No cześć panny. Nawet nie wiem, co mam pisać. Waga chyba chce mnie doprowadzić na sraj rozpaczy. Wieczorem ważę mało, rano już więcej Potem znowu mniej, ale suma sumarum wychodzi na zero.
Sacch, tak, to tam No ale nic dziwnego, że nie jesz takich rzeczy. W końcu wega to wega Tylko jak Ty to robisz?? Co ja bym zrobiła bez mojego mięska? Haha jeszcze pozycje jogi? Asan trzydziesty między jednym łykiem a drugim

Te moje kozaki mogę wciągnąć prawie pod kolano, ale wtedy trochę cisną albo spuścić niżej, bo są marszczone. Ogólnie jestem bardzo zadowolona A swoją drogą, skoro robią kozaki, że ja bym do nich tylko rękę do łokcia włożę (to łydka chyba musi mieć 20 cm), widziałam takie i to noszone na patykowatych nogach, to czemu nie robią na "troszkę" większych ludzi? Ja już, co prawda, nie powinnam narzekać. Ale zapinanych dalej nie kupię. Moja mama ma takie wysokie zasuwane i raczej na mnie nie pasują

A tamta sukienka S to taka jednorazowego użytku. Jak raz zapniesz (zasznurujesz chyba! brakowało mi z 20 cm) to już nie wyjdziesz

A tę Twoją mantrę też stosuję. Też zwykle działa (odpukać)
A Ty to już w Polsce?

Butterku, moje wyobrażenie dalej jest grubobiancowe, a potem nadziewam się na moje nowo poznane kości biodrowe. Ale z nogami nie przesadzam, zresztą znasz moje wymiary udo/łydka: 61/41. No ale oczywiście wolę to niż dawne 67/44. Pewnie więcej było, ale na początku się nie zmierzyłam ;/

No dobra, to ja teraz idę się ubrać, postarać nie wejść na wagę, potem idę odebrać wyniki badań (tydzień już na mnie czekają, ale jakoś nie było mi po drodze do tamtego lekarza), potem do biblioteki... a potem po resztę prezentów. Amen To lecę. Buziolce