Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Cytat:
Zamieszczone przez
Niobe
Ale kawy to bym się napiła!!! Ja nie wiem co!
Na WO można być max 6 tygodni. Mi dzisiaj stuknął 35 dzień więc jeszcze chwilka i zacznę powoli wychodzić. Nie wiem czy coś jeszcze poleciało. Mam to gdzieś.
No dooooobraaaa, nie mam gdzieś. Poleciało! Już nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam na wadze 57. Chyba podczas naszych akcji tabelkowych jeszcze za czasów Ciastka. A tu jest, jest, jest! Może do końca postu zobaczę 56? A jeśli nie to nic nie szkodzi!
Wczoraj kupiłam trochę truskawek. Moja pani ma w warzywniaku ostatnie zbiory z pobliskiego pola. Wiecie jakie są słodkie? A może to tylko ja tak to odczuwam, ale miałam jedzeniowe niebo. Wczoraj kilka i dzisiaj rano też.
A za tydzień będę mogła napić się kawy!!! Potem mogę przez cały dzień jeść siano :he:
A wogóle to coś mi się psuje forum. Mam problem z dodawaniem nowych postów. A dodanych nie mogę edytować wcale bo mi wyskakuje, że nie "mam uprawnień i muszę się zalogować:" A jestem zalogowana i ponowne logowanie też nic nie daje. Wkurza mnie to.
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Pasek zaktualizowany. Co to się dzieje?! Aż sprawdziłam centymetry! Mniej, sporo mniej. Ale podsumowanie zrobię w piątek lub w sobotę, na spokojnie bo w tygodniu rano ogarniam Młodą i pędzę na pociąg. Nie ma czasu panie, nie ma czasu!
Odezwiecie się do mnie czy mam gadać do ściany? :meuh::love::he:
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Cytat:
Zamieszczone przez
Niobe
Odezwiecie się do mnie czy mam gadać do ściany? :meuh::love::he:
hahaha :D Gadaj, gadaj! Nie przestawaj!
Już jestem, już się ogarnęłam.
Nie piszę, bo się niewiele dzieje :)
No, wczoraj się działo :D
Najpierw mnie zestresowali, bo mam inny adres na dowodzie niż napisałam organizatorowi (chodziło o klasyfikacje) i koleś stwierdził, że on tu jeździ na rowerze i mnie nie widział nigdy (kuźwa, co to w ogóle za tekst). No przecież nawet jeśli bym się zameldowała tu gdzie mieszkam to i tak nie wymienią mi dowodu. Nowe prawo. Pff. Ale wiecie, tak mnie to zestresowało, że poszłam później do niego i mówię, że jeśli jest problem z tym adresem to mogą mnie wykreślić z klasyfikacji to dla mnie nie problem (przyszłam tam, aby się pościgać z ludźmi i tak nie biegam na tyle szybko, żeby coś wygrać). A on do mnie "ale jaki problem. Przecież nie ma problemu. Nie ma pani większych problemów w życiu?"
Eh...
G tak się zezłościł, że powiedział, że więcej tam nie pobiegnę. I tak nazywał pana i to wszystko, że aż uszy więdły ;)
Tak mnie koleś zestresował, że usiałam wrócić się do domu i umyć pachy + użyć antypachniucha G, bo mój za słaby.
No i pobiegłam. I dobrze mi się biegło. I stanęłam na podium :mdr:
Okazało się, że koleś nie miał złych intencji. On po prostu taki jest. To w jaki sposób odzywał się do ludzi i do biegaczy, jak rozdawał nagrody, jak popędzał i jak komentował.... No mówię wam! Czasem się zastanawiałam czy ten koleś ma świadomość, że nikt więcej nie przyjdzie na jego bieg jeśli tak będzie się odzywał do ludzi! Ale przy losowaniu, jak miałam okazję widzieć jego twarz, a nie tylko go słyszeć, jak zobaczyłam że on po prostu ma diabelnie cięty humor, to spojrzałam na jego teksty z zupełnie innej perspektywy. Żadne nie były ukierunkowane na obrażenie drugiego człowieka. Ostre, cięte i widać, że koleś wie co "dyrektorowanie", ale .... No kurde. Wiecie, on naprawdę postarał się w kwestii fantów dla biegaczy. KAŻDY coś wylosował. W ogóle, to każdy wyczytany podchodził i wybierał co chciał. A nagrody były przeróżne! Szkoda, że nie udało mi się być wylosowaną jak wejściówki na półmaraton świdnicki były. Wzięłabym :D Ale to nic. Mało tego, on wiele z tych rzeczy sam "wykąbinował". I to otwarcie mówił. I nawet kupił 100 czapeczek dla małych dzieci i po prostu rozdał. Stwierdził, że w promocji były. I każdy kto chciał (biegacz czy nie biegacz) mógł dla swojego dziecka (albo nie swojego) wziąć taką czapkę. I opowiadał jak wydębił książki od nadleśnictwa. No, taki prosty, ostry, mocno stąpający po ziemi człowiek.
Bo to w ogóle było połączone z piknikiem dla dzieci. Były darmowe (!) atrakcje. Dmuchane zamki, byk, którego można było ujeżdżać, prawdziwy koń, na którym można było pojeździć i pan z miodami! (taniej dla biegaczy). Rozdawał dla biegaczy nasiona miododajne. Wzięłam sobie szałwię :) I był food truck (ale nie darmowy ;)) I pączki, jabłka i woda dla biegaczy. Naprawdę koleś się postarał starając się sprawić, aby to wszystko było super.
I to był dziesiąty zorganizowany przez niego bieg. I dostał też nagrody i podziękowania od biegaczy (bo tam wielu z tych co było znają się jak dzikie konie! I był nawet Pan Krasnal!!!) i wiecie, on się wzruszył. Ten nie ociosany pniak wzruszył się. I cieszył.
No i jak się na niego złościć?
Nawet G się uspokoił.
Ale to, że byłam pierwsza "na osiedlu" to mnie tak zaskoczyło, że aż zapomniałam się cieszyć :D Jak szłam to jeszcze zerkałam przez ramię organizatorowi, czy aby się nie pomylił (czytał szybko), bo tak od razu? Na 1. miejsce?
Wiecie, ja wiem, że to mega amatorskie "zawody"... A w zasadzie bieg, bo ciężko to nazwać zawodami. Numerki były wypożyczone. Czasy były mierzone ręcznie. Kolejność była spisywana ręcznie. Był mierzony tylko czas brutto (było około 180 osób?). Trasa była wytyczona rowerem, medale tylko dla pierwszych trzech osób w kategorii + statuetki dla pierwszych miejsc tylko.
Ale. To bardzo dziwne uczucie. Uświadomiłam sobie, że po Poznaniu, ale chyba jeszcze wcześniej, jak próbowałam w ogóle pobiec po raz pierwszy w maratonie wrocławskim i ciągle coś się działo (kontuzje i inne pierdoły) przestałam "chcieć". Przestałam sobie wytyczać cokolwiek. Jedynym celem stało się bieganie i radość z tego. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Ale chęć dobiegnięcia gdzieś, też nie jest zła. A zawsze to jakieś nowe uczucie.
Wiecie dlaczego nie lubiłam brać udziału w konkursach jako dziecko? Bo ciągle spotykałam się z jakąś niesprawiedliwością. TO mnie dobijało. Tak samo CT. No przecież to mierzenie czasów u nas to jakaś porażka. Więc to pierwsze miejsce, nawet w takiej kategorii, to było duże zaskoczenie. Długo nie mogłam tego objąć w pełni. Dopiero wieczorem jak oglądaliśmy "Zwierzogród" to do mnie dotarło bardziej. Również to, dlaczego nie cieszę się tak mocno w środku.
No. I takie to oto przygody.
Hej, Frey, piłaś już kawę z olejem i masłem?
G stwierdził, że mu nie smakuje, ale wczoraj, po wypiciu pierwszej kawy czarnej, drugą chciał już w "nowy sposób". Ale po uświadomieniu mu ile to kalorii i że po sytym obiedzie to nie jest dobry plan, odpuścił. Ale jest nadzieja :D
Ja pokochałam taką wersję ogromnie. Bardzo mi smakuje.
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
a w ogóle, Niobe! Gratuluję!!! Cudownie, że tak pięknie ci poszło!!! Naprawdę! Cieszę się ogromnie!!!
Co sobie kupisz w nagrodę? :D Brawo za jazdę pociągiem! To ma swoje plusy. Jak się czujesz? Jak ci się jeździ? Jak Młoda? Radzi sobie z większą dozą odpowiedzialności?
No... Coś się forum pierdzieli :arf: Eh... Cierpliwość matką śpiących :D
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Shin, to naprawdę był zacny bieg. A pan od organizacji... no cóż, niektórzy panowie właśnie tacy są, taki kanciaści i szorstcy. W środku gorące serducho. Lubię takich. Wolę takich niż tych słodko-pierdzących. Trafiłaś na ciekawy okaz http://dieta.pl/grupy_wsparcia_xxl/i...on_biggrin.gif
A jak twój guzek? Rośnie? Czekasz? Co dalej?
Kurde, jestem na mieście i za czymś gonię i nagle pojawia mi się przed oczami widok, jak siedzimy ostatnio w twojej kuchni a ty mi mówisz, że na 19-tą idziesz do lekarza. I gonię dalej z myślą, że jak chwilkę złapię oddech to cię zapytam... A jak już złapię oddech to zapominam zapytać. A naprawdę się martwię. Nie myśl, że się nie martwię. Nigdy tak nie myśl! Więc jak?
Ja właśnie wróciłam od swojego lekarza i dostałam skierowanie na usg tarczycy i badania z krwi, w tym TSH i będę robić po weekendzie. Ciekawa jestem szczególnie moich guzków. Zniknęły? Nie zniknęły? Może już ich nie ma? Niech ich już nie będzie.
Młoda radzi sobie całkiem nieźle. Nadal jest mocno z boku klasy, na przerwach szczególnie, ale nauczycielka wspomagająca twierdzi, żeby się tym nie martwić. Dzieci ją akceptują, nie traktują jakoś specjalnie, ale ona sama trochę unika dzieci. Ma pojedyncze osoby, które lubi i czasem spędza z nimi czas. Spoko. Niech i tak będzie. Czas pokaże.
Sama sobie pilnuje wyjścia do szkoły tak, żeby się nie spóźnić. Oceny ma bardzo dobre z małymi wpadkami (pffff, luz). Najgorsze jest z jedzeniem. Ja rano pilnuję, żeby zjadła śniadanie. Robię jej kanapki do szkoły, ale często ich nie je. Wraca do domu po 7-8 lekcjach nie jedząc drugiego śniadania. I czeka aż wrócę i dam jej obiad. Na razie nie sieję paniki z tego powodu. W domu jest co jeść więc z głodu nie umrze, to nie jest przedszkolak. Czasem zadzwonię i przypomnę jej, żeby zjadła kanapki :) Proste. Sama też się uczę dawać jej większą swobodę. To dla mnie nie jest wcale łatwe. Wcale!
Mocno kontroluję jeszcze naukę. Sprawdzam zeszyty, odrabiane lekcji, przygotowania do kartkówek i sprawdzianów. Ale ogarnia się całkiem ładnie. Notuje co trzeba i uczy się.
A ja mam po kokardę korków w mieście. No to wsiadam rano w autko pod domem i podjeżdżam pod moją stację kolejową. Mogłabym iść bo w sumie nie jest daleko, ale te 15 minut robi mi wielką różnicę rano. Pociąg jedzie 20 minut a potem mam marszem 12 minut do pracy. Dodatkowy ruch zawsze w cenie :) I wcale nie przeszkadza mi psia pogoda. Przynajmniej póki nie ma siarczystych mrozów. A samochodem dojeżdżałam czasem nawet 1,5 godziny w korku! Strata czasu, że już o pieniądzach nie wspomnę. Bilet kolejowy kosztuje mnie zdecydowanie mniej. Same korzyści.
Tylko ludziska dziwnie patrzą na mnie, jak lecę przez miasto, z bananem na buzi i śpiewając "Don't stop me now" i inne takie. Bosh, ileż mam ostatnio w sobie energii i radości! Skąd to się bierze to nie wiem. Ale niech trwa. A najlepsze jest to, że ta radość bierze mi się ze środka, z serca lub żołądka, nie ważne skąd. Mieszka we mnie. Pochodzi z mojego wnętrza i jest niezależna od innych ludzi. Kurde, coś się we mnie zmieniło. Lubię tę dziewczynę jaką jestem. Z czekoladową grzywką i uśmiechniętymi oczami. I już. I nikogo do szczęścia nie potrzebuję. To znaczy... potrzebuję wielu osób. Na przykład was. Ale wy jesteście częścią mnie i wasza obecność też jest w moim środku. Nawet Mat jest. Ale już inaczej niż kiedyś. Już bez żalów i złości. Po prostu jest.
Nic sobie nie kupiłam w nagrodę. Bo nie potrzebuję. Zrobiłam to dla siebie i to jest wystarczająca nagroda. O. I jeszcze odbicie w lustrze. I pewnie lekkość w biegu jak już wrócę do biegania. To znaczy wszystko.
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
No doooobraaaa, post zakończony. Nawet Jezus wytrwał tylko 40 dni, a ja się za boginię nie uważam http://dieta.pl/grupy_wsparcia/images/smilies/ange.gif Jestem słaba i uległam kubeczkowi americano z mlekiem sojowym. Ot co!
I od razu czuje leciutkie ssanie w brzuchu.
Micha na dziś:
- sok wyciskany z buraka, marchwi i jabłka
- kawusia http://dieta.pl/grupy_wsparcia/images/smilies/love.gif
- marchewki surowe do pogryzania
- duszona dynia, jabłko
- zupa pomidorowa (wczoraj ugotowałam) z łyżeczką oleju lnianego i makaronem z cukinii
Powolutku, bez newr http://dieta.pl/grupy_wsparcia/images/smilies/rules.gif
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Cytat:
Zamieszczone przez
Niobe
A jak twój guzek? Rośnie? Czekasz? Co dalej?
nic nie rośnie. Jest jaki był. Ma 7,5cm :D Za to wiem co mnie bolało. Nie on, ale jajko! Pani gin powiedziała, że będę miała mega ciężki @ teraz. I że będzie ostra jazda bez trzymanki. Czekam z niecierpliwością.... Za to dała mi serię badań, bo się zaniepokoiła ... nie wiem czym. Intensywnością moich@? To chyba pierwszy gin, który się tym przejął. Dla mnie to norma, a ona chce, aby jednak to zbadać. Super! Ale to mam zrobić po miesiączce.
Cytat:
Ja właśnie wróciłam od swojego lekarza i dostałam skierowanie na usg tarczycy i badania z krwi, w tym TSH i będę robić po weekendzie. Ciekawa jestem szczególnie moich guzków. Zniknęły? Nie zniknęły? Może już ich nie ma? Niech ich już nie będzie.
trzymam kciuki!
Ja też w tym miesiącu będę miała załatwione wszystko. (jejciuuu! Ale pogoda! Ziewam jak smok!)
Postanowiłam też nie chodzić do endo już. W sensie, będę dalej robiła badania co pół roku, ale po skierowania na leki i na badania będę chodziła do internisty. Nie ma już potrzeby do endo, skoro wyniki są dobre. W sensie, unormowały się.
Cytat:
Młoda radzi sobie całkiem nieźle. Nadal jest mocno z boku klasy, na przerwach szczególnie, ale nauczycielka wspomagająca twierdzi, żeby się tym nie martwić. Dzieci ją akceptują, nie traktują jakoś specjalnie, ale ona sama trochę unika dzieci. Ma pojedyncze osoby, które lubi i czasem spędza z nimi czas. Spoko. Niech i tak będzie. Czas pokaże.
spoko. Ja myślę, że to ok. To jej forma życia z ludźmi.
Super, że sobie radzi. Fajnie, że jesteś w pobliżu i jej pomagasz (czasem popychasz, ale to dobre popychanie). Temu mojemu znajomemu, co kiedyś rozmawiałyśmy, zabrakło właśnie tego popychania. Naprawdę. Geniusz, który sprawiał, że panie z przedszkola musiały sprawdzić w encyklopedii o co on pyta, bo się ciekawił i dopiero wtedy udzielały mu odpowiedzi. No ale pilnowania zabrakło. I nie wyszło mu to na dobre. A szkoda.
Cytat:
A ja mam po kokardę korków w mieście...
:D
Brawo! Hihi, G opowiadał o koleżance, która z Psiego Pola dojeżdżała autem 1,5h do pracy, aż przesiadła się na pociągi podmiejskie i zajmuje jej to teraz 10-15min.
Cytat:
Tylko ludziska dziwnie patrzą na mnie, jak lecę przez miasto, z bananem na buzi i śpiewając "Don't stop me now" i inne takie. Bosh, ileż mam ostatnio w sobie energii i radości! Skąd to się bierze to nie wiem. Ale niech trwa. A najlepsze jest to, że ta radość bierze mi się ze środka, z serca lub żołądka, nie ważne skąd. Mieszka we mnie. Pochodzi z mojego wnętrza i jest niezależna od innych ludzi. Kurde, coś się we mnie zmieniło. Lubię tę dziewczynę jaką jestem. Z czekoladową grzywką i uśmiechniętymi oczami. I już. I nikogo do szczęścia nie potrzebuję. To znaczy... potrzebuję wielu osób. Na przykład was. Ale wy jesteście częścią mnie i wasza obecność też jest w moim środku. Nawet Mat jest. Ale już inaczej niż kiedyś. Już bez żalów i złości. Po prostu jest.
:D
Uwielbiam to czytać. Czytam już chyba siódmy raz!
Już nie mogę się doczekać naszego wspólnego spotkania razem wszystkie!
Cytat:
Nic sobie nie kupiłam w nagrodę. Bo nie potrzebuję. Zrobiłam to dla siebie i to jest wystarczająca nagroda. O. I jeszcze odbicie w lustrze. I pewnie lekkość w biegu jak już wrócę do biegania. To znaczy wszystko.
dziś mi się śniłaś! Obie mi się śniłyście. Że byłyście w moim nowym domu (nie mieszkaniu!) i miałyśmy imprezkę i w ogóle. I Niobe przyjechałaś na rowerze i wchodziłaś do nas przez okno. Miałaś czarno-czerwony rower i byłaś ubrana w bardzo (!) obcisły strój rowerowy. Też czarno - czerwony. I ta twoja czekoladowość na głowie!!! Wyglądałaś cudownie! Ale koniecznie chciałaś kawałek sernika, który przyniosłaś dzień wcześniej. Ale G zjadł pół :P
I we śnie jeszcze ktoś był.
Ale się już nie bałam. To nie był koszmar. To był ok sen. Miała tylko taką samą biżuterię jak ja. I tylko to mnie irytowało. A potem już widziałam jak za oknem macha kitką z kucyka. A potem odchodzi.
hm.
A drugi sen, to mieliśmy z G nowe mieszkanie. Wielkie. W ogromnym szklanym wieżowcu. Ale, nie wiedząc czemu, ciągle przychodziły do nas wycieczki japońskie i robili zdjęcia. I nie dało się ich wygonić :D
A w ogóle to wczoraj zjadłam 2 miliony kalorii. Kurde. Wiecie, nie potrafię się sama ogarnąć. Nie potrafię sobie narzucić norm. Jakby, brakuje mi wiedzy, pomysłów i trzeźwego postanowienia.
Wczoraj to już przegięłam tak, że aż dziś planowałam być tylko "o chlebie i wodzie".
Nie ogarnę się bez planu. Bez ram. Bez barier. Bez solennego powiedzenia: chcę być szczupła.
Już się zapisałam na fitnessy.
