makbet u mnie matka toleruje i wręcz nakłania mnie do odchudzania, ale chce, żebym jadła to co ona ugotuje, tzn chociaż spróbowała. Chodzi o to, że nie gotuje tłusto, ale też nie dietetycznie, po prostu normalnie. Mowi, ze mam sie nie obżerać, nie jeść słodyczy, jeść połowę, ale SPRÓBOWAĆ, bo wszuystko złe się bierze z nadmiaru. Jem za dużo = tyję, jem normalnie = jest ok. Dlatego w Wigilię jak nie zjem choćby 3 uszek, nie zjem jednego gołąbka z kaszą, nie zjem choć kawałka karpia - będzie źle.
Taka mentalność, jest w tym trochę racji. Myślę, że od tego jej "spróbowania" nie przytyję.
pozdrawiam
Zakładki