-
Zosiu, oczywiście, zorientuj się w planach :D
Ja właśnie zjadłam śniadanko:
110 g papryki czerwonej - ok. 32 kcal
serek lekki Piątnicy - ok. 120 kcal
3 rzodkiewki + trochę szczypiorku+kawalątek cebulki - ok. 10 kcal
1 chlebek Wasa -24 kcal
Wcześniej przetrąciłam też 1 chlebek z ociupinką konfitury, miało to pewnie ze 30 kcal.
Łącznie więc wychodzi mi, że do tej pory zjadłam ok. 250 kcal, bo jeszcze muszę doliczyć mleczko do kawy :D
I jestem cała happy :D :D :D
-
Kasiu, a ty nosisz ze sobą do pracy już taki zrobiony serek z warzywkami czy wszystko na miejscu robisz? Ja mam ten plus/minus, że od firmy mam limit na lunche w restauracji w budynku. Bez sensu byłoby nie wykorzystać bo pieniądze przepadną ale muszę wybierać coś z tego co robią. A niestety za zwyczaj jest to tłuste i niezbyt smaczne. Niby mają też jogurty różne ale chyba na noc lodówki wyłączają bo kurcze wszystko od nich jest jakieś nieświeże.
-
Zosiu, wszystko robię na miejscu, przynoszę osobno i w pracy kroję, mieszam, doprawiam :D
Pracuję w bardzo kameralnej, małej firmie holenderskiej, która wynajmuje biuro w prywatnej willi, więc jest tak ... domowo i swobodnie. Jest kuchnia, w której mamy kuchenkę mikrofalową (rzadko z niej korzystamy,ale do podgrzania czasami się przydaje), lodówkę i wszystko, co potrzebne do przygotowania jedzonka na miejscu :wink:
Co do Twojej sytuacji, to pewnie, że szkoda, żeby się zmarnowało to, co daje firma: przecież jednak czasami coś dla siebie wybierasz na lunch, prawda?
-
Kasiu, no ja niby też mam kuchnię ale mam też np kolegę, który uważa, że co w lodówce to 'firmowe' i bierze jak swoje. Co tam że zarabia ponad 10 razy więcej niż ja, jak przynosiłam to nawet podpisane potrafił mi zjeść. Uh, na samo wspomnienie...
A na lunch zawsze cośtam wybiorę. :)
-
Oj, to paskudny ten kolega, wrrrr :evil:
Zosiu, pewnie mocno się zdziwisz, ale w mojej firmie pracują aż ... 2 osoby łącznie ze mną :lol: :lol:
Biuro macierzyste mieści się w Holandii a tu w Polsce jest przedstawicielstwo, czyli ja i moja szefowa :lol:
Problemu z lodówką więc nie ma :wink:
-
Kasiu,
ja w temacie babć:
moja to jest taka, jak się odchudzałam to marudziła z czego i w ogóle że chuda jestem...(ważyłam 67kg) a teraz to co mnie widzi to mówi: "przytyłaś"...uuu...wrr...albo "no musisz schudnąć, bo to już za dużo"...albo inne takie...ciekawe czy jak schudne to mi powie że "zeszczuplałam":)
miłego
-
Ta nasze babcie to umieją nas pociezyć;)
Ja jak wazyłam 54kg to mówiła że klekot jetem, ja dobiłam do 71kg to że wyglądam jak kobieta, a teraz ważę chyba 59kg to co powie?
Bo druga babcia to mnie wiecznie krytykuje że Kasia to ciągle na diecie - to jest ta która 19go miałam imieniny. Ale cóż życie.
Po to są te babcie aby.....
BUZIAKI
-
Klekot, hehehe :lol: niezłe określenie Kasiu :o
Podoba mi się :wink:
-
Kasieńko ja poprostu się w tedy do tego określenia przyzwyczaiłam.
Bo tata w domu mówi " koza ".
I do tego też musiałam sie przyzwyczaić.
A jak Was nazywają Wasze babcie i rodzina?
-