Strona 6 z 10 PierwszyPierwszy ... 4 5 6 7 8 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 51 do 60 z 96

Wątek: Ćwiczę techniki z książki "Możesz schudnąć"-Paul M

  1. #51
    Awatar agaaa
    agaaa jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    03-08-2007
    Posty
    627

    Domyślnie

    Cześć Majka Zupełnie nie rozumiem za co dziękujesz Jesteśmy tu wszyscy po to żeby się wspierać i coś nowego dowiedzieć. Ty podchodzisz do odchudzania od strony psychologicznej i bardzo dobrze. W odchudzaniu nie zawsze pomocne są diety, ważne jest też nasze podejście do sprawy i ,,wsłuchiwanie" się w potrzeby naszego żoładka. Przyznam sie czasem sprawdzam poziom swojego nasycenia i potrafię bezboleśnie z powrotem zamknąć lodówkę. A kolorowy wir czy poskutkuje to sie okaże muszę jeszcze raz to przetrawić. Czyli, jak sam widzisz, twoje teorie i poglądy też są potrzebne i myslę, że kazda z nas jeżeli tego nie wypraktykuje, to chociaż sie z nimi zapozna.

    Jeżeli chodzi o 6w (6 Weidera)- jest to trening aerobowy kształtujacy i wzmacniajacy mieśnie brzucha - wiecej na ten temat znajdziesz w internecie. Polecam.

    Pozdrawiam i czekam na kolejna terapię

  2. #52
    majka1 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    06-01-2008
    Posty
    0

    Domyślnie

    Agaaa
    aaaaa weider wiem-znalazłem

    Dziękuje bo widziałem już wiele różnych rodzajów pomocy (a w zasadzie motywacji z jakiej pomoc wynikała). B. często spotykam chęć wywyższenia się poprzez pomoc (udowadnianie, że jest się lepszym), narzucanie swojego zdania (oczywiście dla dobra "pacjenta", jako jedynie słusznego).
    Widziałem też "pomocobiorców", którzy odrzucali pomoc innych dokładnie z tych samych powodów

    Jak wiesz najbardziej cenna jest ta bezinteresowna (co prawda pisałaś o chęci zdobycia wiedzy) i czuję że właśnie takiej tu doświadczam.

  3. #53
    Samorodek jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    23-12-2012
    Mieszka w
    Poznań
    Posty
    2

    Domyślnie

    Hello Majeczko- niech Ci się uda ładnie i "porządnie" trzymać fason w tzw.
    łykend. Pozdrawiam

  4. #54
    Awatar poziomka
    poziomka jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    28-04-2007
    Mieszka w
    Warszawa
    Posty
    686

    Domyślnie

    Witaj Majko - Rodzynku
    Zagladam przywitać sie i zaoferować wsparcie Widzę, że masz swoja koncepcję odchudzania i jak słusznie zauważyłeś to forum jest właśnie dlatego tak wspaniałe, ze nikt tu nikomu nic nie narzuca, czasem coś poroponuje z własnego doswiadczenia...ale najistotniejsze, że daje wsparcie - coś o co najtrudniej w życiu codziennym. Jeszcze jedno - tutaj wszyscy cieszymy sie każdym sukcesem razem... to też wspaniale motywuje
    Pozdrawiam serdecznie i zyczę wytrwałości w dążeniu do celu [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    Kaloria - Mała, wredna istota, która siedzi w Twojej szafie i co noc
    zszywa Ci coraz ciaśniej ubrania...
    Moje początki A tu ja w całej okazałości

  5. #55
    Awatar ajka3
    ajka3 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    22-05-2004
    Mieszka w
    Nowy Sącz
    Posty
    8

    Domyślnie

    Majka Ciekawy ten kolorowy wir. Przy najbliższej okazji wypróbuję (a będzie to po obiedzie, kiedy zawsze pożądam namiętnie słodyczy) Technika wygląda ciekawie, tylko zastanawiam się, czy tak na zimno, bez wcześniejszego treningu autohipnozy czy choćby wizualizacji, każdy będzie ją w stanie zastosować...

    A ja tymczasem wglądnęłam do czeluści moich chęci i uczuć i zaprzestałam jedzenia mięsa. Na razie od tygodnia. Zresztą z założenia jest to eksperyment na miesiąc - a potem sie zobaczy. TUtaj akurat zmiana nawyków nie jest bolesna, bo nigdy za mięsem nie przepadałam. Trudniejszy i zdumiewający jest opór rodziny. Ale i ten już nieco zelżał...

    Agaa - zdaje się ze zmianą nawyków jest tak, że na każdy rok trwania zachowania trzeba tygodnia oduczenia, więc za 40 lat - 40 tygodni. A żeby to nie było takie straszne, to pewnie najlepiej stopniowo, aby się nei zniechęcić. Bierzemy jeden nawyk, oglądamy go pod lupą, zastanawiamy się, jakie jest jego znaczenie, jaką potrzebę nam zaspakaja, zastanawiamy się jak tą potrzebę można zaspokoić inaczej i opracowujemy strategię zmiany

  6. #56
    guernica jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    02-03-2008
    Posty
    0

    Domyślnie

    Dzień dobry .

    Bywam na tym forum już od jakiegoś (wcale nie krótkiego) czasu, ale nigdy się słowem nie odezwałam. Teraz jednak postanowiłam spróbować, bo sama stosuję metodę Paula McKenny, więc może kogoś zainteresuje, jakie są efekty. Ale lepiej zacznę od początku, czyli napiszę troszkę o mnie i mojej niekończącej się historii odchudzania.

    Mam więc na imię Marta, mam 22 lata i odchudzam się, odkąd pamiętam. Od dziecka słyszę, że ważę za dużo, a temat jedzenia jest jednym z centralnych w moim domu (moja mama dużo o tym mówi, choć niewiele czyni w kierunku dokonania jakichkolwiek zmian w tym zakresie, wciąż ważąc nieco za dużo). W każdym razie od parunastu lat jedzenie jest jedną z ważniejszych rzeczy w moim życiu (jeśli nie jego centralnym punktem). Do tego dochodzi tendencja do tycia, kompleksy, dążenia perfekcjonistyczne, a w efekcie bulimia, jedzenie kompulsywne, swego czasu depresja. Miliony diet (bardziej, mniej mądrych), każda zakończona wiecznie prześladującym mnie jojo. Doszło do tego, że nie potrafiłam wytrzymać na 2000 kcal. I tak w kółko chudłam, tyłam, aż w końcu uznałam, że 62-3 kg to po prostu waga, na którą jestem skazana i tyle. A podkreślam, że to wcale nie tak mało, zważając na fakt, że mam zaledwie 156 cm . Oczywiście uwarunkowań takiego stanu rzeczy było o wiele więcej, ale ja przecież „tylko” chciałam schudnąć kilka kg, żeby… właśnie… żeby być idealna i warta miłości. Potem zaczęłam spotykać mężczyzn, którzy mimo wszystko potrafili mnie zaakceptować. I jakoś (mniej lub bardziej skutecznie) przekonałam samą siebie, że przecież „nie jest tak źle”, nie muszę być idealna, ale gdzieś w środku cały czas próbowałam. Wiedziałam doskonale, że żadna dieta nie ma u mnie racji bytu, bo znam siebie na tyle, że wytrzymam miesiąc, dwa, codziennie siłownia, jasne, pięknie wszystko, ale w końcu coś pęknie i skończy się tak, jak zawsze. Wiedziałam, że jeśli chcę coś zmienić, to na pewno nie tędy droga. Wtedy właśnie trafiłam na metodę Paula. No po prostu rewelacja, cudowny eliksir szczęścia. Tak mi się przynajmniej wydawało na początku. Teraz wiem, że faktycznie metoda jest dobra, ale problemów natury psychicznej (przyznajmy szczerze – problem z wagą zwykle ma inne podłoże niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać) nie można się pozbyć w tydzień, czy dwa.

    To było jakoś w grudniu chyba. Metodę stosowałam jakieś 3 tygodnie. I schudłam do 58 kg. Czyli tak na oko 4-5 kg. Bez większych wyrzeczeń. Przyznać jednak muszę, że to wcale nie jest takie proste. Nawet zasada „jedz tylko to, na co masz ochotę” jest cholernie trudna do wprowadzenia w życie. Odkąd pamiętam wmawiano mi przecież, że słodycze są złe, a jeść należy chude mięso, „dobre” węglowodany, warzywa, no prawie same świństwa – wiadomo . Do tego każdy widząc osobę odchudzającą się z czekoladką ma tylko jedno skojarzenie. Tak więc ten pierwszy tydzień był naprawdę ciężki. Miałam ochotę na prawie same słodycze. Wiedziałam, że z czasem to się unormuje, że mój organizm w końcu zacznie domagać się też zdrowszych produktów, no ale łatwo nie było. Zawzięłam się, wytrzymałam tydzień i zaczęło mi się „chcieć” rzeczy, na które wcześniej bym nawet nie spojrzała. Jasne, ciężko było wytrzymać do momentu aż naprawdę zacznę być głodna, ale krok po kroku uczyłam się słuchać swojego organizmu, który wcale nie wymagał liczenia kcal. Zaczęłam naprawdę cieszyć się jedzeniem, powoli wyrzuty po zjedzeniu pączka ustępowały.

    I jak mówiłam, jakieś 3 tygodnie były cudowne. Ale potem… potem zaczęły się problemy w związku, dużo nauki (1 osoba, 2 sesje, ogrom wiedzy do opanowania, brak czasu) i… i czułam się coraz lepiej ze sobą, spodnie były luźne, a na słuchanie płyty Paula McKenny nie znajdowałam ani chwili. I przestałam. Może nie – zaczęłam uciekać od problemów tam, gdzie uciekałam zawsze – do jedzenia. Jasne, mój żołądek się skurczył, teraz za „napad” uważałam jedną czekoladę, a kiedyś… kiedyś jedna czekolada była kroplą w morzu. Jadłam dużo więcej niż podczas stosowania metody Paula, ale w porównaniu z tym, na co stać mój organizm to naprawdę niewiele. I ćwiczyłam. Cały czas ćwiczyłam. Nie mam pojęcia dlaczego, ale odkąd poczułam się lepiej, pewniej, stosując metodę Paula zaczęłam ćwiczyć. I nie poddałam się po miesiącu, jak zawsze. Jadłam więcej, nie słuchałam płyty, nie stosowałam się specjalnie do metody, a nic nie przytyłam. Dalej ważę 58, pomimo że przecież wszystko powinno wrócić. Ale nie wróciło. Postanowiłam więc spróbować jeszcze raz. Po sesji b. się uspokoiłam, przetrawiłam rozstanie, zaczęłam słuchać płyty, patrzeć na siebie z większą życzliwością. Od kilku dni znowu stosuję się do zasad Paula i jest mi cudownie. Wiem, że jeszcze będzie milion dni, kiedy zjem za dużo, ale wiem też, że po raz pierwszy w życiu naprawdę cieszę się jedzeniem. I wiem, że w moim przypadku jest to jedyny sposób na to, by polubić siebie. Bo właśnie, zapomniałam, dzięki tej metodzie nauczyłam się patrzeć na siebie całkiem inaczej. I to nie tylko dlatego, że troszkę schudłam, ale przede wszystkim dlatego, że nauczyłam się (no, uczę jeszcze ) słuchać siebie, rozmawiać ze sobą, sprawiać sobie przyjemności i przestałam traktować jedzenie jako coś złego, coś, czego trzeba żałować, wstydzić się.