Ale ja wciąż nie mam w głowie, że "chcę".
ALE.
Wczoraj oglądaliśmy nasz serial i tam jest babeczka, która naprawdę pięknie wygląda. I za każdym razem jak na nią patrzę to sobie mówię: zobacz jak swobodnie czuje się w każdym ubraniu. Zobacz jak bardzo nie stresuje się swoim wyglądem. Zobacz, ona w ogóle o tym nie myśli. Zobacz grację. Zobacz lekkość. Haha, może dlatego dziś mi się śniłaś Niobe! Właśnie taka szczupła! Moja podświadomość musi załapać, że to jest dobre. TO przynosi korzyści. TO jest fajne. To jest przyjemne i radosne.
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
No dobra. Liczę kalorie. Ale tak naprawdę liczę, a nie na oko. Np wcześniej myślałam, że moja kawa ma 200kcal. A guzik. ma jakieś 65kcal.
Zjadłam na kolację (18:30) gołąbki. Byłam po biegu. Przed biegiem zaczynałam być głodna i ugryzłam dwa razy piernika. Zjadłam trzy gołąbki. 600kcal z lekkim hakiem. Powinno styknąć, nie? Ale do filmu siadałam ... głodna.
No to zjadłam "dey up". Takie coś na bazie jogurtu. Mus jabłkowy. Z płatkami owsianymi czy jakimiś tam. 74kcal.
I dalej głodna.
Sprawdziłam ile kalorii dziś. 1770. Biorąc pod uwagę, że gdzieś się mogłam rypsnąć i coś przegapić, to biorę, że 1800.
No nie mogę być głodna!
Chociaż biorąc pod uwagę ile jadałam do tej pory, to te 1800 może być za mało. Nie można za szybko obniżać, prawda? Bo ciało się będzie buntowało?
Czuję, że umrę jak nie zjem kromki. Napić się wody i przetrwać?
Kuźwa. Idę zrobić kromala. Wybiorę najmniejszego. A może śledzia? Ale jest w oleju i kalorycznie wyjdzie niekorzystnie.
Kromka. Nie wysiedzę!
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Cytat:
Zamieszczone przez
Shinden
Sprawdziłam ile kalorii dziś. 1770. Biorąc pod uwagę, że gdzieś się mogłam rypsnąć i coś przegapić, to biorę, że 1800.
No nie mogę być głodna!
Chociaż biorąc pod uwagę ile jadałam do tej pory, to te 1800 może być za mało. Nie można za szybko obniżać, prawda? Bo ciało się będzie buntowało?
Możesz. Ile przebigłaś? 7,5 km czyli jakieś 450-500 kcal w przybliżeniu. Czyli zostało dla ciała ile? 1350? A pamiętasz ile wynosi twoja PPM? Podstawowa Przemiana Materii? Czyli ile twój organizm potrzebuje energii żeby przetrwać kiedy nic nie robisz. Leżysz i pachniesz i nawet nie trawisz. Bo trawienie to już czynność poza PPM. Nawet z tego badania na Tanicie wyszło ci ok. 1350 kcal czy jakoś tak. A gdzie kaloroe na normale chodzenie, sprzatanie, gotowanie, mówienie itd.? Możesz być głodna.
Wzięłam pierwszy lepszy kalkulator CPM czyli Całkowitej Przemiany Materii. Czyli w szacunku ile możesz potrzebować średnio dziennie na utrzymanie wagi przy niezbyt mocnym treningu. Nie wiem dokładnie ile teraz ważysz. No i moim zdaniem twoja intensywność biegania to jest mocny trening.
Kalkulator Całkowitej Przemiany Materii:
Twoja płeć:
Twój wzrost [cm]:
Twoja waga ciała [kg]:
Twój wiek [lata]:
Twoja aktywność fizyczna:
Obliczony współczynnik CPM (Całkowitej Przemiany Materii): 2282 kcal/dzień
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Kalkulator wzięłam stąd, są inne bardziej szczegółowe.
Kalkulator CPM (Całkowita Przemiana Materii)