-
mAgnesss- wcale się nie obraziłam i miło, że pytasz :). Otóż przez pół roku jadlam tysiąc kalorii ni mniej ni więcej a raczej często mniej no i wszystko miałam uśpione, także złe nawyki żywieniowe. Jakoś na końcu wakacji poległam i po raz pierwszy się pożądnie objadłam...potem ból brzucha, łzy, zły humor i biegunka oraz pełny brzuch do wieczora...no i wszystko się znów obudziło i cały wrzesień myślałam tylko o słodyczach o najedzeniu się, odstresowaniu...niestety jak się domyślasz długo tak nie wytrwałam i znów napad...potem nie mogłam przestać i tak do dziś się zmagam z napadami obżarstwa, dlatego teraz widze tylko jedno wyjście: psycholog.
Nie jedzenie czy też jedzenie mało to nie wyjście z otyłości, to tak jakby leczyć anorektyczkę jedzeniem nie zastanawiając się czemu właściwie ona nie je???
-
Przykro mi to czytac. Nikomu nie zycze, by go to spotkalo. Jakos instynktownie mi cos powiedzialo, ze po prostu trzeba sie racjonalnie odzywiac, nie tylko dla figury, ale takze dla zdrowia, ja nie zamierzam calych 3 miesiecy byc na 1000 kcal, po miesiacu zwieksze do 1100, pozniej nastepny miesiac 1200, i na koncu 1300 kcal, mam nadzieje, ze nabiore nowych nawykow, i kalorie wejda mi w krew. czasami mozna sobie odpuscic, ale nie za bardzo, nie popuscic.
Mam nadzieje, ze mnie to nie spotka, nie zrozum mnie zle, ale to co opisujesz, jest naprawde straszne i bardzo Ci wspolczuje. Po Twoich wypowiedziach wnioskuje, ze jestes wartosciowa kobieta, byc moze sama, byc moze z pomoca psychologa, przazwyciezysz to. Nie wazne jak, wazne z jakim skutkiem i bys byla zdrowa, podoba mi sie Twoja szczerosc, uwielbiam ludzi szczerych, bo sama taka osoba jestem, wrecz oczekuje tego od innych.
Musi sie udac, prawda? Moje mysli wieczorem krazyly wokol jedzenia, ale udalo sie! Jakbym wziela gryza, zezarlabym chyba cala ta bagietke, dlatego nie ruszylam. Tego jeszcze musze sie nauczyc, delektowania sie smakolykami, czy tez ciut mniej zdrowymi potrawami, produktami, ale w malych ilosciach i rzadko. Jeszcze nie jestem na to gotowa, wiem, ze jak sie dopadne, to... nie wiem :)
Pozdrawiam Cie serdecznie
Bernadeta M.
-
Właśnie dlatego dla mnie teraz piorytetem jest zajęcie się psychiką, bo mimo, że nadal mam nadwagę, ale to już nie otyłość zagrażająca życiu!! Dlatego mogę sobie pozwolić na takie zwlekanie, co nie zmienia faktu, że organizm nie jest przyzwyczajony do takiego traktowania. Współczuje mu...kręciołka idzie dostać ;). Kiedyś próbowałam autosugestii...bo przecież krzywda mi się nie stanie a może pomóc...no i niestety...jestem oporna na takie rzeczy, a szkoda bo głęboko w to wierze...cóż...pozostał psycholog, a ja bardzo chce wyzdrowieć a przynajmniej być normalnym czyli nie zajadać stresu czy czegoś innego tylko np. wyżywać się poprzez taniec.
Ja również nikomu nie życze takiego joja, chociaż wiem, że bywają bardziej dramatyczne przypadki: kilogramy wracają z nawiązką, a ja jednak nigdy nie nadrobiłam tych kilogramów, dieta jednak weszła mi na stałe w krew i mam pewne już nieświadome nawyki, np. brzydze się cukru...używam tylko słodzika ( w potrzebie).
-
Psycholog pomaga czasami odkryc cos czego nie zauwazamy. Pomysl o tym, ze na zachodzie bardzo bardzo duzo osob ma wlasnego psychoanalityka. Ja tez korzystalam (w wieku mlodzienczym co prawda) z pomocy psychologa, i udalo sie! Mlodzienczy dziwny bunt, ale moja kochana mamcia w pore zareagowala.
-
Ja jeszcze nigdy nie byłam u psychologa a mama chciała mnie wysłać ale na przełamanie nieśmiałości a nie nadwagę...no i nie chciałam chodzić bo to by grupa była a ja się glupich uśmieszków bałam, że będą mnie palcami wytykać, teraz wiem, że to głupie, bo to tylko dzieci się tak zachowują...no i zachowywały się tak :? Cóż, niekiedy dzieci bywają okrutne,
Dobra koniec wieczorno-nonych rozmów zwiezeniowych ;) Nan idzie spać ;)
-
Jeszcze raz dobranoc. I mam nadzieje do uslyszenia.
pozdrawiam
Bernadeta M.
-
No i dzień dobry ;).
Wstałam z dobrym humorem. Najedzona, po śniadanku, zaraz lece do pracy, na szczęście tylko na 4 godzinki, więc w domciu moooże jeszcze poćwicze.
Nie może a na pewno!!
-
ćwicz, ćwicz, dzielna Nan :)
a chyba nic nie napisałaś o tym, jak minęła rocznica?
udało się? :)
-
No pewnie że się udała!! Nawet dziadek nie zepsuł nam tej rocznicy, bo po prostu się nim nie przejmowałam i żeśmy się zamknęli w pokoju i włączyli muzykę ;). Zauważyłam, że teraz to w ogóle alkoholu pić nie może bo wypiłam mały kielonek likieru czekoladowego i poczułam nieprzyjemny skórcz w żołądku...chyba na prawde już nie mogę pić %...no, ale to nic ;)m bez alkoholu człowiek też żyć może ;p
-
hehe, rozumiem, że to, co działo się w pokoju pozostanie za jego zamkniętymi drzwiami :twisted:
ja też nie przepadam za alkoholem - od czasu do czasu lubię wypić kieliszek dobrego pół- albo wytrawnego wina, lubię kolorowe drinki (ale te są zdradliwe ;)). nie cierpię czystej wódki - na samą myśl o przełknięciu jej mam mdłości (a kiedyś nie było z tym problemów, hehehe), za piwem przepadam średnio, jeśli już to z sokiem, albo słodkie piwa typu freeq.
właśnie czuję, że dopada mnie głód, ale zwalczę go kefirem :)