Dziewczyny, tak sobie czytam Wasze wątki i nasuwa mi się jedno: Ja mam o wiele gorzej niż Wy - dziewczyny. Moje dzieci jedzą różne dania o różnych porach i ja im je przygotowuję, młodszemu muszę jeszcze spróbować czy dobre dostanie. Więc nie jest mi łatwo. A nie chcę im niczego odmawiać z powodu mojej diety. I tak np. jedzą swoje kolacyjki pełnowartościowe, a potem, wcinają moje owoce, rodzynki, chlebek chrupki (kupione dla mnie np. na kolację). Mąż też nie jest lepszy. W sobotę był np. taki obiad: frytki z piekarnika i paluszki rybne też z piekarnika (już bez dodatku tłuszczu). Zrobiłam im do tego surówkę z kapusty pekińskiej z marchewką tartą, kukurydzą, sokiem z cytryny i oliwą. Ja kupiłam sobie mrożone warzywka: kalafior, brokuł i marchew i chciałam zjeść na obiad wraz z w/w surówką. Ale wyobraźcie sobie, że mój mąż wyjadł mi 1/3 tych warzywek gdy się odsączały na sitku No i co ja mam zrobić? Zjadłam resztkę jaka została i surówkę. A on powiedział, że gdyby wiedział że ja takie dobre rzeczy będę jadła, to by też to wolał. Oj, z chłopami nie wygrasz A obiad wymyślał starszy synio. Ja im pozwalam na takie obiadki raz na dwa, trzy tygodnie, bo wiem co to za jedzenie.

Jestem w pracy i zjadłam do kawki (rozpuszczalnej bez mleka 1/2 łyżeczki curku) kromkę wasy, ale powiem Wam, że nie za bardzo mi ten rodzaj chlebka smakuje. Jest zbyt suchy i bez smaku. A już absolutnie nie smakuje mi z dodatkiem czegoś, jeżeli jem, to tylko sam, jako przechrupka.