-
Jest źle, choć nie jest najgorzej
Waga wskazała dziś 74,6 kg
Totalnie tego nie rozumiem... Wszyscy mi dookoła zaczęli mówić, jak to schudłam... A ten cholerny przyrząd jakby na złość pokazuje coraz więcej...
Ani - ja też bym chciała umieć "dla zasady", ale mi nie wychodzi...
Nelu - to nie mogą być mięśnie, bo ja prawie w ogóle nie ćwiczę...
Nie liczę też kalorii, tzn. nie liczyłam w ostatnich dniach. W sobotę było jeszcze OK, jedynym przestępstwem były samorobne gofry na kolację (ale siedziałam do północy nad pracą), ale w niedzielę znów porażka.
Nie żeby mnie ktoś czymś częstował, a ja nie potrafiłam odmówić - o nie, tak nie było, moja rodzina przyzwyczaiła się do mojej wymówki "Jestem na diecie"... Nie żebym była jakoś szczególnie głodna... po prostu z własnej woli, a raczej z obżarstwa sięgnęłam po pół paczki draży kakaowych, potem garść żelków... Na obiad do ogromnego schabowego walnęłam sobie frytki, a całość dożarłam jeszcze wieczorem kolejną garścią żelków i batonikiem czekoladowym
Jedyne moje osiągnięcie to takie, że jak po raz trzeci szłam do szafki ze słodyczami, to kopnęłam się sama w dupę i zawróciłam... Dla mnie to sukces, bo ja jak zwykle zaczynam takie obżarstwo, to ono się kończy zjedzeniem wszystkich słodkości z szafki...
Dlatego postanawiam pokornie powrócić do moich założeń dot. niedotykania słodyczy i liczenia kalorii... Dziś na śniadanko wrzuciłam sobie banana z garstką musli i mlekiem. Mam nadzieję, że od teraz bęzie bezwpadkowo...
Grunt, że mam jeszcze wolę walki
Pozdrawiam Was serdecznie
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki