No i nastał kolejny dietkowy dzionek... wstałam, naspacerowałam się z jamniorem (grunt, że nie pada) wcięłam danio na śniadanio i o. Właśnie dziś zdałam sobie sprawę, że nie tęsknię za chlebem, ziemniakami, makaronami itp. co najważniejsze nie ciągnie mnie do słodyczy W ogóle jem owoce, staram się te, które nie mają dużo cukru a są mało kaloryczne.. abruzik mniam białko w postaci np niskokalorycznej gowotanej fasolki szparagowej, mięsko też... np plasterek schabu, ale nie w postaci tradycyjnego schaboszczaka, tylko po prostu obsypany przyprawami i usmażony bez dodatku tłuszczu... wystarczy mi mój hahaha muszę tylko troszkę więcej pić... gdyby było upalnie to pewnie piłabym wodę litrami, ale jest zimno i nieprzyjemnie i się nie chce, a jeden kubek zielonej herbaci mi starcza na wieczór... narazie nie kontroluje spadających kilosów, chyba dojrzałam w tym odchudzaniu... wiem, że nic nie dzieje się od razu... kiedyś zaczynałam dietę i gotowa byłam wazyć się co godzinę z nadzieją patrząc na wyświetlacz wagi hehe boszzz jakie to naiwne było teraz powiedzmy co tydzień będę kontrolować co się dzieje

Miłego dietkowego dzioneczka kochane Grubcie