Witajcie!
Andzia, ja Ci powiem, ze moj pierwszy tydzien na tej diecie to bylo jedno wielkie obzarstwo. Jadlam wszystko co tylko bylo mi wydzielone, bo w porownaniu z innymi wczasowiczami czulam sie szczupla. To mi dodalo pewnosci siebie na tyle, ze nie czulam sie zmuszona udawac ze wlasciwie "jem jak ptaszek wiec skad ta nadwaga?". Efekt byl taki, ze schudlam 2 kilo. Nawet liczylam sobie kalorycznosc zjadanego zarelka i wcale nie wychodzilo mi 400 kcal, jak podaje ksiazka, ale jakies 800. Nawet pani Dabrowska na swoim wykladzie podkreslila, ze kalorycznosc diety serwowanej w sanatorium jest wyzsza, niz podaje ksiazka. Ludzie mimo to chudli i zdrowieli. Wazna jest zatem nie ilosc (w ksiazce stoi ze ilosc jest dowolna) ale to, zeby nadal byly to wskazane produkty. Nie zalamuj sie, jesli spadek wagi dzieki temu bedzie mniejszy. Szczerze mowiac zauwazylam, ze na tej diecie nie chudnie sie wcale tak szybko (jesli jemy wiecej niz przyslowiowa ptaszyna). Wydaje mi sie, ze jesli najemy sie tych warzyw na jakies 1000 kcal dziennie (a przyznasz, ze jest to duzo objetosciowo, ja osobiscie w zeszlym tygodniu zaliczylam taki wynik) to chudnie sie jakis 1 kg na tydzien. Tylko na poczatku tak sie galopuje ze spadkiem wagi. Mysle zatem, ze odzywianie wewnetrzne, na ktore przestawiony jest nasz organizm, odbywa sie chyba wolniej, niz odzywianie zewnetrzne. Poza tym podobno z czasem (a mysle, ze nie chodzi tu o 2, 3 dni diety, ale np po tygodniu) glod maleje a nawet zanika, wiec nie chce sie juz tak na jedzenie rzucac. Ty przechodzisz teraz ten najgorszy moment diety, chyba 3 albo 4 dzien. To naprawde kryzys. A teraz pozwolcie, ze zasile ten watek tradycyjnie juz wyciagiem z ksiazki traktujacej o psychologicznych aspektach diety. Sklonila mnie do tego uwaga Andzi, ze glod, ze jak czlowiek glodny to zly itd. Ksaizka dotyczy jedzenioholizmu, czyli nalogu jedzenia. Osobiscie uwazam, ze prawie kazdy z nas jest w wiekszym lub mniejszym stopniu jedzenioholikiem.
"Jeżeli będąc na diecie, stwierdzicie u siebie ospałość lub poirytowanie, to znaczy, że odczuwacie lekkie objawy głodu (głód po odstawieniu substancji uzależniajacej, czyli jedzenia). Pozostałe objawy głodu, to:
1. zmęczenie, 2. zawroty głowy, 3. podenerwowanie, 4. depresja, 5. omdlenia, 6. bezsenność, 7. nocne pocenie się, 8. skłonności samobójcze, 9. dreszcze, 10. napady płaczu, 11. słaba pamięć, 12. skoki nastroju, 13. wybuchy wściekłości, 14. nieostre widzenie, 15. kłopoty z trawieniem, 16. astma, 17. impotencja, 18. bóle głowy.
Najgorszy głód przypada na okres od czwartego do szóstego dnia kuracji. Jeżeli wytrzymacie płacz i wszystkie inne objawy, one w końcu miną. Niestety, rzadko kiedy zdajecie sobie sprawę, jakie to jest trudne, więc odczuwając głód, po prostu "leczycie się". jedząc. Jeżeli przyznanie się do nałogu przychodzi wam z trudnością, przypomnijcie sobie, jak często rezygnowaliście z odchudzania się w czwartek (tj. czwartego dnia). Zaczynacie zawsze w poniedziałek, a kiedy w czwartek pojawia się głód, postanawiacie zrobić sobie w weekend ucztę, a od nowego tygodnia "zacząć znowu". "

Takie więc analizy pozwoliły mi osobiście przyznać się przed sobą do nałogu. Warto w momencie kryzysu w diecie pomyśleć sobie, że to normalne, tak musi być, takie są objawy, ale one miną.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości!