Z nami to było tak...
Któregos pieknego wieczoru spotkałam sie z koleżanką ... byłyśmy u niej i w sumie siedziałyśmy do nocy plotkując, gadając, wygłupiając się.. później siedziałysmy przy komputerze (chyba cos mi pokazywała ,juz dokładnie nie pamietała ) i nagle ona rzuciła pomysł, żebyśmy sobie z kimś pogadały... ja tam się nie wczówałam, byłam wtedy z chłopakiem w poważnym związku... a ona zawsze zakrecona i tak dla śmiechu włączyła gg i w wyszukiwarce wpisała "wampir" bo tak jej na myśl wpadło, może dlatego że była to juz noc :P w wyszukiwanych wynikach znalazł sie pewin wampir który był rok starszy ode mnie, wiec wybór już padł na niegoOna zagadała zakreciła na jakieś luźne tematy, wyludziłysmy od niego zdjęcie, choć nie chciał dać , bo miał nieaktualne ale sie zgodził pod warunkiem , że my poślemy swoje
Wydał sie bardzo sympatyczny i dość przystojny :P {choc wówczas w ogole w takich kategoriach nie myślałam, bo miałam faceta ktorego kochalam bardzo}.. na drugi dzień moja psiapsióła wysłala mi jego nr gg na moje gg. Jakos po tym sie do niego od tak oezwałam... on przypomniał o obiecanym zdjeciu, to wysłalam moje najładniejsze :P (mój były pasjonował sie fotografią) to owy wampir stwierdził, że musiałam skądś te zdjęcie ściągnąć i że tak nie wyglądam... bo idealnie pasowałam do ideału dziewczyny która nam opisał jak rozmawiałyśmy znim śmiechem-żartem w nocy
bardzo fajnie z nim mi się rozmawiało, na wszytkie tematy, czesto przegadywalismy całe noce, oczywiscie byłam fair wobec swojego faceta, bo wiedział, że rozmawiam z chłopakiem, a owy chłopak wiedział, że mam kogoś kogo kocham. Wiec to była stopa czysto przyjacielska. Był bardzo słodki i kochany... czasem dostawałam smsy typu "stokrotko uważaj na siebie, bo oglądałem pogode i u Was ma być straszna wichura wieczorem, a wiem że gdzieś sie wybierasz z koleżankami" ... no i stało sie. Mój chłopak ówczesny zaczął byc strasznie zazdrosny (w sumie mu sie nie dziwie :P) wiec nie chcąc narażać naszego związku poprostu pogadałam z moim internetowym znajomym wyjaśniając mu wszytko i powiedziałam, że trzeba znajomosc skonczyć, żeby nie pisał. Troche brakowało mi nocnych rozmow, ale to wszytko. On mnie nie wykasował z listy znajomych i jeszcze po tym czasem zostawiał mi jakies krociotkie wiadomosci na gg. Później kontakt sie urwał.. To wszytko sie działo jak byłam bodajze w 1 klasie liceum.. około 2lat później pakowałam się, bo wyprowadzałam się do nowego miasta na studia. Miałam jakiś opis i sie odezwał do mnie. Nie wiem czemu od razu wiedziałam , że to on. Chcile porozmawialismy ale to byo wszytko. On mówił że jest mu dobrze w domu rodzinnym, ze ma wszytko i nie chce sie na razie nigdzie wyprowadzac, że nie wyobraza sobie mieszkania gdzie indziej itd. Przez te wakacje przed studiami miedzy mna a moim chłopakiem z którym byłam cały czas strasznie zaczeło sie psuc, nie moglismy sie normanie dogadac, ja juz nie wytrzymywałam nerwowo probowałam zrywac, ale zawsze jakos tak wychodziło, że jednak zwiazek przetrwał.. Wtedy bylismy już nawet zareczeni!! Nadal bardzo go kochałam... ale niepotrafiłam z nim być bo sie raniliśmy strasznie wzajemnie. Później juz nawet nie mielismy nic sobie do powiedzenia ... nie chodzilismy na spacery ktore kochałam, bo on nie miał ochoty... on wolał plaze na ktora ja nie chodze, bo nie moge sie opalać (choroba skóry) a zadna to dla mnie była radocha siedziec w cieniuwysmarowana filtrem i patrzec jak on wygłupia sie z kolegami... on jak wracał wieczorami z plazy to był przewaznie zmeczony i prawie w ogole sie nie widywalismy. Wyjechałam na studia... po jakiś dwoch tygodniach był moment kulminacyjny... pewnego piatkowego wieczoru kiedy ja siedziałam w innym miescie grzecznie z kolezankami w domu, on nawet nie raczył sie do mnie odewać. Na drugi dzien zadzwoniłam do niego, okazało sie że on był z jakaś nową kolezanka o ktorej wczesniej nie slyszałam na spacerze wieczorem nad jeziorem gdzie zrobił jej sesje fotograficzną.. nie wyobrażacie sobie jak sie we mnie zagotowało... hm, ale to nie był powod zeby konczyc to co nas łaczyło, chciałam zeby tylko przeprosił, żeby wiecej takich numerow nie wykrecał... ale ... ale... on nie wiedział w tym nic złego. Zerwałam z nim telefonicznie... dwa dni po tym jak tylko mogłam sie wyrwac z zajec przyjechałam do domu, poszłam do niego i oddałam mu pierscionek zareczynowy.. prawie w ogole nie rozmawialismy. Wyszłam... ile ja przez te dni sie napłakałam... ahhhh.... Pózniej przyjezdzałam na weekendy do domu... to nie miałam co ze soba zrobic, przewaznie szłam do siostry z nia przebyałam i u niej nocowałam. Pewnego wieczoru siedziałam przy komputerze i wpadło mi do głowy, że przeciez jestem wolna{(!!!) nie docierało to jeszcze do mnie, bo ciagle czułam sie do niego przywiazana...} i ze moge sobie porozmawiac ze starym znajomym, bo przeciez nikt mi nie zabroni... odezwałam sie do niego (jakoś!) dzis nie wiem jak , bo nie miałam go na liscie, a on nie miał danych wpisanym w wyszukiwarce... (to chyba tajemnica
) porozmaialiśmy .. rozmawiało nam sie rownie dobrze jak da lata wstecz... przegadalismy jedna noc, pozniej druga... troche pomół mi leczyc rany, wysłuchiwał, pocieszał... na stancji nie miałam internetu, przeszlismy na smsy.... i tak trwało to kilka miesiecy.... prawie 8
zadzwonił do mnie raz.. pierwszy raz słyszelismy sie
w maju jechałam do czestochowy wraz z taka organizacja studecka, powiedziałam mu o tym... ja sie pakowałam bo wyjezdzałam w nocy, a on mi powiedział, że zdecydował sie przyjechac (bo jest ze slaska i do czestochowy to mu juz od niego jest niedaleko)
stresowałam sie jak cholera, zwlaszcza ze dowiedziałam sie o tym przed samym wyjazdem
no ale coz...
Rano dojechalismy na miejsc i od 9 do 11 sie denerwowałam czy bedzie ok, wiecie internet a na zywo to dwie rozne sprawy... no i wybila godzina a on nie dawał znaku. Zadzwoniłam do niego.. on mowi , że własnie doszedł ze stacji na plac i nie wie czy sie cisnac w tłum (bo były tam tysiae ludzi, bo nie wie czy mnie znajdzie) ja sie zapytałam gdzie jest, on ze przy jakims pomniku, wiec powiedziałam ze ja przyjde... wstałam obrociłam sie a tam patrze jeden, drugi trzeci pomnik i pełno ich... no ale mysle sobie ide do pierwszego najblizszego... eh mielismy szczescie bo to własnie był ten :P Czekał tam na mnie z bukiecikiem konwalii (moje ulubione kwiaty, a on nic o tym nie wiedział:P miał chłopak farta) przywitanie było jakies takie hmm spontaniczne, przytulilismy sie, pózniej stwierdzilismy ze sie przejdziemy (zostaiałam wszytkich znajomych i poszłam:P) jakos tak wyszło, że trzymalismy sie za reke (po przyjacielsku?!:P) do dzisiaj sie smieje, że to było z gory jakos przesadzone, że jak sie złapalismy to tak zostałoposzlismy sobiena ta cała wieze co jest w czestochowie, a pozniej do parku
na ławeczce siedzielismy (przytuleni?!) i mnie pocałował
tam gdzies w krzakach musiał siedzieć jakis amorek, bo mnie nieźle streliło
jak sie póxniej okazało go tez
pozniej sie przyszła pora pozegnac po kilku godzinach... moja kolezanka specejalnie jeszcze poszła na herbate,żeby wyłudzic nam troche czasu dla siebie i cały autokar musiał na nia czekac :P pozegnalismy sie... a ja a ja byłam dziwnie nieprzytomna ze szczescia. Za tydzien miałam okazaje pojechac do krakowa ze studiow na wizyte papieza, skorzytałam, on oczywiscie skorzystał i tez był... to byl kolejny dzien ktory cudownie spedzilismy razem, juz bardziej jako oficjalna para, choc chyba nia zostalismy juz przy pierwszym spotkaniu
Pozniej ja wrociłam na studia (nie wiem jak ja zdałam ta sesje bez poprawek bo w ogole sie nie uczyła, bo skupic sie na niczym nie mogłam:P).. pisalismy dalej ze soba... on obiecał że przyjedzie do mnie i pojedziemy nad morze... ja wyjechałam na dwa tygodnie do niemiec do siostry jak tylko wrociłam on przyjechał do mnie na stancje, zostal kilka dni a pozniej pjechalismy nad morze... on tez miał wakacje wiec pozniej zostal jeszcze troche ze mna
znaczy sie kilka tygodni bo jakos czas nam zleciał a my sie nie roztawalismy
Pozniej pojechał do domu (musiał miec abieg na palec u nogi na wrastajacy paznokiec wiec został tak chyba przez niecąły miesiac) i wrocił z reszta rzeczy...
we wrzesniu oswiadczył mi sie w nocy na górce.. wypiliśmy wino .. byo tak romantycznie... oczywiscie moja odpowiedz brzmiała TAK
na święta Bożego narodzenia pojechałam do niego, bo musiał przedstawić rodzicom swoja przyszłą żone... jakiego ja wtedy stresa miałam, nawet sobie nie wyobrazacie ( wazyłam wtedy 73 kg i wygladałm i czułam sie jak szkaradztwo) okazało sie jednak ze moje obawy były nieuzasadnione bo ma swietna rodzine... i były to bardzo udane swieta... 17 lutego był ślub i nasze wesele...
a ja nadal jestem szczesliwa i zakochana.. wszyscy sasiedzi, znajomi i rodzina, czekali tylko az zacznie mi brzuch rosnac, wszyscy byli swiecie przekonani ze jestem w ciazy, ja tymczasem wrociłam na wakacje ze studiow o 5 kg lzejsza z psem :P to sie zdziwili... jego rodzice wzieli na siebie kredyt, kupilismy mieszkanie na ktore teraz czekamy. Na razie mieszkamy u mnie , u moich rodzicow... których prawie nie ma w domu...
ja bede dojezdzała na studia ( chyba zwariowałam bo mam 2 godziny) ale mysle ze sie oplaca bo oszedzimy poieniadze troche a moj maz ma dosc dobra prace tutaj. Takze to taka dziwna historia
widocznie tak było nam pisane... moja babcia twierdzi że to przeznaczenie, i co ma być swoje to nawet sie na koncu swiata znajdzie
a moi tesciowie twierdza, że my jestesmy doskonałym przykładem nowoczesnej miłosci
tak czy inaczej czuje że to bło najwieksze szczescie jakie mogło mnie spotkac
ehhh to by było na tyle bo troche sie rozpisałam upsss![]()
Zakładki