Jak już pisałam w wątku o letnich kieckach, mam parę punktów mojej dietki:

1) Absolutnie i pod żadną postacią nie jem słodyczy (do tej pory jadłam do każdej kawki - 2 razy dziennie i czasem w przerwach też), nawet w Tłusty Czwartek nie zjadłam ani jednego pączka;

2) Dwa lub trzy razy w tyg. chodzę na wodny aerobic - kupiłam karnet na 10 zajęć (narazie) - polecam wszystkim!

3) Gdy nie idę na basen, ćwiczę w domu - z płyty aerobic (Fat Burning) lub inne - 15 lutego zaczęłam 6 Weidera - zobaczymy jak mi pójdzie;

4) Staram się jeść mniej chleba i ziemniaków, na obiad jem tyle, żeby nie czuć głodu, a nie tyle ile mam na talerzu, nie dojadam resztek "bo szkoda wyrzucić", w końcu mój żołądek to nie śmietnik!

5) Piję herbatki zielone i czerwone oraz takie różne z serii Figura 1,2,3 czy podobne;

6) Zamiast słodyczy jem trochę suszonych owoców (śliwki, pestki z dyni, czasem morele suszone, ale trochę czuć konserwantem);

7) Staram się być uśmiechnięta i nikogo nie namawiać do tekiego stylu życia (były już spięcia z moim mężem który waży hihi 90 kg!), Moja dieta - moja sprawa, rodzinie mogę upiec ciasto ale to nie znaczy że sama też muszę go jeść!

Od 30 stycznia chodzę na piechotę do pracy (szybkim marszem 35 min w jedną stronę).


Jak narazie udaje mi się realizować punkt po punkcie, w miarę możliwości. Na wodny aero chodzę 2 razy w tyg. bo tylko tyle udaje mi się czasowo. Ale jestem zadowolona. Nadal się nieźle męczę i pocę, to pewnie dobrze. Nie jem teraz już prawie wcale suszonych owoców, one mi na początku zastępowały słodycze, teraz już ich nawet nie potrzebuję, a one też mają przecież sporo kalorii (i węglowodanów!)

Dzisiaj zrobię siódmy dzień Szóstki Weidera, idzie mi całkiem nieźle, bardzo się tego obawiałam. Najgorzej było drugiego i trzeciego dnia, teraz jest Suuuuper!!!

Mój małżonek idzie na basen! Facet 34-letni o wadze 90 kg, przy wzroście 176cm, lubiący słodycze, ciasta i dobre jedzonko (kolacyjki też, a jakże!) stwierdził, że pójdzie na basen!
Bardzo się ucieszyłam, bo nijak nie mogłam go przekonać do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Próby rozmowy powodowaly tylko kłótnie i "ciche dni".

Kupuję znacznie więcej jabłek, mandarynek, pomarańczy - co powoduje wieeeelki uśmiech na twarzach moich dzieci. Więc niech i one coś mają z maminej dietki.
W niedzielę upiekłąm ciasto - rolada orzechowa z masą czekoladową i w środku banan. Na początku powiedziałam sobie - zjem jeden kawałek, no może dwa. Ale nie zjadłam ani jednego!!! Nawet nie miałam ochoty! Do wspólnej kawki zasiadłam przy stole ale zjadłam do niej 2 łyżki musli (głównie zostaly w nim płatki owsiane, bo owoce suszone już dawno wyjadlam). Tak więc stwierdzam, że się da!
Waga od wczoraj wskazuje 66 kg (początkowo 30 stycznia 70!), ale nie wiem czy już się mogę cieszyć. Ważę się codziennie rano na czczo. Jutro jak będzie nadal 66, to zmienię sobie suwaczek!

Czeka mnie weekend u teściowej (placki, kawki, obiadki, kolacyjki itp), i będę na pewno silna w mojej diecie, tylko muszę sobie przygotować wiarygodną gadkę, żeby mnie nie meczyli i zostawili w spokoju, kiedy nie zjem ani jednego kawałka pysznego ciasta teściowej. Najwyżej się obrazi.

No i muszę potajemnie wykonać kolejne dni szóstki weidera, żeby nie wzbudzać zbytniej sensacji.