Siedzę przy porannej kawie (śniadanie: jajecznica z 1 jajka na szynce domowej) i zastanawiam się jak się ważyć.
No cóż - przyznam, że od dłuugiego, długiego czasu ważę się codziennie (a nawet więcej razy dziennie ). Z jednej strony motywuje mnie to, bo postęp ostatnio jednak jest. Z drugiej strony wiem, że to jest bez sensu, bo woda, bo sól, bo wahania i tak dalej... Sama nie wiem - może zacząć się ważyć rzadziej? Z drugiej stropny boję się, że jak za dwa tygodnie wejdę na wagę i zobaczę 62 kg, to się baaardzo rozczaruję. Znacznie bardziej niż widząc je przez te dwa tygodnie codziennie.

Planuję sobie menu i zakupy na najbliższy tydzień... Ech, jedyny problem to studencka zamrażarka zapełniona wszelakim badziewiem, które potem muszę jeść przez trzy dni z rzędu. No ale nic - dzięki temu mam na przykład moje rolki.

Poczytam Was i spadam do nauki.