-
Dziś niedziela. Niedziela to trudny czas dla dietkujących. Ja nie jestem wyjątkiem. Też z trudem wytrzymuję. Dziś na przykład..nie wytrzymałam. Choć z drugiej strony, nawet i jestem z siebie dumna! Bo to jest tak...
Uwielbiam słodycze. Jestem z rodzaju tych osób, które nie poprzestają na jednej kostce czekolady. Ja muszę zjeść co najmniej 2..czekolady. Tak,tak! Moje wyniki krwi wskazują, że mam zbyt niski poziom cukru we krwi. W związku z tym z chwilą gdy zjadam coś słodkiego, mój organizm szaleje. Nie potrafi myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, bym dostarczyła mu kolejnych porcji węglowodanów. On chce ich szybko i dużo! Wtedy wsuwam wszystkie słodkości, jakie mam pod ręką! (robię to w naprawdę szybkim tempie!)
Dziś zaś, początkowo przeprowadzałam dietkę wzorcowo:
pomarańcza
parę plasterków wędliny i żółtego sera
fasolka szparagowa + kurczakowe udko
No i byłam z siebie dumna. Wzorcowo przeprowadzana dietka = moje dobre samopoczucie.
Potem jednak w niewyjaśnionych okolicznościach, w mych ustach znalazł się..lód!
A ja..zjadłam go (taki był dobry ).
Normalnie, po takim loddzie to bym się rzuciła na wszystkie słódkości, jakie miałabym w zasięgu wzroku ( i nie tylko. Sklepy są teraz i w niedziele otwarte). Ale dziś..nie! Zjadłam loda, to prawda, ale potem byłam już wyjątkowo grzeczna!
I to jest dla mnie ważna lekcja. Chcę reagować tak zawsze. Jedna kostka czekolady-owszem, ale nie więcej. Wiem, że przede mną trudna droga ( i jeszcze z czekoladą wolę nie próbować..), ale najważniejsze dla mnie jest to, że poznałam swego wroga! A żeby wroga pokonać, najpierw trzeba go poznać!
-
Lato to nie czas na odchudzanie!
Lato to fatalny czas na odchudzanie! (oczywista znowu przytyłam). Ja się już nawet nie ważę, bo nie chcę się załamywać! Postanowiłam sobie, że staram się odchudzać (albo inaczej - jeść zdrowo), ale zakładam, że nie schudnę, bo właściwą moją dietę odchudzającą, rozpocznę dopiero wtedy, jak skończą się sezonowe owoce (ehh..one gubią mnie najbardziej!). Tak więc ma dietka jest wstrzymana do odwołania!
-
Po weekendzie
W czasie weekendu przeholowałam. Zjadłam mega porcję (a właściwie to niejedną) lodów i nie tylko.Były jeszcze pączki (nawet mi nie smakowały!), ciastka, chipsy i inne takie taam. Po odstawieniu (czyli wczoraj) było ciężko. Już myślałam, że nie wytwam. Już myślałam, że szczupła sylwetka nie jest dla mnie. Ale dziś..dziś jest dużo lepiej! W ogóle nie mam ochoty na nic słodkiego! Teraz zastanawiam się, skąd te wszystkie wczorajsze czarne myśli? Gdybym jednak wczoraj uległa..uległabym i dziś i jutro i tak bez końca..Ciężkie jest życie, oj ciężkie..
-
Przytyłam jakieś 6 kg!
Myślicie, że udało mi się schudnąć! NIE! Ja przytyłam! I to jakieś 6 kg! Waga początkowa więc..65 kg. Od dziś, by lepiej siebie zmobilizować, zapisuję tu sobie moje dzienne racje pokarmowe. Tak jest mi się lepiej samą siebie przypilnować..
-
Dzień number one
A dziś spożyłam :
plaster rolady ustrzyckiej
plaster szynki
dwa jabłka
bita śmietana
udko z kurczaka
-
Dziś też było całkiem całkiem, chociaż taaaak mnie ciągnie do słodyczy!
szklanka maślanki
parę plastrów szynki
2 jabłka
5 śliwek
2 udka z kurczaka
-
:>
Tak mnie ssało!Ale nie brzuch był głodny, tylko główka
No więc zjadłam sobie jeszcze dwie garści orzechów włoskich, dwie łyżeczki kokosu, parę plastrów szynki i na koniec jeszcze..dwa jabłka.
-
Wracam z podkulonym ogonkiem Przytyłam. Dużo przytyłam Teraz waga wskazuje mi okrąglutkie 65 kg, a jeszcze jakiś czas temu, było 55! Czyli w ciągu 3 m-cy 10 kg. Niestety w górę, a nie w dół Jak to jest możliwe?Nie mogę w to wprost uwierzyć.
10 kg w 3 m-ce! Teraz już wiem, że tyje się zbyt prosto..Choć z drugiej strony ten czas, gdy byłam na diecie, to był dla mnie taki fajny czas. Czułam się wyśmienicie pod każdym względem-i psychicznym i fizycznym (np. bóle głowy zniknęły wtedy zupełnie).
Ogłaszam więc powrót skruszonej Dextry!!
-
Hej. To znowu ja. Skruszona Dextra.Ile ważę? Tego nie wiem. Nie chcę wiedzieć To był kolejny czas obżarstwa. Nie umiem nad tym zapanować. Codziennie, od paru tygodniu już, mówię sobie-to dziś, dziś rozpoczynam moją walkę z kilogramami, moją walkę z samą sobą i...nic..Codziennie porażka! Ważę już z tyle, co na samiusieńkim początku mojego odchudzania, czyli jakieś..70 kg! Dokładnie nie wiem, bo przeraża mnie to tak bardzo, że nawet nie staję na wagę.Po prostu się..boję Dziś, jak każdego ranka zresztą, powiedziałam sobie-tak, to jest ten dzień! Od jakiegoś czasu popadam w depresję. Nic mi się nie chce.Z łezką w oku wspominam mój czas odchudzania. Niemalże przymierałam głodem , ale byłam przeszczęśliwa!Chcę powrotu do tego czasu!!
-
Już wiem, ile ważę W końcu się odważyłam i stanęłam na wagę. Ważę prawie tyle, co przed odchudzaniem To jest STRASZNE! 68 kg! A jeszcze pół roku temu było 55 Ja wprost nie mogę uwierzyć w to, jak łatwo się tyje!Czy ja mam być na diecie całe życie Kolejne moje odchudzanie zaczęłam przedwczoraj. Póki co, waga ani nie drgnęła, a przecież w pierwszych dniach leci najszybciej Ale nie poddam się
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki