eylka ma 100% rację!pozdrawiam!
Wersja do druku
eylka ma 100% rację!pozdrawiam!
dzięki dziewczyny - nogi są OK, tylko brzuch i talia :(
ja tam nie widziałam nic niestosownego w twojej talii :P Jestes na diecie, więc na pewno schudniesz :lol: do tego ćwiczonka czyli brzuszki i w nowy rok wejdziesz odmieniona :P czego sobie i wszystkim życzę, oczywiście tobie też :lol: :) :D A jak tam z ćwiczeniami :?:
damy rade Waszka cwiczeniami tak uksztaltowac nasze cialko, zebysmy sie same sobie podobaly...
a teraz sie pochwale:D jade na ferie, na 2 tygodnie na oboz jezdziecki:D:D bardzo sie z tego ciesze!
GDZIE TEN BRZUCHOLEK :?:
http://foto.onet.pl/upload/95/7/_20893.jpg
Waszko, wygladasz swietnie, a na pewno schudniesz tyle, ile chcesz, bo juz masz doswiadczenie, nie? :)
No ja wrocilam do dietki, ale obawiam sie, ze do swiat to ja nie dojde nawet do polmetka. Eh.
Ocena poniedziałku
jedzeniowo OK, nic nie zjadłam poza planowo
Ruchu zero...
dla siebie.... zero
dzień taki sobie
Plan wtorkowy:
woda z miodem i cytryną
kawa z mlekiem
śniadanie: twarożek z cebulka i ogókiem, płatek pumpernikla
obiad mielone kotlety z indyka, kapusta kiszona
kolacja: NIC
jabłko Ruch spacer z pieskiem,godzina aerobiku
Smutno mi. Sama nie wiem czemu. Na nic nie mam siły, czuję się non stop zmęczona. I głodna jestem. Od dwóch dni non stop jestem głodna, chociaż jem tyle samo co przez ostanie dwa tygodnie. Na razie jakoś wytrzymuję....
Dziś w nocy znów miałam atak głodu – muszę się pochwalić, bo zjadłam tylko 2 mandarynki, a nie jak zwykle pół paczki makaronu (albo całą... w końcu co to jest dwie spore miseczki kluseczek, do tego oliwa, bazylia, łyżka koncentratu pomidorowego i jedziemy z tym koksem) no ostacznie mogą być kanapki. Wszystko jedno z czym, aby dużo. Totalna obsesja jedzenia. Dlaczego ja nie mam dna?? Dlaczego inni ludzie mogą jeść, przestać i nie szukać wiecej ??? Dlaczego ja muszę żreć aż się pochoruję??? Tym razem udało mi się się to opanować, ale jak będzie dalej, następnym razem???
Odpowiedź jest prosta – ja żyję aby jeść a nie jem aby żyć
Moje odchudzanie jest walką. Walką o każdy posiłek zjedzony o odpowiedniej porze i w odpowiedniej ilości. Ciągłą walką, godzina po godzinie, dzień po dniu, noc po nocy. Mąż stara się pomagać, pilnuje mnie i odgania od lodówki, przychodzi i sprawdza – gotuję, czy wpycham coś w siebie, szybko, szybko, bo zobaczy..... łycha dzemu przełknieta w pospiechu, kromka chleba wepchnięta do ust bez dodatków, bo szkoda czasu na robienie kanapek, wędlina wyjedzona do dwóch ostatnich plasterków..... mężowi na kanapkę, jedyny hamulec.
Jestem jak alkoholik. Makaron osacza mnie dosłownie ze wszystkich stron, nie kupuję go, walcze z tą pokusą, ale on woła ze sklepu, woła mnie głośno, aż dziw, że wszyscy dookoła nie słyszą jego krzyku. Nie słyszycie?? Naprawdę nie słyszycie chodząc po markecie, jak makaron krzyczy: “chodź do mnie, kup mnie, kup!!! Przecież jestem taki tani, kup mnie, schowaj i pożryj w nocy, sama wiesz, kiedy jestem najpyszniejszy”.
Myślałam o całkowitym zrezygnowaniu z makaronu jak alkoholik z wódki – próbowałam nawet.... Ale jest tyle dobrych rzeczy, że bardzo łatwo jest go zastąpić, wcale nie mam mniej napadów jedzenia, tylko pożeram co innego.....
Nie jestem gruba i nie muszę się odchudzać w końcu 60 kg przy wzroście 163 cm to nie jest nadwaga. Chciałabym mieć ładniejszą sylwetkę, szczuplejszą talię, ważyć 55 kg. I osiągnę to. Na razie potrafię zapanować nad tym co się dzieje, nad pokusą. Przymusem jedzenia. Psychika ustawiona na dietę. Jakoś idzie. Walczę. Do czasu. Wiem o tym na pewno. W ciągu ostanich 10 lat przerobiłam ro już 6-7 razy – dieta odchudzająca, ćwiczenia, dobra sylwetka i od nowa..... wraca do mnie jak bumerang myslenie: przecież jestem szczupła, co mi zaszkodzi to spagetti?? No i robię na obiad spagetti i potem się zaczyna: olaboga co ja teraz dam mężowi o rety, muszę biec do sklepu, co zrobię najszybciej?? Może żurek z kiełbasą, przecież on musi coś jeść, a makaronu już nie ma, sosu też nie...... Kiedy mam taki napad, działam jak automat, jak nakręcona, w ogóle nie myślę....
To jest punkt zwotny. Krąg się zamknął, wracam do punktu wyjścia. Takie numery zdażają mi się coraz częściej. Gotuję obiad dla nas i coś dla siebie, dodatkowo. Często jest to makaron, ale nie tylko – bywa risotto, chińszczyzna słodko – kwaśna, zapiekane ziemniaki, a wszystko to obficie posypane żółtym serem. Zaczynam tyć, z ulubionych 55 kg robi się 65. W głowie zapala mi się lampka ostrzegawcza, próbuję zbastować. Nic z tego nie wychodzi, jem. W końcu udaje mi się, zwykle po około 2-3 miesiącach od pierwszego rozbłysku lampki ostrzegawczej przestawić psychikę na “dieta”. I to jest mój obecny punkt. Jestem na diecie. Utrzymuję ją, walczę. Jedno tylko się nie zmienia – to jedzenie kontroluje mnie, a nie ja kontroluję jedzenie. To dieta rządzi moim dniem, albo jem, albo przyrządzam jedzenie, albo myślę o jedzeniu. Zjadłam śniadanie, licze godziny, minuty do obiadu... Kwadratura koła, zaciśnieta na moim mózgu.
Ależ mi się zebrało na zwierzenia – uciekam, zanim was zanudzę.
no widzisz a ja przeczytałam cały ten twoj post :lol: :lol: :lol: :lol:
I widze ze masz obsesje pewnego specjału...MAKARON.......jej jak ja go uwielbiam...ale probuje sie z nim ograniczac :wink: moim ulubionym jest Lubella :P
Mi sie wydaje wogole jak jest sie na diecie to nie da sie nie myslec o jedzeniu...czy jest sie w pracy czy w szkole to jednak jest ta mysl ..co ja sobie zrobie na obiad...jesc kolacje czy nie amoze tylko jabłko...czy isc biegac czy nie ...jesli sie juuz człowiek ogranicza to rozmysla czy to ma sens ja akurat widze sens..bo chce byc piekna i zgrabna jak i powabna :wink:
a z tym jedzeniem bez dna...no coz ja tez tak mam ..jak juz wsadze nos w lodowke jem i jem ...ale ucze sie walczyc z tym:) takie przejaanie sie nie ma sensu...dlatego jak juz skusze sie na cos to nie przewalam diety i brne dalej! Bo to co robie robi dla siebie i nie chce krrzywdzic mojego ciała :lol: :lol: :lol:
Ale i tak lubie makaron:D a ile tak poł paczki ma kalorii?
Pozdrawiam i Trzymam kciuki:*
Gdyby tak głębiej pogrzebać to w każdej z nas dogrzebalby się tego samego.
Agnieszka masz na prawdę ciekawe życie, więc czego tak na prawdę Ci brakuje? Ja zażeram brak miłości w dzieciństwie i brak czułości teraz, oraz brak akceptacji ze strony rodziców. Zanim do tego doszłam to nabawiłam się 82,5 kg. Rozdrapywałam, rozdrapywałam i się dodrapałam. Teraz nie mam już takich amoków jedzeniowych i chociaż nie chudnę to i tak się cieszę, bo nie tyję.
Aguś pierwszy krok już zrobiłaś pomyśl teraz o kolejnych a ja mocno o Tobie myślę i trzymam kciuki. Jak najdzie Cię następnym razem to możemy jechać na Pizzę z tym, że ja "powożę" :wink:
Pozdrawiam cieplutko
Kaszania