Witam kochane!!!

Piękny dzionek, ale ja niestety złamałam dietkę dzisiaj, może nie do końca jakościowo, ale ilościowo na pewno. Więc jak było?

ŚNIADANIE: wzorowo, czyli owsianka z rodzynkami i miodkiem. Do tego kawa z mlekiem, ale tym razem bez miodku.

II ŚNIADANIE: jabłko (250 g). nic innego ni udało mi się zjeśc bo siedziałam w czytelni i nie było warunków na bardziej złożone żarełko;

OBIAD: risotto z warzywami; 1/2 paczki ryżu, 125 g warzyw na patelnie, 1/2 łyżeczka oliwy, 1 łyżeczka miodu i 1/2 łyżki rodzynek;

PODWIECZOREK: I tu niestety zaczyna się: 5 wafelków ryżowych z serkiem homogenizowanym jogo (225 g) i 1 łyżeczka dżemu

KOLACJA: 5 kromek pieczywa wasa, do tego 50 g żółtego sera wędzonego, 50 g łososia wędzonego i 50 g śledzia w śmietanie na słodko
czyli w porządku jeśli chodzi o skład - ryby, pieczywo pełnoziarniste, sery - ale dlaczego do cholery po 5 kromek????

Troszkę jestem zła bo wyszło mi z obliczeń ok. 1950 ckal. mam nadzieję że nie skończy się to dla mnie źle. Całe szczęście że ten ostatni posiłek zjadłam ok. 18.00 godz. jest szansa że do nocy troszkę spalę. Na moje usprawiedliwienie dodam jeszcze, że wczoraj i dzisiaj baaardzo dużo chodziłam. No, kiedy o 2 nad ranem wracałam z imprezki do domu okazało się że autobus nocny ma zmienioną trasę i musiałam doginać ok. 3 km. w butach na obcasach, przy czym wcześniej dygałam sobie na nich przez ok. 4 gdz w dyskotece. Dziś natomiast łaziłam po sklepach w poszukiwaniu lepsiejszego obuwia jesiennego. Niestety, 2 godziny człapania bez skutku.

Od jutra wracam na łono diety. Mam nadzieję że na koniec tygodnia, ważąc się rano zobaczę na skali nie węcej jak 55,5 kg.

podrawiam was słoneczka