-
Kochany Sloneczniku!
Ciesze sie, ze wrocilas, czekalam na Ciebie, bo ja wlasnie tez mam teraz male 'odetchnienie' w domku. I ciesze sie z tego - ukladam sobie rozne rzeczy, czytam, mysle, staram sie pogadac ze soba glebiej.
To co napisalas, jest mi bardzo, bardzo bliskie. Mam to samo. Kompulsywne jedzenie. Dokladnie tak. Zajadam emocje, te swiadome i te podswiadome. To jest nalog - tak mi sie wydaje i juz od dawna mysle ze kwalifikuje sie do psychologa, tylko ja niestety nie mam na to kasy, a po czesci tez pewnie odwagi. Trudno o tym mowic
W kazdym razie, postaraj sie zobaczy, jak duza jest twoja sila, jesli potrafisz utrzymac jedzenie w ryzach. To juz duzy plus. Nalogowcem zostaje sie ponoc do konca zycia, ale mozna byc nalogowcem 'nieaktywnym'. Mi sie to nie udaje.
Wierze, ze mozna sobie z tym poradzic, moze samemu, a moze przy pomocy psychoterapeuty - to chyba zalezy od osoby.
Ja sie wlasnie teraz nastawialm na prace z psychika. Zrobilam juz milowy krok, decydujac sie na sprobowanie 'prostej diety' wlasnie. Kiedys przerazal mnie fakt 'tylko 3 posilkow', ale to chyba najlepszy sposob na niemyslenie o jedzeniu wlasnie. 5 posilkow nie nadaje sie dla osob ktore maja psychiczne wlasnie problemy z jedzeniem, a dla tych, u ktorych przyczyna nadwagi jest nieregularne, zadkie jedzenie duzych posilkow.
Mysle ze dobrym pomyslem jest gleboka rozmowa ze soba, przygladanie sie sobie rowniez. Poniewaz post niebezpiecznie sie wydluza, a chcialam jeszcze cos zacytowac, koncze osobiste refleksje, serdecznie pozdrawiam i zycze duzo sily.
Wiec cos do przemyslenia:
Nie staraj sie tlumic pragnien, ponieważ stracisz energie życiową... Zmierzaj do tego, by nie tyle swoje pragnienia zaspokoic, ile je zrozumiec. Nie wyrzekaj sie obiektow swoich pragnien, zrozum je, ujrzyj ich prawdziwe oblicze. Zobacz, ile sa tak naprawde warte. Jesli zwyczajnie stlumisz swoje pragnienia i odrzucisz przedmiot swego pozadania, to prawdopodobnie zwiarzesz sie z nim jeszcze mocniej.
(Antony de Mello)
'Nie palac mam dla siebie szacunek Jakas (gleboka, wczesna) czesc ja nie moze tego zniesc. Siegam po papierosa aby poczuc sie swojsko w atmosferze braku szacunku i akceptacji. Dopoki nie pokocham siebie z wszystkimi paskudztwami, bezwarunkowo - jak Bog - wciaz bede uzywala tej furtki, aby wymknac sie z Ogrodu Milosci na Pole Potepienia (...) Moc rozebrac ten plot zbudowany ze sztachet - warunkow, aby akceptacja siegnela po horyzont. Wtedy palenie straci jedna ze swych wielkich mocy, przestanie byc grzechem i sciezka do piekla nie-milosci, nie-szacunku (...)
Pozbywam sie potrzeby potepiania siebie i wierze, ze zycie zaspokoi moje potrzeby.'
(Sonia Raduńska "Biale zeszyty')
Trudne to wszystko... wiec na koniec jasne i proste tez S.Raduńskiej:
'Z pokora kazdego ranka prosic, kazdego wieczoru podziekowac. Tylko i az tyle.'
-
Witaj Poloninko! :-*
Dziękuję Ci za ciepłe słowa, one są dla mnie naprawdę bardzo ważne... Kiedy widzę, że jest ktoś, kto mnie rozumie, bo ma ten sam problem, to od razu sił do walki o normalność jakby więcej... No właśnie, walka o normalność, o szacunek do siebie, a przede wszystkim o akceptację... Z tym ostatnim mam największe problemy, chociaż dopiero niedawno to sobie uświadomiłam (właśnie też miałam teraz takie szczere "rozmowy ze sobą")... Z zewnątrz wyglądam na osobę pewną siebie i zadowoloną z życia, i za taką chyba chcę uchodzić przez co wpadam w jeszcze większe bagno, bo nikt nie zna moich obaw i kompleksów, więc też ciągle czuję się niezrozumiana, obca i... zajadam to.
Też myślałam nad psychoterapią, ale, no właśnie, te pieniądze. Może są jakieś darmowe poradnie, ale z doświadczenia wiem, że lepiej już nie ruszać choroby niż leczyć ją "państwowo"
Gratuluję Ci podjęcia decyzji o prostej diecie, to nie takie trudne jeść 3 razy dziennie jeśli ma się sporo zajęć. Koniecznie takich, które sprawiają przyjemność - już lepiej leżeć cały dzień z ciekawą książką niż zmuszać się np. do jazdy na rowerze, jeśli akurat nie ma się na to ochoty, bo takie zmuszanie się też wyzwala kompulsywne odruchy... Na razie po prostu chyba najlepiej będzie dla nas traktować się jak laleczki z porcelany i unikać stresujących sytuacji, może większa odporność psychiczna przyjdzie później, po kilku wygranych potyczkach z jedzeniem bo wiadomo, zawsze problemów unikać się nie da...
Kończę na razie, bo też mi się post wydłuża Przez ten weekend nie będę miała dostępu do neta, więc tymczasem pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i mocno wierzę, że nam się uda
Sun.
P.S. Ciekawe cytaty, sporo mi dały do myślenia... Mądre recepty, z których znaczenia już właściwie wcześniej zdawłam sobie sprawę, ale dopiero teraz przeczytałam ułożone w jakąś logiczną całość... Teraz jeszcze trzeba zastosować je w praktyce...
-
Sun, masz jakis pomysl na samoakceptacje? Znam swoje zalety i z moja samoocena ogolnie nie jest tak zle, ale nie lubie siebie z tymi kilogramami, nie podobam sie sobie i tu nie chodzi o wyglad modelki, do ktorego wcale nie daze, tylko o samopoczucie, o zwyczejne pozbycie sie nadwagi - tylko tyle. Nie musze miec boskich ksztaltow, ale nie potrafie zaakceptowac siebie takiej, nie bede z tym nigdy do konca szczesliwa. Nie czuje sie atrakcyjna kobieta w oczach plci przeciwnej i to tez mnie boli.
Te 3 posilki jednak mocno mnie stresuja, nie potrafie podolac... zastanawiam sie nad jakims malym 4, bo tak jak teraz to i tak nie ma sensu...
Wierze za to, ze Ty radzisz sobie dobrze i takze - ze lepiej sie czujesz pod wzgledem psychicznym. Pozdrawiam serdecznie :*
-
Poloninko, pomysł na samoakceptację... Hmm...to ciężkie, bo ja mimo że akceptuję siebie to też chciałabym się trochę zmienić, udoskonalić tu i tam Wydaje mi się, że nie da się siebie zaakceptować tak do końca, w znaczeniu: uznać, że jest się idealnym jak na swoje wymagania i lepiej już być nie może Chodzi raczej o to, żebyś dostrzegła w sobie przede wszystkim człowieka, a dopiero później swoje ciało z jego niedoskonałościami czy charakter, w którym to czy tamto przydałoby się zmienić. Owszem, przydałoby się, ale nie na siłę, bo to nie jest najważniejsze. Ja wiem, że łatwo się tak mówi, ale w życiu codziennym myśli typu "jakby to było dobrze, gdybym miała świetną figurę" same cisną się na usta Ja wtedy mówię sobie, że świetna figura przyjdzie sama, jeśli po prostu o siebie zadbam (mogę sobie to mówić z całą odpowiedzialnością, bo efekty już kilka razy widziałam ) Chodzi o to, żeby dbanie o siebie było celem samym w sobie - bo kochasz siebie, chcesz być dla siebie dobra - a nie środkiem do osiągnięcia ładniejszej figury...
Hmm... nie wiem, czy coś pomogłam Mam nadzieję, że chociaż troszkę
Pozdrawiam
Sun.
-
Wiecie, ze ja nigdy nie mogalam pogodzic sie ze swoim wygladem. Nie chodzi mi o nadwage akurat, to moge zmienic. Ale o wiele spraw na ktore juz nie mam wplywu chociazby ze wzgledu na kase. Nie zrobie sobie fajnego biustu ( moj rozmiar mozna by okreslic jako "-1" ) , nie zrobie sobie operacji plastycznej twarzy i uszu, no i kupa innych rzeczy. Kiedys bardzo cierpialam z tego powodu a teraz jestem na etapie mam to gdzies. To jest chyba najgorszy etap, kiedy czlowiekowi zaczyna wisiec jak sie ubiera, jak wyglada , czasem zdaje sobie sprawe , ze wrecz wygladam jak jakis kloszard ale dynda mi to . Nie moge wykrzesac z siebie sily do zadbania o siebie. Jeszcze resztka sil zmuszam sie do jakiegotakiego wygladu jak ide do pracy , ale powoli to tez zaczyna mi wisiec. Nie wiem co z tym zrobic
-
Siba, też miałam okres tomiwisizmu Nie wiem właściwie, kiedy mi przeszło, ale przeszło, samo, i wiesz, to chyba był jakiś spory krok do samoakceptacji bo przestałam patrzeć na siebie przez pryzmat innych i tego "co ludzie powiedzą" (teraz co prawda trochę to ocenianie się wg innych mi wróciło, ale pracuję nad tym). Jeśli nie masz tego jakoś strasznie długo, to może to tylko zwyczajne zmęczenie tym obowiązkiem bycia ciągle nienaganną i z czasem pewnie przejdzie, bo jesteś warta tego, żeby być zadbaną (jak z jakiejś reklamy, ale trudno, reklamy też czasem mówią prawdę )
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu
Sun.
-
ahoj dziewuszki
Ja mam własnie jakiś maniakalny wręcz upór na mega dbanie o siebie. Straszną mi przyjeność sprawia kupowanie żeli, balsamów, tuszy do rzęs, cieni, błyszcyzków, mleczek, perfum i wiele innych. A najlepszym podarunkiem dla ciała jest big kąpiel + zabiegi pielęgnacyjne tuż po niej :P 2 godzinki wolnego i można zrelaksować się za wszystkie czasy.
Polecam kochane
Jak dla mnie i tak jesteście wiecznie zadbane i piekne - duchowo
cmoczki
-
Mialam nie nazekac, nie rozsypywac sie, nie przyznawac do porazek... ale... musze to w koncu z siebie wykrzyczec
Nie radze sobie, ciagle sobie nie radze, juz od dawna. Ostatni tydzien - duzo nadziei, duzo zapalu i wiary w to, ze przygladajac sie sobie, poszukujac lekarstwa na moje psychiczne problemy z jedzeniem, bede umiala sobie pomoc. Tak, mam swiadomosc tego, ze to byl wazny, wartosciowy tydzien, troche rzeczy dostrzeglam, troche zrozumialam, ale... to nie przeklada sie juz tak pieknie na praktyke... ciagle probuje jesc umiarkowanie, nie objadac sie... jeden, dwa dni jest dobrze, a potem to wszystko sie sypie... i moj demon - slodycze... coraz mocniej odczuwam rozbieznosc miedzy wlasnymi pragnieniami, miedzy praca nad psychika, a tym co jest... coraz bardziej nie chce juz patrzec na swoje cialo w lustrze (chociaz faktycznie, moja waga raczej nie rosnie!). Ciagle zmagam sie ze soba i wlasnie teraz jest ten czas, kiedy porazka nie daje mi kopa do podnoszenia sie z determinacja, ale budzi lek, ze nie dam rady, ze sobie nie poradze... nie ufam sobie...
-
P.S. Czasem wydaje mi sie ze podswiadomie nie chce schudnac... ze jest cos co mnie pcha do tego... ze to jest jakis sposob karania samej siebie, uciekania przed zyciem, zeby moc ciagle zajmowac sie swoim problemem, zeby ciagle wracac do walsnego bagienka, w ktorym, wiem to, nigdy nie bede mogla poczuc sie wolna, silna, szczesliwa - podobnie do cytatu Sonii Radunskiej i troche podobnie do Twojej -Sun- obserwacji o uciekaniu przed zyciem.
Ciekawe - jak sie z tego wychodzi?
P.S.2. Usiwadomilam sobie tez, ze pokusy i psychiczne pragnienie jedzenia pochodza od 'dziecka' we mnie. To ono prosi o przyjemnosc, o milosc. I czuje sie pokrzywdzone przez 'rodzica', ktory mu tego odmawia. Jedzeniem nie da sie zaspokoic, da sie co najwyzej zagluszyc glod psychiczny.
Ja to juz wiem. Ale co dalej?
-
Poloninko, Słonko... przykro mi, że przeżywasz teraz takie niezbyt przyjemne chwile Ale dobrze, że to powiedziałaś, takie "rozsypanie się" to właśnie zdrowy odruch, nie ma co dusić w sobie smutku, nikt nie jest nadczłowiekiem, któremu zawsze wszystko się udaje. Ja też ciągle walczę ze sobą, a raczej z tym dziwnym, upartym czymś co we mnie siedzi i nie pozwala żyć normalnie. Choroba, nałóg, jakkolwiek by to nazwać - nie tak łatwo jest to pokonać. Piszesz, że przez ten tydzień poznałaś siebie lepiej - może teraz nie widzisz efektów, bo tydzień to naprawdę za mało! Ludzie leczą się ze swoich nałogów i obsesji latami - wiem, brzmi brutalnie, TYLE CZASU!! Ale lepiej poświęcić ten czas na walkę o lepsze życie niż na ciągłe unieszczęśliwianie się nałogiem, prawda?
W Twoim profilu nie pisze, skąd jesteś, ale jeśli gdzieś z okolic Śląska, Zagłębia, to może miałabyś ochotę od czasu do czasu spotkać się i pogadać? Mamy naprawdę podobne problemy a z doświadczenia wiem, że taka zwyczajna pogawędka może wręcz rozjaśnić świat, chociażby na jeden dzień, a to już coś.
I jeszcze jedno - to dziecko, o którym piszesz, też je w sobie znalazłam ale trochę inaczej - ja po prostu chcę o siebie zadbać jak o własne dziecko, siebie krzywdzę w odwecie za własną niedoskonałość, za niespełnianie ambicji rodziców, oczekiwań otoczenia i swoich własnych, ale gdybym miała dziecko to przecież nie liczyłoby się, że nie jest ideałem - kochałabym je za sam fakt, że jest i dbała o nie najlepiej, jak potrafię... Dlaczego do siebie samej tak nie podchodzę? Staram się, czasami mi wychodzi i mam nadzieję, że w końcu mi się uda to osiągnąć na stałe...
Dziś miałam parę napadów obżarstwa, na szczęście skończyło się na paru kanapkach i płatkach kukurydzianych. Dosłownie zmusiłam się, żeby przestać i jeszcze z jedzeniem w ustach poszłam do pokoju, zamknęłam drzwi, puściłam ulubioną muzykę, psiknęłam ubranie ulubionym zapachem i położyłam na łóżku... Dziwne, ale napad od razu minął... Potem usnęłam a po obudzeniu wszystko było już w jaśniejszych barwach...
A od jutra wprowadzam znowu w życie prostą dietę, bo w czasie wyjazdu posypała się całkiem...
Pozdrawiam, trzymaj się ciepło i zaglądaj tu jak często tylko masz ochotę - nawet, gdyby to miało być codzienne "rozsypywanie się" - ja to aż za dobrze znam
Sun.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki