakładki