Witajcie
Wiem, że jest to dla nas-odchudzaczek czas ciężki, dużo pokus, ale czytając wątek "co zrobić by nie przytyć w święta" zauważyłam, że większość z nas nie ma zamiaru rezygnować z tradycyjnych potraw! Po prostu trzeba spróbować wszystkiego, byle nie w nadmiarze. Zawsze można się ratować ziółkami (byle nie na przeczyszczenie ) i piciem mineralki na hektolitry. Wydaje mi się, że na te kilka dni w roku można sobie zrobić dyspensę, jeść rozsądnie, nie przeginać, ale nie dietetycznie fukać z udawaną odrazą na piernik czy bigos.
Ja wybrałam trzymania się swojego zapotrzebowania kalorycznego - wynosi ono 1850kcal, więc mam nadzieję że nie przytyję Ograniczę chleb, zrezgynuję z ziemniaków do indyka, ciasta spróbuję po kawałku i tyle.
Piszcie, jakie przysmaki jecie, ile Wam wychodzi kalorii mniej-więcej i błagam - NIE MIEJCIE WYRZUTÓW SUMIENIA! Nie nakłaniam do masowej wyżerki, tylko proponuję na okres Świąt wyluzować i zająć się rodziną, przyjaciółmi, relaksem i po prostu... świętowaniem zamiast dietowania z kwaśną miną, bo wokół wszystko co najlepsze, a ja odmawiam. Wybór jest prosty - albo się trzymasz tysiaka i cierpisz niewypowiedziane katorgi (czy ktoś zaprzeczy temu stwierdzeniu?) albo rozsądnie jesz wszystko ale w małych porcjach.
Wierzę, że w święta można nie przytyć a jednocześnie... świętować
Ja dziś: 1850kcal, w tym: bigos, wątróbka drobiowa, wędzona szynka roboty mojego ojca (najpyszniejsza rzecz na świecie!), zupa grzybowa, 3 pierniczki własnej roboty Chrzan, grzybki, kawałeczek wędzonej kiełbaski, też własnej roboty.
I wiecie co? Nie jest mi z tym źle. Bo Święta są raz w roku!
pozdrawiam i wesołych życzę
Zakładki