Wiesiu, mam dokładnie to samo - rodzina w najlepszych intencjach dłuuugo dawała mi do zrozumienia, ja narzekałam, że źle wyglądam, narzekałam,że mi żyć nie dają i... nic z tym nie robiłam Inna sprawa, że "pomoc" mamy (której najbardziej zależało na moim odchudzaniu) ograniczała się do prztyczków i kilku propozycji wyjścia na aerobik - i zapychania lodówki ZŁEM. A ja jeszcze bardziej się złościłam i co robiłam? Szłam do kuchni zrobić sobie coś dobrego na poprawę nastroju, a jakże.
No a teraz sama uznałam, że czas się ruszyć, i chudnę
Mimo, że rodzina nadal nie jest pomocna - muszę sama sobie pichcić obiadki, bo to co je reszta rodziny, nie zgadza się ani a moimi kaloriami, ani z dietą rozdzielną. Przynajmniej tyle, że ZŁO w lodówce już mnie nie prześladuje - zwyczajnie o nim zapomniałam