    A pisałam o tym wszystkim dlatego, żeby pokazać, że to jest metoda nie tylko odchudzania, ale coś więcej. Ja nie mówię, że poradziłam sobie ze swoim problemem, bo wiadomo, że nie, ale uczę się akceptować siebie, uczę się słuchając tego nagrania i zaczynając traktować jedzenie w całkiem inny sposób. Jedzenie i siebie.

    A tak w ogóle to przepraszam, że aż tyle liter wyszło, ale nie umiem pisać w sposób bardziej zwięzły . I, jeśli pozwolisz, będę tu czasem wpadała.

  7. #57
    Awatar ajka3
    ajka3 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    22-05-2004
    Mieszka w
    Nowy Sącz
    Posty
    8

    Domyślnie

    No, nooo, Guernica - gratulacje !
    A jaka jest zawartość tej płyty?

  8. #58
    majka1 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    06-01-2008
    Posty
    0

    Domyślnie

    Kurcze-chwilę mnie nie było na forum i ...SZOK




    Mam artykuł z interii. Tro0chę to inna bajka ale jest fajnie o wartościach i wyszczuplaniu
    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

  9. #59
    Awatar podstolina
    podstolina jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    18-03-2007
    Mieszka w
    Poznan
    Posty
    833

    Domyślnie

    witaj Majeczko musze tu czesciej zagladac -boć tu przeciez same madre rzeczy wyczytuje . Pieknie Ci to wszystko idzie i zycze dalszych efektow.
    Czasem nie moge nadazyc za Toba ,ale pomalu pewnie dam rade. Pozdrawiam serdecznie i zycze milego dnia .

  10. #60
    guernica jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    02-03-2008
    Posty
    0

    Domyślnie

    Już mówię . Właściwie to się zastanawiam, dlaczego nasz gospodarz nic tu chyba o płycie nie pisał (a może ja coś przeoczyłam?), ale być może albo książki z płytą nie posiada, albo posiada, lecz z płyty nie korzysta, albo sama czynność wsłuchiwania się (która dla mnie jest podstawą stosowania metody) nie ma dla Niego większego znaczenia. W każdym razie do książki dołączona jest płyta z treningiem. Trening trwa 25 minut i moim skromnym zdaniem jest fenomenalny. Ba, powiem więcej – jestem przekonana, że gdyby nie on, to mi na pewno by się nie udało. Ale przejdźmy do konkretów – zawartość płyty to trening programowania umysłu (wersja polska oczywiście), który odbywa się w stanie głębokiej relaksacji (tak głębokiej, że kiedy ja słucham po całym dniu na uczelni i siłowni, a wstałam dajmy na to koło 6, to większą część treningu przesypiam, zwłaszcza mój ulubiony fragment dotyczący Michała Anioła , aby obudzić się na sam koniec – to dziwne, ale słowo daje, ze sto razy przy tym zasypiałam, a zawsze się budzę na koniec, zawsze!). Podczas treningu przede wszystkim b. się rozluźniamy, a pan, który do nas mówi przekazuje nam sugestie na temat zmian, jakie mają w nas zajść dzięki stosowaniu metody Paula. Oczywiście stosujemy się do wszystkiego, zamykamy oczy, leżymy wygodnie i wyobrażamy sobie, jak będziemy wyglądać chudzi i piękni . I powiem szczerze – gdyby nie ta płyta, to ja na pewno bym nie dała rady. Na pewno, podkreślam.

    Myślę, że kwestia motywacji podczas odchudzania to podstawowa sprawa. Tam jest nawet taki fragment, gdzie pan, który do nas mówi, wypowiada takie słowa: „Ludzka wyobraźnia zawsze jest silniejsza od woli, więc wyobrażając sobie to wszystko, tak programujesz swoją podświadomość, by automatycznie zmieniła twoje myślenie i zachowanie”. I ja wierzę, że tak właśnie jest, przynajmniej w moim przypadku. Ja pamiętam, że zawsze, kiedy się odchudzałam, to póki byłam silnie zmotywowana, potrafiłam godzinami (w łóżku, przed pójściem spać, ćwicząc etc.) wyobrażać sobie, jak będę wyglądała i jak będzie cudownie, kiedy schudnę. Problem zaczynał się wtedy, kiedy zauważałam pierwsze tego objawy i motywacja spadała. A w tym przypadku, choćby poprzez samo słuchanie płyty, cały czas karmimy swoją podświadomość takimi obrazami. I myślę, że coś w tym jest.

    Ajka3, jeśli chcesz, to podaj mi maila, a wyślę Ci ten trening. Na kompie zajmuje tylko 11,7 MB, więc mam nadzieję, że uda się wysłać. Oczywiście jeśli ktoś jeszcze jest zainteresowany, to też służę nagraniem . Dałabym to na jakiś serwer, albo coś w tym stylu, ale po prostu nie potrafię. Może ktoś z Was się na tym zna i chciałby coś takiego zrobić, bo moim zdaniem, naprawdę warto. Nawet jeśli ktoś nie stosuje metody Paula, to jestem przekonana, że samo słuchanie płyty dużo da. W każdym razie mi daje . Byle tylko udało się wysłać. A gdyby nawet nie dało rady, to jeśli masz (macie) jakichś znajomych, którzy chętnie by się do odchudzania przyłączyli, to warto się złożyć i książkę z płytą kupić. Ale miejmy nadzieję, że się uda wysłać .

    W ogóle to znowu mnie naszło na pisanie, więc może podzielę się Wami pewną myślą, jaka mi wczoraj przyszła do głowy. Bo może ktoś skorzysta . Zastanawiałam się bowiem nad tym, dlaczego zawsze, kiedy się odchudzałam, potrafiłam wytrwać na diecie miesiąc, góra dwa. I nawet kiedy to były mądre diety (np. 2000 kcal, plus codziennie siłownia – to na mnie zdecydowanie najlepiej działało, nie żadne tam 1000, nie wspominając o innych, mniej lub bardziej wymyślnych głodówkach), to zawsze kończyło się tak samo. Z jednej strony podałabym tu za przyczynę to, o czym wyżej wspominałam, a mianowicie fakt, że na widok pierwszych efektów zaczynałam być coraz bardziej zadowolona z siebie, motywacja zamiast rosnąć spadała, a ja myślałam, że mogę sobie pozwolić na drobny grzeszek, od którego wszystko się zaczynało. I to nawet wtedy, kiedy jedząc 2000 kcal, potrafiłam poświęcić 500 kcal na słodycze (inne diety u mnie naprawdę nie miały sensu, bo przy moich problemach z emocjami nawet tygodnia bym nie wytrzymała, a jedząc w ten sposób naprawdę chudłam!). Zawsze przychodził taki moment, że się poddawałam. I tak zastanawiałam się dlaczego. Kiedyś doszłam do wniosku, że może po prostu ja chudnąć nie potrafię, że nigdy nie zejdę poniżej 58 kg, że to jest moja ostateczna waga, organizm się uparł i tyle. Wiadomo, że to kompletna bzdura, ale już nie wiedziałam, jak inaczej to sobie tłumaczyć. I teraz pomyślałam o tym, że ludzie z założenia nie lubią być ograniczani. A ja w szczególności. Kiedy tylko ktoś mi mówi, że MUSZĘ się czegoś nauczyć, coś zrobić, to ja się automatycznie denerwuję i nastawiam negatywnie. A będąc, nawet na najbardziej, mogłoby się wydawać rozsądnej, diecie, cały czas myślę: „Do końca życia będę musiała liczyć kcal. Zawsze będę musiała się pilnować. I nieważne, czy to będzie 2000, czy po diecie 2500, nieważne ile, ale jednak liczenie zostanie ze mną na wieki. Zawsze jakieś ograniczenie. Zawsze jakaś kontrola. I ćwiczenia. Nigdy nie będę mogła przestać ćwiczyć, zjeść ciastka bez poczucia, że potem zostało mi tyle, a tyle kcal. DO KOŃCA ŻYCIA BĘDĘ MUSIAŁA SIĘ PILNOWAĆ. KONTROLOWAĆ.” A ja nie chcę się pilnować. Nie chcę mieć wiecznie wyrzutów po zjedzeniu pączka. Nie chcę nic liczyć. Chcę jeść tak, jak wszyscy normalni ludzie i nie tyć. I teraz wiem, że mogę. To jest naprawdę ciężka praca, żeby nauczyć się wsłuchiwać w swój organizm, ale daje fantastyczne rezultaty. Bo jak zaczynałam w grudniu stosować metodę Paula, to przez ponad tydzień siedziałam w domu, bo byłam chora. A ja nie należę do ludzi, którzy chorując nie jedzą. Ja chorując jem. Boże, ja zawsze jem. Od dziecka. Jedzenie jako sens życia, naprawdę. Ale wtedy siedziałam w domu, zero ruchu, a chudłam. Jadłam pączki, krówki, to, co lubiłam, a chudłam! A po tygodniu mój organizm zaczął domagać się nie tylko cukru, ale też zdrowych rzeczy. Tych, na które wcześniej bym nawet nie spojrzała. Nic mnie nie ogranicza. Są dni, że po siłowni (czasem robię porządny trening, np. 5 minut rozgrzewki na bieżni, potem 45 minut treningu siłowego, a na koniec znów bieżnia – godzinka) zjem pączka i mi starcza, a czasem mój organizm po takim treningu domaga się grahamki z chudą wędliną, szklanki mleka i 2 krówek. I daję mu zawsze to, czego on chce. Czasem jestem głodna co godzinę, czy dwie, a czasem potrafię się najeść na cztery godziny. Czasem jem głównie pączki i czekoladę, a czasem warzywa. Bo mój organizm wie, czego potrzebuje. I wie ile. A ja chudnę. Teraz leżąc wieczorem w łóżku, kiedy zaczynam być głodna nie staram się zasypiać na siłę, żeby już było rano i żebym mogła zjeść, bo „na noc się nie je”, tylko wstaję, biorę ciastko, kawałek czekolady, albo piję pół szklanki mleka i wracam do łóżka zadowolona. Zadowolona, bo sprawiłam sobie przyjemność i zadowolona, bo nie mam wyrzutów, bo wiem, że kiedy mój żołądek domaga się jedzenia, to trzeba mu go dać (nie dużo, ale coś tam musi trawić). I piszę o tym dlatego, że może przeczyta to ktoś, kto nie potrafi wytrzymać na „normalnej” diecie i ta metoda wyda mu się ciekawa. Bo ja żałuję tylko jednego – tego, że wcześniej na nią nie trafiłam. I jasne, nie jest łatwo, zwłaszcza na początku, ale efekty są rewelacyjne. I mam poczucie, że nic nie muszę i nie będę musiała do końca życia. Bo wiem, że nawet jeśli przestanę ćwiczyć, to mój organizm będzie mniej żądał jedzenia po prostu. Ja będę dalej go słuchała, sprawiała mu przyjemności (czekolada np. ), a on za to odpłaci mi się dobrą figurą. Taką, jakiej przy „normalnej” diecie nigdy bym nie osiągnęła.

    A swoją drogą chciałam się pochwalić, że dzisiaj się zważyłam. Od czwartku znowu stosuję metodę Paula, a rano ważyłam 56,6 kg! I ja wiem, że to głównie woda, jasne, ale brzuszek mam coraz piękniejszy, a spodnie coraz luźniejsze. I wiem, że z czasem będzie tylko lepiej. Pomimo tego, że wiele razy jeszcze przyjdą gorsze dni. Ale wtedy biorę mp3, słucham, wyobrażam sobie i wracam na dobrą drogę .

    A jeśli ktoś chce trening, to dajcie maile .

Strona 6 z 10 PierwszyPierwszy ... 4 5 6 7 8 ... OstatniOstatni

Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •