Przeczytałam Twojego ostatniego posta, przeczytałam posta kasimajki i zaczęłam myśleć. Zastanawiać się nad tym czy również mi uda się kiedyś taką stabilizację psychiczną (pod względem diety) osiągnąć.
Dotychczas mam za sobą wiele diet, jedne lepsze inne gorsze. Moja pierwsza w życiu
dieta zaczęła się w wieku 13 lat. I właśnie ta była chyba najrozsądniejsza. O diecie wtedy nie miałam pojęcia. Pamiętam jak po długiej, wieczornej rozmowie z mamą o tym, że dzieciaki się ze mnie śmieją, obie podjęłyśmy decyzję o moim odchudzaniu. Problem w tym, że ja za bardzo nawet nie wiedziałam co to to odchudzanie właściwie jest. Na następny dzień przeglądałam jakąś mamy gazetę. Znalazłam dietę- 7kg w tydzień. I spytałam mamy- dlaczego tak wolno? Mama uświadomiła mi wtedy, że to bardzo dużo. Przyjęłam. Nie odchudzałam się żadną konkretną dietą. Jadłam wszystko co mama ugotowała na obiad, dla wszystkich. A więc i był kotlet schabowy i ziemniaki. Tylko, że w małych ilościach. Na śniadanie pamiętam, że robiłam sobie "kanapki" piętrowce- szynka, ser, keczup albo jakieś inne dodatki. Bez żadnego chleba, to były takie ruloniki. Na kolację jadłam zazwyczaj jogurt z płatkami. Duży jogurt z dużą ilością płatków. Więcej szczegółów tej diety nie pamiętam. Średnio raz w tygodniu pozwalałam sobie na coś extra, np ciacho w mcdonaldzie. Wiedziałam, że to sposób na życie a nie tylko na schudnięcie i że i mi czasem się coś innego, dobrego nalezy. Wiem, że zaczęłam jakoś przed wakacjami, do szkoły wróciłam szczupła. Nie wiem też ile dokładnie schudłam, po diecie ważyłam 57kg przy 174cm wzrostu. Codziennie ćwiczyłam, weszło mi to w krew i nie wyobrażałam sobie bez tego życia. Jednak po kilku miesiącach ćwiczyć przestałam. Schudłam i nikt mi nie powiedział, że ćwiczyć dalej trzeba, żeby wagę utrzymać. Dalej jadłam jogurt z płatkami na kolację. Później, przez następne dwa lata trzymałam tą wagę, po dwóch latach pamiętam, że ważyłam 63kg, nie wiem czy trochę nie urosłam, ale już wtedy wydawało mi się, że PRZYTYŁAM. Jednak nic konkretnego w tym kierunku nie zrobiłam, tyłam dalej. Po kilku latach oprzytomniałam. Na liczniku miałam 78kg, odchudzałam się, tyłam. Zobaczyłam 84kg, odchudzałam się i tyłam. Tak dwa razy. Następny próg to 87, ostatnio 89. Każde następne diety odbywały się pod znakiem 1000 i wiecznego głodu. Ta pierwsza
dieta po tej udanej i po jojo nawet 800. Wtedy byłam młoda i głupia, chciałam jak najszybciej i jak najwięcej. Nadal mam czasem ochotę, żeby było JAK NAJSZYBCIEJ, ale wiem, że to nie jest rozwiązanie. Więc walczę sama ze sobą i swoją ochotą. Odchudzam się rozsądnie. 1000-1200kcal, ćwiczę. Ale ciągle chodzę głodna. Mam ochotę na coś słodkiego (czasem, więc jeszcze nie jest źle), ale mam też czasem myśli, żeby ZJEŚĆ coś DUŻEGO. Boje się, że tak jak przy poprzednich razach w pewnym momencie stracę zapał i zacznę tyć. Tym razem pewnie jeszcze więcej. Do tego, mimo że zjem sporo- mam pełny żołądek- często czuję głód. To siedzi gdzieś w umyśle, zdaje sobie z tego sprawę. Ale nie wiem jak z tym walczyć. Co zrobić, żeby mój mózg czuł się najedzony wtedy kiedy tak czuć się powinien. Tak jak teraz. Zjadłam obiad - mięsko pieczone, ryż, szpinak. Normalny czlowiek by się tym najadł. A ja wstałam od stołu głodna. Minełam godzina a do mojego mózgu nie dotarła nadal informacja- jestem najedzona. To jest problem, bo jak wtedy nie myśleć o jedzeniu?
Moja obecna
dieta jest trochę inna niż poprzednie. Jem bardziej zdrowo, nie załamuje się, że zjadłam więcej niż 1000kcal (przy poprzednich tak miałam), nie waże się codziennie (bo i nie mam takiej możliwości), ćwiczę regularnie. Ale dalej traktuję to jako dietę. W bardziej dojrzały sposób, ale jednak dietę. Boje się, że jak tylko pokazę się okazja i wytłumaczenie to ją rzucę, nawet na dzień czy dwa, ale powroty są zawsze trudne. Że znowu nie dojdę do celu.
Też się rozpisałam. Jeśli ktoś dobrnął do końca to się cieszę. Ale troszke mi lżej. Może to źle powiedziane. Cieszę się, że to napisałam.
Tobie Kasiumajko gratuluję tych 20kg. To jest naprawdę ogrom Twojej pracy. I gratuluję zmiany podejścia do życia i do diety. To jest najważniejsze. Mam nadzieję, że i ja dojdę w końcu do tego.
Zakładki