wiem, ze jak sie chce wywolac porod to sie pije herbate z lisci maliny. Moze pomoze z @ ?:P
a z twojego opisu, to moze byc zespol nadwrazliwego jelita cienkiego.
wiem, ze jak sie chce wywolac porod to sie pije herbate z lisci maliny. Moze pomoze z @ ?:P
a z twojego opisu, to moze byc zespol nadwrazliwego jelita cienkiego.
Misiu o jedwabiu też słyszałam, a dokładniej o tym z firmy Gliss Kur, chciałam nawet kupić, ale wChęcinach nie ma A Wax kosztuje 28 zł, na średniej długości włosy, takie jak moje, starcza na ok. 4 miesiące, więc jest dość wydajna. Co do bólu, którego w życiu doświadczyłam to chyba tylko ból pęcherza, z brzuchem nigdy nie miałam specjalnych kłopotów, ale współczuję, bo moja mama miała coś podobnego, robiła wszelakie badania, testy na bakterie, miała nawet skierowanie na gastroskopie, ale przeszło jej samo Miłego dnia, pozdrawiam
Witaj Misiu
Co słychać w ten straszny bo bardzo upalny dzień Normalnie tak grzeje że w domciu siedzę bo nawet siły na spacer nie mam w takie gorąco, no i dla dzieciaków też niewskazane takie słońce. Poczekamy do 16-17 i dopiero wyruszymy na bardzo długiiiiiiiiiispacer.
Jak tam brzuszek, już nie dokucza
Witajcie, dzisiaj to mi odbiło i przeszłam samą siebie chyba......
Obudziwszy się o 4.26 poczęłam się przewracać z boku na bok, co poskutkowało stwierdzeniem, że na pewno już dziś nie zasnę. Zawiesiłam oko na niebie za oknem i przypomniałam sobie znienacka, jak ogromnie lubię wschody słońca i wczesne wcześniutkie ranki. Słońce za oknem już wstało, a jakże, nie darowałoby sobie. Po chwili dłuższej kontemplacji nad dramatem egzystencji, zebrałam się z wyra, wlazłam w moje milusie różowe (sic sic sic!) spodnie i koszulkę kumpla (kombinuję, jak jej tu nie oddawać), związałam sobie wysoko włosy (bo to irracjonalnie daje wrażenie dynamizmu) i 0 4.45 wylazłam przed blok, gdzie spotkał mnie wielki żółty pies i trącił mnie nosem. Ja go trąciłam łapą i poszłam dalej. Dolazłam do lasu (tak zwanego) i rzuciłam się pędem przed siebie. Kiedy zaczęłam się wreszcie dusić (a nie trzeba było długo czekać ze względu na astmę wysiłkową), pokonałam las w poprzek w sposób marszowy. Później znowu zaczęłam latać (znowu odrobinę), po czym pomachałam łapami i nogami celem rozciągnięcia. Byłam z siebie strasznie dumna, wobec czego przeleciałam jeszcze kawałek lasku, żeby być dumną jeszcze bardziej. Po natrafieniu na huśtawkę z opony postanowiłam się na niej uwiesić, jednakowoż usiadłam i gapiłam się na gawrona. Gawron gapił się na mnie. Po krótkiej sesji gapienia powstałam z oponiastej huśtawki i udałam poza lasek, pokonując kawałek przestrzeni i napotykając straż miejską, stado rozwścieczonych wron, dwie małe sroki, śmiesznego pieska na krótkich, świńskich nóżkach, multum kwitnących akacji, panią zamiatającą chodnik...... pozbierałam trochę piór z chodnika i umieściłam je w krzakach uznając, że pirórom na pewno lepiej będzie w roślinie niż na betonie. Polazłam do parku, pogapiłam się na kaczki (śpiące jeszcze w większości z dziobkami zanurzonymi w pierzu na plecach - jak im się kark nie skręci, ja się pytam!!??) Zauważyłam dwóch wędkarzy, którzy nie wiem co właściwie chcieli osiąnąć w niewielkim parkowym stawie (później dostrzegłam małą rybkę pod taflą wody, więc może i było tam co łapać). Utkwiłam na ślicznym mostku patrząc na miniwodospad, a raczej słuchając odgłosu owego malusiego potoku. Maniakalnie dźwięk lającej się, spadającej wody lubię. W krajobrazie coś mi jednak nie pasowało, mianowicie zielona butelka po piwie wrzucona do potoku, wobec czego zlazłam ruchem inwalidzkim z wału trawy, przycupnęłam na kamieniach i wyciągnęłam butelkę. Butelka była pełna wody, więc wylałam jej zawartość. No jak ślicznie szkli się taka spadająca woda w łagodnym porannym świetle! Woda została wylana. Dumna z siebie coraz bardziej wywaliłam śmieć do kosza. Dając upust epizodowi maniakalnemu, który mnie niewątpliwie spotkał, wdrapałam się na pagórek. Klapnęłam sobie na trawie i zaczęłam zbierać koniczyny, bo uznałam, że byłoby kapitalnie zrobić wianek, w końcu tak dawno tego nie robiłam. Przyglądał mi się niewielki, bojaźliwy kundel przynależący do zblazowanej pani w zielonym sweterku. Towarzyszył niekoniecznie w zbieraniu, ale czynnie mi się przyglądał. Wianek okazał się wielki, dużo za duży i niechybnie spełniłby rolę końskiego chomąta. Spacerkiem wróciłam do domu o godzinie 6.00, zauważając po drodze ogłoszenie na temat zaginięcia papużki nierozłączki. Ciekawe, jak znaleźć papużkę nierozłączkę. Już łątwiej znaleźć srebrzystego kota. A takowy też zaginął, o czym przekonałam się odczytując następne ogłoszenie. Wszystko się gubi, czy jak? A może chce do wolności? W domu wzięłam prysznic, wymyłam łeb, wypeelingowałam się, zrobiłam cały expres kawy, kanapki Tomkowi do pracy, sprzątnęłam książki walające się wszędzie i położyłam z lekturą i herbatką do łósia. Pół godziny później zadzwonił budzik, a Tomcio zaczął jęczeć, że on nie chce tak wcześnie wstawać........................
Poniżej: kawałek tego mojego parku i ptaszek parkowy (łyska), mój ulubiony Nie, że w smaku ulubiona, tylko estetycznie, z wyglądu Jeszcze niżej: kawałeczek lasu, który mam pod domem (blokiem)
No to dzionek (a co tom dzionek przecież to prawie noc była) rozpoczęłaś bardzo aktywnie.
Ale nie masz wrażenia że jak się tak wcześnie wstaje i jeszcze na spacer pójdzie to więcej chęci do życia jest na cały dzień. ja tak mam, codziennie wstaję o 6, zawożę później małą do szkoły, nabieram świeżego powietrza w płuca i już jest super.
Misio - przeczytalam z zapartym tchem twój eksytujacy poranek - potrafisz wspaniale pisac - zwykly codzienny poranek tak barwnie przedstawilas ze az chce wiedziec co było dalej .....
Powinnas napisac ksiazke ja ustawie sie w kolejce do kupienia
zdjecia parku sa sliczne i ta ptaszyna Warszawa ma swoj urok
Widzę, że dysponujesz talentem literackim Nie pisałaś nigdy opowiadań ? Napewno twoje pióro nabazgrałoby wiele ciekawych historii. Świetnie formułujesz zdania
cóz, ja nie powiedziałabym, ze ów poranek był zwykły
kilka razy w zyciu przytrafiło mi się wstać tak wcześnie, jednak ja kieruję wtedy swoją energię w inną stronę. otóż, odurzona wczesną porą, dochodzę do wniosku, że 4, 5 nad ranem to najlepszy czas na przemeblowanie, w związku z czym przesuwam szafy(łącznie z zawartością), zrzucam komputer z biurka, trzepię dywan na balkonie (tak przy okazji) i robię w szufladach generalne porządki. zdarza mi się wtedy też wywalić na podłogę wszystkie ciuchy i wpaść w szał segregacji (spodnie, bluzki, zima, lato, będę nosić, nie będę... itd. ). najmilsze w tym wszystkim jest to, ze o tak absurdalnych godzinach ma się energii tyle co sześciolatka na amfetaminie.
a tak w ogóle, to cześć .. bo po raz pierwszy Cię odwiedzam
i miłego dnia życzę!
jeeej jak Ty cudownie piszesz! daj mi trochę tego talentu co??? świetnie spędziłaś poranek
Misiu jak tam dzisiejszy poranek Równie fascynujący jak wczorajszy
Zakładki