To, że nasze problemy zaczynają się i kończą w głowie to oczywiste. Pomyślmy logicznie (ah, te politechniczne studia:P), jak szczupła dziewczyna, powiedzmy 170cm wzrostu i 55 kg wagi może uważać się za grubą? Ja rozumiem, że są różne sylwetki - sama jestem posiadaczką grubych ud - i co z tego? Mam chować się w spódnicach do samej ziem,i albo w worach po ziemniakach? Zawsze byłam bardzo krytyczna wobec siebie, ale potrafię dostrzec różnicę. Wracając do typów sylwetek, niby utarło się, że z genami nie da się walczyć, etc. Może się nie da, a może da - nie jestem lekarzem. Ale chyba jednak ćwicząc można poprawić wygląd brzucha a nie do końca życia umartwiać się, że mamy fałdy i nic z tym nie robimy.
Teraz przeżywam dobry okres swojego życia i chyba nawet nadmierną pewność siebie - ale lepsze już to niż dołowanie się i uznawanie samej siebie za śmiecia... Czasem jak mam gorszy dzień to zakładam spodnie a nie miniówę i tyle
Ale ostatnio króciutka spódniczka stała się moją ulubioną częścią garderoby.
Czytając posty Maćka wiele razy miałam łzy w oczach, bo to było takie moje, całkowicie moje przeżycia i przemyślenia. I tak czasem jest, że nie potrafimy spojrzeć na efekty jako na całokształt a nie tylko jakiś jeden etap czy dopiero początek - to już najgorsze podejście, wtedy zwykle zaczyna brakować sił i motywacji do dalszego działania. Dlatego trzeba zmienić podejście - jem tak, abym do końca życia była z siebie zadowolona, mogła wyjść i do pubu ze znajomymi i na piknik do lasu i na basen i gdzie będę tylko chciała - bo jedzenie nie może mnie w niczym hamować, spowalniać i ograniczać. To ja o sobie decyduję a nie jakieś limity kalorii czy lista potraw zakazanych. Można wpaść w obłęd. Załamać się i poddać. A wtedy już lawinowo wszystko inne zaczyna się walić. Myślę, że Maciek potrzebuje pogadać z taką osobą jak ja - nie ujmując nikomu autorytetu czy doświadczenia - ja przechodziłam już bardzo wiele, od obsesyjnego dbania o siebie, poprzez totalne zaniedbanie, najpierw ogromny brak wiary w siebie i wielką krytykę a później samouwielbienie i zachwyt nad nową figurą. I ja naprawdę potrafię stwierdzić co było lepsze w moim przypadku, co dało mi siłę aby przez ponad 4 miesiące ani razu nie zawalić diety i ciągle mieć zajebisty nastrój pomimo kilku zastojów jakie napotkałam na swojej drodze. I załamałam się? Nie. Dalej robiłam swoje, bo przecież te 20 kg nadwagi nabyłam w wiele lat - więc jak mogłabym stracić je w miesiąc czy dwa? Mówię oczywiście o bezpiecznym tempie - zmądrzałam i propaguję teraz tylko taki sposób, innego nie uznaję i wszystkich przestrzegam podając siebie za przykład negatywnych skutków działania diety "cud" i pozytywnych skutków sumienności i nie oszukiwania samych siebie na 1000 kcal.
Jeśli ktoś chciałby poznać mój sposób to zapraszam do pamiętnika albo na priva, wszystkim pomogę!
Pozdrawiam gorąco!
Zakładki