Hehe, Fjording, czyżbys aspirowała do medalu z ziemniaka (nagroda za wytrwałą lekturę moich wypocin ) ????? Jakby co, trzymam w pogotowiu

Cieszę się, że dzisiaj bije z Twoich wpisów tyle entuzjazmu i... ciepła Już uwierzyłaś, że się uda? Mam nadzieję

Colę Light i pepsi pewnie też wolno, jak najbardziej - na szczęście. Nie powiem, że jestem uzależniona, ale nie raz ratowała mi życie podczas różnych wyjść towarzyskich, a poza tym było to coś, co miało konkretny, znany mi smak. Uważaj tylko, żeby nie przesadzić z ilością i raczej nie codziennie - to jednak mimo niskiej kaloryczności jest napój gazowany, CO2 rozpycha żołądek, więc zwłaszcza na poczatku diety ostrożnie. Chociaż - jak mówi moja Małgosia - grunt to nie zwariować, więc spokojnie, kubek Cię nie zabiije ani nie wyhamuje efektu diety, tylko nie butla dwa litry dziennie

Co do ćwiczeń - bo widziałam, że ktoś Cie o to pyta - są zabronione przy DC. Dlaczego? Bo przy takiej niskiej kaloryczności posiłków organizm ledwo nadąża, żeby spalać sadełko na nasze podswatowe potrzeby: oddychanie, mówienie, lekką pracę, chodzenie, etc (tu pean na cześć towarzyszki ketozy ). Jeśli natomiast dorzuciło by się ćwiczenia - to nawet ketoza nie pomoże, będzie potrzeba więcej energii, więc organizm rzuci się na gwałt do spalania tego, co popadnie, a o wiele łatwiej jest mu spalić mięśnie, niż sadełko. I wtedy może uzyskamy spektakularnie exspresowy spadek wagi, ale cóż z tego, skoro to najprostsza droga do zrobienia sobie dużej krzywdy, bo przecież serce to też mięsień...

A i jeszcze jedna uwaga praktyczna a propos Twojej diety - Fjording - jak napój z kartonika to nie muffinek albo batonik. Pamiętaj, że masz zjeść dwie saszetki i coś. Dlaczego? Bo saszetka/muffin/batonik nie jest tak bogatym źródłem witamin i mikroelementów, jak saszetka, więc zwłaszcza na początku tego pilnuj. Oczywiście, zdarzało mi się np. wypić w ciagu dnia 3 kartoniki, bo albo nie miałam na nic innego czasu, albo tylko to mi zostawało i żyję, ale to bywało w 3/4 cyklu, kiedy już byłam tak tymi witaminkami napruta, że prawie świecić zaczynałam Więc oczywiście to Cię nie zabije, ale zwłaszcza na początku staraj się tego pilnować.

Tyle rad praktycznych.

A co do kwestii pozostałych - wiesz, sporo nad tym myslałam. Na pewno daleka jestem od osądzania kogokolwiek, czy myślenia sobie źle o Twoim narzeczonym. Jeśli jesteś z nim juz tyle lat - to znaczy, że jego zalety góruja nad jego wadami. Jeśli dla niego podjęłas dietę- to znaczy, że go kochasz, albo po prostu tak Ci na nim zalezy, że jesteś w stanie zrobić dużo, a nawet jeszcze trochę. Nie powiem wszystko, nie znam sytuacji, ale to tez możliwe. Doskonale Cie rozumiem, eh, nie wiesz nawet jak dobrze. Ale jeśli dobrze rozumiem, to swoją siłę i motywację do działania opierasz właśnie na myśli o Waszym związku, perspektywie wspólnego życia. I fajnie. Tylko widzisz, ja na przykład, no mimo, że możesz o mnie gówniara powiedzieć, bo trochę mniej mam tych lat i pewnie Ty jesteś już bardzo świadoma i doświadczona kobietą, doszłam już do przekonania, że jeśli mam się na kims naprawdę mocno oprzeć, o kogoś walczyć, czy dla kogoś starać się - to muszę przede wszystkim byc to ja sama. I to jest niezbędny do normalnego funkcjonowania zdrowy egoizm, bo to ja jestem ta jedyną osobą, którą w życiu będę miec zawsze, o którą muszę dbac najczulej i dla której warto zrobić WSZYSTKO - właśnie tutaj moge użyć słowa wszystko. Nie mówię, że tak ma robić każdy i że to jest jeden jedyny najsłuszniejszy model - ale po prostu o tym pomyśl. Widze, że inteligentna z Ciebie dziewczyna, niewątpliwie nie pozbawiona zdolności myslenia refleksyjnego - i całe szczęście. Właściwie ustawione priorytety i stosunek do siebie to podstawa

dobra, juz kończę te refleksje parafilozoficzne, bo mnie zaraz z wątku eksmitujesz
trzymaj się ciepło!