-
Dziś Dzień 3 na DC, minus 2,5 kg. Nie zachwycam się, nie spoczywam na laurach, przyjmuję do wiadomości z malutkim tylko uśmiechem. Tym razem nie spocznę, dopóki nie schudnę dużo, więc żadnych zachwytów dopóki nie uznam, że mogę się pogłaskać po głowie
Drugi dzień minął łatwo, dużo łatwiej niż pierwszy. Wdrożenia jakie wprowadziłam w stosunku do wcześniejszych prób z DC (najdłużej kiedyś - 6kg w 14 dni i yo-yo) są takie:
- do zupek dużo zielska (koperek, pietruszka), robią się naprawde pyszne
- kawa. Zawsze odcinała mi apetyt, a dodatkowo jestem teraz troszku śpiąca, więc i to naprawia.
- herbaty - zielona, czerwona
- na razie wody piłam mało, niestety. Mam potrzebę zapchania się czymś ciepłym, zimne mnie nie syci psychicznie
- guma do żucia. Nie jestem życiowym żujkiem, może jeden kawałek w roku, od kogoś. Podczytałam u kogoś w wątku, spróbowałam, świetny sposób. Tylko miętowa bez cukru, oczywiście. Skoro w paczce jest napisane, że w 100g jest 165 kcal, a paczka ma 14 g, to spoko jedną paczkę dziennie mogę, a nawet więcej, tak mi się wydaje. Ino tylko zasypiałam z miętowością w pustym żołądku, trochę było to nieprzyjemne.
Na minusie : tylko wyraźne poirytowanie. Humorek mam, o dziwo, jestem tylko "trudna", marudliwa i poirytowana.
Głód: zero.
Łakomstwo: umiarkowane, do powstrzymania. Nawet na śniadanko wybrałam dziś baton morelowy, a nie mój bardzo ulubiony, czekoladowy. Czyli fajnie jest
Problem: na dniach @, więc albo waga pójdzie do góry, albo stanie. Jestem z tych, którym potem znów spektakularnie nie spada.
Byle do jutra.... Idę z piesem i po zielsko do budki obok
Cooleczko - no i jak, no, pochwal się albo daj się zganić!
maxi - nie jestem ekspertką, ale wydaje mi się, że na DC nie można ćwiczyć po prostu dlatego, że kalorii jest mało, można zasłabnąć, to w końcu rodzaj głodówki, tyle że z asystą witamin i innych dobroci dla organizmu. Ruch: wczoraj popołudniu o dziwo miałam jakiś napływ energii, skoczyłam na pocztę prawie że w pląsach
. Będę się starać wydłużać spacery z psem, tym bardziej że aura powoli zaczyna sprzyjać, po drugie zabronili nam wejścia do parczku pod domem, więc trzeba znaleźć ścieżki alternatywne
. W porównaniu z moimi psiakami, które odeszły, piesek, którego mamy teraz jest niestety agresywny do innych psów i jest mały (ryzyko), więc o spuszczaniu ze smyczy mowy nie ma, i spacery są jakby mniej fajne dla mnie i dla niego.
Strasznie współczuję Twojej siostrze tych szybkich 35kg, no ale wygląda na to, że świetnie sobie poradziła, musi być bardzo dumna z siebie! Ile z nas po prostu tyje dalej w takiej sytuacji...
Dietetyk - świetna sprawa. W ogóle wszystko co działa, jest świetną sprawą. Nigdy nie poszłam, bo wiem, że po paru dniach popełniłabym pierwsze wykroczenie, potem drugie, potem poszłoby coraz gorzej aż do niepójścia z powrotem. Muszę się nauczyć ufać sobie, wytrzymać, nauczyć konsekwencji, żelaznej, no, choćby półżelaznej woli.
No i właśnie - jedzenie to taka przyjemność... To chyba główny problem, który muszę sobie uporządkować w głowie.... Kocham jeść, taki wzór wyniosłam z domu.
Dorciu - strasznie kochana jesteś, wpadaj koniecznie
Tak naprawdę walczymy o podobną wagę, więc trzymajmy się razem
Co do lekarzy - poddałam się. Ostatni mzimu z prywatnej kliniki, ordynator w którymś ze szpitali warszawskich był bardzo niezainteresowany moim przypadkiem, ohydny typ, nie miałabym ochoty mu się zawierzyć. Stwierdził od razu, że eksternistycznie już się mnie nie wybada, trza mnie wsadzić na 3 tygodnie i różne nieprzyjemności porobić i bardzo specjalistyczne testy. I to jest jedyne, czego nie zrobiłam, z pełną świadomością swojej decyzji. W moim zawodzie nie mogę sobie pozwolić, żeby zniknąć na tak długo, bo finansowo ostatnio nie stoję najlepiej, rynek jest trudny. Podjęłam więc decyzję taką: przed szpitalem czy nowym specjalistą schudnę dużo, sprawdzę hormony, wówczas będą warunki także do ciąży, stanie to na pierwszym miejscu na liście
. Piszę "schudnę dużo", ale wiesz co mam na myśli, marzenia, plany, marzenia, plany... (westchnięcie)
kwiatuszku - dziękuję za odwiedziny
Pewnie, masz rację. O dietetyku napisałam wyżej. A co do pizzy - właśnie, właśnie. To jest to, co mi się marzy. Duża, tłusta hot pepperoni z Pizzy Hut, z podwójnym serem i pomidorami. Więc od czasu do czasu zerkam na obtuszczone pudło, które zostawiłam nie posprzątane koło siebie, i wizualizuję ten kapiący tłuscz... na razie pomaga
Katson - świetnie Ci idzie!! No, po prostu nieziemsko świetnie!! I parę rzeczy nas łączy, zwierzaki, depresje..
i pułap, z którego startowałyśmy. Mam nadzieję, że uda mi się Cię trochę podgonić
Wątek Twój znalazłam wcześniej, ale jak większość wątków, postanowiłam każdy od A do Z przeczytać... Kończę wątek voluptas, i wracam do Twojego, obiecane
Beverly - no i jak idzie? Żadnego tycia podczas odchudzania się, koniec tego, za dobrze to znamy, prawda?
No, do przodu!!
Beata - no pewnie, że się uda, to od nas zależy... musimy tylko nie poprzestawać wysiłków, wracać na forum, trzymać się razem... Gratuluję, już 2 kg mniej u Ciebie, jak widzę!
No, to nadrobiłam zaległości. Po tej cholernej kawie ani ochoty jeść. Idę z piesem, a potem odczekam chyba, aż sama zgłodnieję, bo daję słowo, nie wpruję zupki, niedobrze mi jest (zawsze tak reaguję na kawę z mlekiem).
Odezwijcie się koniecznie, co u Was, już środa!
(Ha, suwaczek z radością przesunęłam, ale że wartości takie duże, więc nadal zaciapany ten wykres)
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki