-
30 urodziny Aniu. Przecież mówiłam, że jestem starsza od Tagotty ;)
A poza tym, cholera ciemna, znów jestem przeziębiona... Wrrr... No!
Może, masz Kaszano rację. Tylko wtedy, podnosiłam jednak ten tyłek sprzed kompa, a teraz jakoś nie mogę :twisted: Jestem głupie i stare babsko ;)
-
heh,
strasznie głupie i strasznie stare ;) ;) ;) to babsko przez Ciebie przemawia
zatłucz ją tam nędzną dwudziestolatkę
i przeobraź się w aktywną, świadomą swoich zalet i słabości trzydziestolatke :)
-
Monika, co to tam jakies takie 2-3 tygodnie roznicy :wink: :wink: :wink: :lol: :lol: STO LAT !!!! :) :) :)
Mi sie tez malo chce, ale przynajmniej zauwazylam, ze slonce zza chmur to zmienia. Jak tylko mnie rano obudza promienie na twarzy, odrazu mi sie wiecej chce. Moze byc wiec juz tylko lepiej (bo juz tylko sloneczniej :wink: )
-
Oj to Wy młodziaczki jeszcze......
Monia jak tam ćwiczenia? Muszę się przyznać, że dzięki Tobie zrozumiałam, że ćwiczyć można, a nawet trzeba nawet wtedy, kiedy się nie chce. Mnie się też głównie nie chce i zawsze odpuszczałam przy pierwszych symptomach niechciejstwa, ale teraz mam zamiar inaczej.
Aniukuleczko - to zupełnie niechcący tak wyszło :oops:
Ostatnio wessały mnie "dziewczyńskie porządki"
http://dzieci.wp.pl/.?ticaid=13622
-
No cóż, ćwiczenia byle jak. Ale to nic. W sensie, żem zakatarzona i rano ledwo stałam na nogach. Wczoraj było jeszcze gorzej. Ale już mi się polepsza. Tzn. będę żyła. Chyba.
i tak wczoraj posiałam trochę trawy, trochę pograbiłam, pomaszerowałam z Córą do sklepu i kupiłam róże. Nie wiem czy wyrosną. Ale słonko kazało mi się wziąć za ogródek. Nie znam się, ale mi się marzy mieć ładnie. Dziś trochę to podlewałam, latając po wodę z małą konewką wielokrotnie ;)
Jak pamiętam, to tamtą wiosną tak zaczynałam. Od liczenia za ćwiczenia każdego najmniejszego nawet wysiłku.
Co mi się jeszcze udało dietowo przez ten niecały rok. Udało mi się mieścić w limicie kalorycznym mniej więcej i na oko. Ale na tyle, żeby nie tyć nawet nie myśląc co jem.
Udało mi się tak skomplikować wszystko co robię, że te 10000 kroków robię, nawet jak na krok się nie ruszę z domu. Aż jestem w szoku, z powodu tego wyniku.
A poza tym mam doła. Wczoraj nie miałam, więc nie wiem skąd przylazł. Może do jutra sobie pójdzie. :)
-
hmmm fajnie byloby gdyby te doły znikały jak brzydka pogoda
:)
-
Czasem znikają, a dół to pewnie z powodu różnicy zdań z panem ppromotorem. Matko jak sobie przypomnę pisanie swojej pracy (co prawda tylko magisterskiej) to łapię doła od samego myślenia. Długo, długo nie mogłam się wstrzelić w temat, aż po pólrocznym pisaniu zmieniłam przedmiot, temat i promotora. Poszło jak z bicza trzasł (choć promotor był bardziej wymagający).
Pewnie nie możesz sobie pozwolić na takie zmiany...szkoda.
Jak ma na imię Twoja cór? Ona to już chyba ze trzy latka będzie miała? Cięzki wiek jak na kobietę :evil: Przynajmniej moja mała zołza źle go znosiła :wink:
-
Nadia. Ma trzy lata z kawałkiem. I nie wiem czy to ciężki wiek. Buntowniczy, ale mnie śmieszy szalenie. Szczególnie, że trafiła na mamę, która się nigdy nie przestała buntować ;)
Mogę zmienić promotora, ale mojemu najbliżej do mojego tematu. Nawet zmiana głównego punktu ciężkości wydaje mi się sensowna. Co prawda przerażająca, ale sensowna. Przerażająca, bo okazało się, że mój doktorat będzie chyba bardziej odkrywczy niż miałam w planach i zamysłach. Nie no, na dobrą sprawę, to nie wiem czy mnie nie przerasta. Im więcej myślę tym mi bardziej straszno :shock: Ale to pozytywne wyzwanie.
Doła mam ogólno-życiowego. Jestem po prostu nieprzystosowana do życia w sieci układów-układzików i to na każdym poziomie. No po prostu się nie naddaję.
Zjadłam dziś pizzę, której wczoraj nie zjadło dziecko. I domowego hot-doga czyli parówkę na bułce. Pizzę nie całą oczywiście.
I do tego tylko ciasteczka. Bo cholerne ciasteczka mój mąż kupił w mega pudle. Kilogram, czy dwa. Takich różnych herbatników. Nad tym się nie da mieć kontroli. Pizza z hot-dogiem -całkiem luźno się mieściły we wszelkich limitach. A z tymi ciasteczkami, to kto je tam wie ile ich zjadłam. Nawet już nie ma metki ile to pudło ważyło, więc nie mogę określić górnej granicy :roll:
Pocieszające- nie ma ich już. Nie ma już wcale łakoci w domu. Za sprawą dziecka, bo coś za bardzo je polubiła. Nie no, te ciastka to też nie wszystkie dzisiaj i nie ja sama jedna ;)
-
Dziś zjadłam pierogi (dla odmiany :twisted: ) i jeszcze jakieś pogryzania (co jest najgorsze, bo nie wiem ile) Dupa ze mnie nie odchudzaczka. Za nic się nie mogę zebrać.
-
Nie d**a tylko mój wzór do naśladowanie i tej wersji proszę się trzymać!
Monia to dzięki Tobie po zjedzonej pizzy nie naubliżałam sobie i nie postanowiłam, że skoro słaba jestem to już się dalej nie odchudzam. Normalnie kpalnia wiedzy dla mnie jesteś.
Zmykam, bo mam dzisiaj dzieciowisko szalejące, a kaszak nie lubi...zaraz mi głowę z płuckami wyrwie.
Kaszania