-
Hej wszystkim!
Zaczynam czuć oddech zbliżającej się wrześniowej obrony ( nie mylić z kampanią ), w związku z czym mogę pojawiać się i znikać dosyć nieregularnie. Zresztą zobaczę jak to będzie. Piszę na komputerze, tu mam większość potrzebnych mi materiałów, więc pokusa kliknięcia w ulubionych na dieta.pl jest całkiem spore.
. A że siła charakteru jest już zatrudniona przy odchudzaniu, to może mi jej zabraknie na pracę bez zerkania w forum.
.
Ale do rzeczy. Najpierw o dostarczaniu kolejnych informacji z linii frontu. Otóż na razie ich nie będzie. Nie mam ochoty wchodzić na wagę, więc przedłużam ten moment ile wytrzymam, żeby mieć lepszą niespodziankę.
. Na razie schudnięcie objawia się dość denerwująco, mianowicie spodnie zaczynają lekko opadać, w związku z czym zrobiły się za długie i nogawki wchodzą mi pod pięty, jak mam ubrane sandały. Co ciekawsze, długo nie mogłam zrozumieć zjawiska i podejrzewałam, że się wydłużyły w praniu.
.
Nie opisuję też mojej diety, bo właściwie nic w niej ciekawego nie ma. Nie mam głowy do wyszukiwania czy wymyślania oryginalnych potraw. Pilnuję tylko ilości kalorii, czasem na oko, i oczywiście BTW. Czasami tylko zabawię się w dietę rozdzielną, np. na śniadanie węglowodany, a na kolację białko. A, i muszę się pochwalić, że udaje mi się zjeść 1200kcal na oko, tzn. podliczam kalorie dopiero wieczorem, i zawsze wychodzi okolica 1200. Starałam się bardzo o tę umiejętność, wiedząc z góry, że mogę nie mieć czasu ani ochoty na liczenie każdego dnia, zapisywałam więc sobie pule kaloryczne całych zestawów śniadaniowych i obiadowych.
Peszymistin. Cieszę się, że wyjazd się udał. To normalne, że jadłaś dużo węgli, bo przecież dużo spalałaś. Podziwiam was za chodzenie z plecakami, ja nigdy nie wędrowałam od schroniska do schroniska, nie na moje siły dźwiaganie plecaka dalej niż do autobusu 
To moje odchudzanie bardzo różni się od poprzednich. Przede wszystkim nie jestem tak bardzo w nie zaangażowana, nie poświęcam mu całego dnia, wszystkich myśli i emocji. Kiedyś tak właśnie było, tym bardziej, że sprzyjał temu rodzaj pracy i sporo wolnego czasu. Taką dietę, jaką teraz trzymam, nazwałabym dawniej po prostu nudną. Wolałam rewolucyjne podejście.Toteż przerabiałam na sobie nowinki typu dieta Diamondów czy owocowo-warzywna. Efekty owszem, szybkie i spore, samopoczucie doskonałe, szczególnie jedzenie do południa owoców było dla mnie strzałem w dziesiątkę, i prawdę mówiąc, tak po cichutku oczywiście, trochę za nim tęsknię. Rano nie przejawiam apetytu, i śniadanie zjadam bez wielkiego zaangażowania.
Co mnie teraz odstrasza od takich radykalnych diet, to wcale nie braki białka czy zbyt mała kaloryczność, ale PRÓG przejścia na normalne odżywianie, o który się zawsze potykałam i upadałam oczywiście. Dlatego ( tu wieeelka zasługa Devoree ) teraz jadam tak, jak chcę do końca życia, tylko mniej. Mam nadzieję, że dzięki temu przejście na “niedietę” odbędzie się w miarę bezboleśnie. ( ech, kiedy to będzie
). ( Z tego względu też nie zdecyduję się na pewno na dietę Cambridge.)
Zresztą ślady diety życia zostały w moim odżywianiu do dzisiaj: warzywa i owoce to składniki główne, a nie dodatki. I nigdy nie jem owoców po posiłku, zawsze osobno.
Ciekawa jestem tego forum, którego nie podasz, a jeszcze bardziej powodów, których nie wymienisz. 
Co do niskiego poziomu żelaza przy diecie wegetariańskiej, to czytałam, wypowiedź lekarza – wegetarianina ( nie pamiętam niestety gdzie ), który tłumaczył, że im więcej człowiek je mięsa, tym więcej potrzebuje żelaza. Będąc na diecie czysto roślinnej, człowiek tyle tego składnika nie potrzebuje, stąd niższe jego wartości. Nie jest to żadnym złym objawem.
Przeczytałam twoją wypowiedź na wątku Cocci... coś tam
i rzuciło mi się w oczy, nie pierwszy raz zresztą, że zauważyłaś „wiszącą” skórę na twarzy
, i zmarszczki. Ja też trochę się tego obawiam, jak też na schudnięcie zareaguje moja twarz, ale mam ogromną nadzieję, że pisząc takie rzeczy zwyczajnie przesadzasz. Jakbyś miała 10-letnią wnuczkę, a nie córkę, byłoby to bardziej prawdopodobne. 
Triskell – witaj na moim skromnym wątku
Dziękuję za komplementy, ale wiesz, ja jestem typem, któremu od przemyśleń do ich realizacji zazwyczaj jest daleko. Teraz próbuję to zmienić, nie zastanawiam się, czy to ma sens, nie szukam jedynego słusznego wzorca, aby dopiero wtedy rozpocząć działanie. Prę naprzód i już
. A szukanie swojej drogi jest bardzo ważne, nawet jeśli zakreślimy nią koło. Tak jest w moim przypadku – tyle poszukiwań i prób, a kończę na tak klasycznych zasadach. Przecież pierwsze lektury, w jakich szukałam sposobu na schudnięcie, a miałam wtedy 10 – 12 lat, mówiły o małych a częstych posiłkach, przewadze warzyw, unikania słodyczy i tłustych smażonych mięs...
Cóż, do najprostszych prawd często dochodzimy krętą drogą. Zresztą, co ja tu będę filozofować, jak czytałaś np.„Alchemika”, wiesz, o czym mówię.
Tańczyć bardzo lubię i poruszanie się w rytm muzyki jest dla mnie świetną gimnastyką wtedy, gdy nie mam ochoty albo czasu na żaden konkretny program ćwiczeń. Z aktywnością fizyczną jest coraz lepiej. Te pociążowe ćwiczenia uświadomiły mi, że dawniej narzucałam sobie zbyt ambitny i intensywny trening, na przykład jak było napisane: zrobić 100 powtórzeń, to robiłam je, prawie trupem padając. Jak można się domyślić, szybko mnie to zniechęcało. Teraz zaczęłam od delikatnej gimnastyki, po której czułam prawie że niedosyt, co uświadomiło mi, że lepiej ćwiczyć na miarę swojej kondycji i możliwości, do momentu kiedy odczuwanie zmęczenie jest przyjemne i satysfakcjonujące. Nawet jeśli oznacza to robienie tylko pięciu powtórzeń każdego ćwiczenia. Za tydzień będzie to sześć, a za pół roku, może 50?
Jednym słowem z aktywnością fizyczną jest chyba podobnie, jak z dietą – nie rzucać się od razu na głęboką wodę.
Obecnie mam dwa zestawy: Callanetics i „Nowe wyzwanie” z Cindy. Ćwiczę je na przemian, co dwa dni, oprócz niedzieli. Oczywiście zmodyfikowane do moich możliwości i ograniczeń, ale dzięki temu nie są dla mnie torturami
.
Podziwiam Cię za te herbaty zielone i czerwone. Ja ich tak nie znoszę, że wypicie małej filiżanki to prawie jak łyknięcie lekarstwa – trzeba się zmusić, przełknąć, i to w taki sposób, żeby nie poczuć smaku. Niestety nie lubię żadnych herbat tak naprawdę
, nawet ziołowych, owocowych i aromatyzowanych .Te ostatnie lubię tylko wąchać, ale jak skuszona zapachem kupię paczkę, leży w szafce i prędzej czy później próbuję ją komuś podarować. Ratuję się kawą i wodą z cytryną i lodem, który zjadam zresztą. Dobrze, że teraz nie mam czasu na filmy i książki.
Co do listu na priv – no wiesz, ciągle patrzę, że nie mam nowych wiadomości, to myślę sobie, może napisałam bezbłędnie
, więc nie masz co poprawiać?
Żartuję sobie oczywiście...
Pozdrawiam Cię serdecznie 
Katson – i co? Podniosła ja i zjadła? Ciekawa jestem, czy udało jej się schudnąć?
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki