-
Widze że nie jestem sama ... to też troche na duchu podnosi.
Słuchajcie ... musimy coś wymyśleć, bo mnie np to męczy, jakieś wyrzuty sumienai ciągle ehh ... no dołujące.
Ale sobie tak myśle, jaki człowiek jest głupi, wie ze to złe, ze sobie szkodzi ale dalej to robi! I kiedy już sie tak najjem to sobie myśle jak fajnie sie czułam wtedy kiedy ładnie pilnowałam dietki, jak lekko i dobrze ..., a tak to czuje sie okropnie, cięzko i az nie moge patrzec w lustro, a na wage to nawet wole nie stawac zeby sie nie pogrązac tym bardziej.
-
Słuchajcie, a pamiętacie jak to było PRZED dietą? Bo ja już nie jestem sobie w stanie przypomnieć, czy miałam takie napady obżarstwa, czy nie. Może miałam tylko bez takiego poczucia winy po? Czy to dieta tak zmienia psychę, czy to już gdzieś tam dużo wcześniej się zagnieżdża?
Kurczę, przypomianm sobie, że przez październik i listopad udawało mi się trzymać, jakoś może raz na dwa tygodnie, może rzadziej zdarzał mi się słabszy dzień. Grudzień był kiepski a od świąt już w ogóle masakra. Najbardziej skorzystał chyba mój współlokator, bo na przykład potrafiłam na mieście kupić sobie dwa pączki, jednego pożreć po drodze, po powrocie przychodziły wyrzuty sumienia i oddawałam mu drugiego .
A może to zima? Może gdyby można było się jak we wrześniu opchać do wypęku śliwkami, gruszkami, papryką i pomidorami to by nie działo się aż tak źle? Może to brak światła, zmęczenie, mróz? Okresu i wahań hormonalnych nie winię u siebie, bo już od października nie mam (lekarz twierdzi, że dopiero poniżej 48 kg w moim przypadku można by za to winić wagę)
I jeszcze mama, która się bardzo z moich załamań cieszy, bo "już się bardzo o mnie bała, że swoją konsekwencją doprowadzę się do czegoś złego". Czyli niekonsekwencja jest OK I babcia, która chce mi zrobić dobrze, ciągle podtyka ciastka, orzeszki, ciasto i czekoladki i obraża się, kiedy nie chcę jeść.
Czy znacie kogoś, komu po diecie udało się zachować albo nabyć normalnego stosunku do jedzenia? Jak?
-
wrzosienica: u mnie to chyba dieta była powodem tych kompulsów
tylko kiedy to było, jak ja zaczęłam...
w szóstej klasie podstawówki pierwszą dietę zrobiłam i to od razu z grubej rury- kopenhaską
przeczytałam, że dieta zmienia nasz stosunek do jedzenia
że ona sprawia, że własciwie nie czujemy ani głodu, ani sytości
nie wtedy kiedy powinniśmy
-
zle mi z moim wygladem
A wiecie kiedy ja siegam do jedzenia i kiedy dieta idzie w odstawke kiedy lapie stresa. Wystarczy jakas stresujaca sytuacja i juz szukam co by tu zjesc - totalny koszmar- staram sie nad tym zapanowac ale czasami poprostu nie moge.Waze przy wzroscie 171 az 84kg to dopiero porazka, nie schudlam po urodzeniu dzieckai przez glupotke dolozylam sobie jeszcze pare. Kiedy stoje przed lustrem widze ze jestem puszysta al to co ostatnio zobaczylam po nagraniu na kasecie urodzinek mojego synka to poprostu zalamka , az usiadlam wygladam jak potworek , czuje sie zle ze swoim wygladem i bardzo chce schudnac.Zaczynam pobadac w jakas psychze nie moge na siebie patrzec (jeszcze nigdy tak o sobie nie myslalam, lapie dola).Od 2 tygodni stosuje diete 1000kcal , i schudlam 2 kg bo wazylam 86 kg ale w tym tygodniu waga stoi i juz pojawia sie nowy problem .Ale sie rozpisalam , pozdrawiam
-
Ja mam niestety to samo...
Przed dieta potrafilam zjesc np jednego batonika na tydzien i mi starczalo slodkiego, a teraz...w napadach kilogram lodow, 5batonow i czekolada nie starczaja to jest chore!!!
Ja pamietam, ze nigdy nie mialam takich napadow (tzn przed dieta), ale pojechalam 2 lata temu na wakacje z kumpela, chudzienka i ktora moze jesc ile chce i ani grama nie tyje no i zaczelam jesc jak ona i duzo przytylam...potem zaczal sie okres odchudzania i tycia i tak na zmiane az do teraz
Takie napady u mnie trwaja teraz od swiat, czasem zdarzaja sie np 3dni ladnej diety, ale potem koniec i wszytsko od nowa...A najsmieszniejsze jest to,ze ja jem i nie jestem glodna, tylko sobie mysle, ze mam ochote na ciasteczko i jak jedno zjem nic sie nie stanie...a potem po prostu lawina
Najgorzej jest w sytuacjach stresowych...wtedy jem chyba za 10 wczoraj znowu mialam taki kompulsywny napad, bo dzis mam egzamin...a o dziwo dzisiaj nie moge nic przelknac...
Juz nic sama z tego nie rozumiem, ale dzis od nowa chce podjac z tym walke i zaczac w koncu myslec normalnie o jedzeniu, a nie jak o jakims bostwie, ktore niby ma mi pomoc...
Zycze Wam powodzonka w walce z tym
Jedno pocieszenie, ze nie jestem w tym sama...
Mam nadzieje, ze wszytskie wygramy z wrogiem i bedziemy sliczne i szczuplutkie i takie, jakie sobie wymarzylysmy
-
jak to wszystko piszecie to widze siebie!
przed dieta nie obzerałam sie wcale,tylko poprostu u mnie w domu sie tlusto gotuje bo za duzo facetow a teraz to masakra-trzy dni dobrze i nastepny do bani i tak w kolko.dzisiaj mam wlasnie taki kolejny trzeci dzien!jak wytrzymam dzis jutro to nie bedzie zle,tyle tylko z w niedziele jade na imieniny babci i wiem jak to sie skonczy ale od poniedzialku znowu sie wezme w garsc!
-
Kiedy sie nie odchudzałam to nie miałam kompulsów ale kiedy jadłam sniadanie czy obiad to jadłam do sytości, słodycze ... jadłam dla przyjemności, czasami to nawet miałam okresy nałogów słodyczowych - codziennie cos musialo być :], ale przynajmniej potrafiłam cieszyc sie tym smakiem bez wyrzutów sumienia :P , ale mimo wszystko nie zamieniłabym się znowu na takie coś
-
jejej
kurde, tak to chore.
zjadlam na obiad : pół talerza zupy cebulowej, i jogurt naturalny 200ml, aha i guma
razem?jakichs 250kcal nie miało , a wmojej głowie , psycice jestem pwna ze zmarnowlaam dietke , i mało jej nie przerwalam i nie rzucialm sie na zarcie, bo cos mi sie wydalo ze sie obzarlam na obiad.........
boje sie weekendu, one sa najgorsze, duzo czasu na zarcie,
kurde
to jest takie ceizkie
aha, dizs wyjatkowo tak imały obaid, zawsze mam normaklny, tyle ze dzis mama sie zbuntowlaa i pojechala do wujka
dizs 5dzien dopiero
JA JUZ CHCE 1MAJA I BYC SZCZUPLUTKA!!
-
;)
Wracam do Was. Grubsza o jakieś 7 kg.
Dalej jest w miarę ok. Ważę 50 kg przy 167. Jestem już zdrowa pod względem okresu tzn. wreszcie się pojawił.
Ale mam obleśne kompulsy & tyję szybko-od listopada już tyle przybrałam. Tęsnię za czasami, gdy wyglądałam jak kostucha, jednak teraz już całkiem wyłąćzyła mi się blokada ktora z perspektywy czasu była niebezpieczna... Wahałam się czy ugryźć pół kostki czekolady, płakałam po zjedzeniu bułki. A teraz? Teraz to codziennie muszę zjeść tonę żarcia aż się chce wymiotować. Jeśli sernik to całą blachę, jeśli jem czekoldę to dwie tabliczki, jeśli jem śniadanie to po bułce musi by deserek, potem następny baton a wieczorem z lodówki wyjadam nawet musztardę. Za każdym razem nienawidzę siebie i obiecuję po napadzie od nowa dietę. I tak w kółko. JAK TO JEST ŻE MASZ OCHOTĘ PO NAPADZIE ZABIĆ SAMĄ SIEBIE a na DRUGI DZIEŃ ROBISZ TO SAMO?
Co robić?
liczyć do 10? pisać myśli w pamiętniku i je czytać w odpowiednim momencie? Oglądać stare zdjęcia?
CZasmi trzymam się w miarę w prządku na diecie i waham się czy zjeść jabłko a potem jem tyle, ile bym mogła jesc przez tyzien malymi poracjami.
Kto miałby ochotę mnie wspierac w dojsciu do normalnosci w jedzeniu?
Nie chcę się już wiecej usprawiedliwiać, że 'jutro spale' 'i tak jestem szczupła' albo po prostu przestać wyłączać myślenie w chwili obżarstwa-co robię najczęściej.
Wychodzić? Nie patrzeć na jedzenie? nie myśleć? Czytać? Rysować?
POmocy.
Chcę znormalnieć & trochę schudnąć.
Pozdrowienia!
-
OO mater . Dobrze ze jest tu ten post. Uwierzycie ze ja przez takie napady obżarstwa przytyłam z 56 do 70 kg od wrzesnia do teraz?! Juz mam tego mega dośc ale nie umiem sobie z tym poradzić i albo proboje zacząc kopenhaską, nawet poł dnia nie dam rady bo w mógzu cos sie roi ze mi to niepotrzebne i ze od jutra no i jem jem jem jem. chciałabym szybko schudnąć ale probje ie powstrzymac przed nastepna kopnehaska bo potem znowu bedzie jojo i pupa zbita. 3mam za was kciuki no i za siebie tez.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki