-
Dobrze, że herbatki wyrzucone, bo to świństwo jest W szczególnych przypadkach, mogą pomóc, ale uzależnić się od nich łatwo, bardzo łatwo
Wiesz, myślę, że teraz to może być Ci łatwiej zapanować nad atakami głodu. Tak wiedziałaś, ze nawet jeśli sobie pozwolisz, to masz "wyjście awaryjne" - herbatkę i trochę mniej winna się czułaś, bo przecież jest wrażenie, ze "pozbywamy się" skutków obrzarstwa. A tak, kiedy wiadomo, że nie ma tak łatwo, to dwa razy człowiek się zastanowi, kiedy się opcha...
A umycie zębów na mnie działa - nic tak nie smakuje po paście i nawet, jak coś zjesz, to juz nie tak dużo
A ząbki jakie dopieszczone
Trzymam kciuki
-
Cobrra - ja kiedys odchudzalam sie tylko z mysla o tym by byc chuda. Nic innego nie mialo znaczenia. A odchudzanie sie, to przede wszystkim WIEDZA. Teraz "nauczylam" sie jak to sie robi. Wiem, ze moge nachlac sie herbatek przeczyszczajacych, co psychologicznie dobrze dziala (wmawiamy sobie, ze wszystko co zjadlysmy wylecialo ), ale co z tego, skoro tak naprawde to dzialanie tymczasowe, a po 2 w przyszlosci moje jelita przestana poprostu pracowac (przyzwyczaja sie, ze robi to za nie herbata) i wtedy dopiero bede miala problem - i to prawdziwy!!!!
Co z tego, ze tydzien bede lezala do gory brzuchem, a potem w jeden dzien cwiczyla 6 godzin? Dostane zakwasow (ktore hamuja spalanie tluszczu), a efekt wcale nie bedzie lepszy
Co z tego, ze zjem czekolade, ktora ma 1000 kcal i nic wiecej.......? 100% cukru wchlonie moj organizm, a witamin mu w koncu zabraknie
i tak dalej i tak dalej. Warto wiec przeczytac jakas madra ksiazke o odzywianiu (nie o diecie, tylko o odzywianiu)
Bardzo sie ucieszylam, na Twoje slowa, ze dobrze ci idzie (coraz lepiej), ze wymiotowac nie mozesz (tylko sie ze tego ciesz!) i widze, ze masz pozytywny nastroj!
Trzymam mocno kciuki oby tak dalej!!!!!
-
Eh, o odżywianiu to ja wiem prawie wszystko. Przeczytałam mnóstwo ksziążek i zdałam z tej materii wiele egzaminów (wszyskie pozytywnie ) zanim napisałam swoją prace dyplomową na ten temat. Ale co z tego? Wcale nie tak łatwo wprowadzić wszystkie mądre zasady do swojego zycia. A im więcej się wie, tym trudniej je wprowadzić...
A sa takie chwile, kiedy cała wiedza zostaje gdzieś głęboko schowana i działaja tylko instynkty... Ja teraz uczę się nad nimi panować i choć całkiem ich nie pokonałam, to odnosze swoje malytkie sukcesy. Bo niestety nie wszystkie instynkty są zdrowe. Ktoś, kto kiedykolwiek miał doczynienia z bulimia dobrze to zrozumie.
No ale dosyc tych wywodów. Czas się usmiechnąć Dieta idzie dobrze, chudnę, czuję się wspaniale i każdego dnia przybywa mi sił do dalszej walki. O chwilach kryzysowych nie będziemy tu wsopminać, każdy przecież tak mczasami ma. Ważne, żeby następnego dnia się podnieść, otrząsnąć i brnąć dalej. Czyż nie tak?
No to i ja brnę dalej. Malutkimi kroczkami do wielkiego celu!!!
Buziaczki!!!
-
I to mi się podoba Nareszcie super tytuł
-
Uh uh.
Dwa dni nie czytałam wątków i teraz żałuję, że mnie nie było u Ciebie..
Tagotta ma rację - wcale nie smęcisz, tylko wyrzucasz z siebie to wszystko, co tak długo musiałaś trzymać w środku - a tu są osoby, które to chętnie czytają i martwią się o Ciebie (tak tak) i chcą pomóc, pocieszyć.. Więc pisząc nie martw się czy smęcisz czy nie - jeśli chcesz pisać i czujesz taką potrzebę, to pisz pisz pisz. To działa jak terapia.
W kręgu moich znajomych jest dziewczyna, która ma podobne problemy. Od dwóch-trzech lat chodzi na terapię, rozmowy z psychologiem etc.. i co? I niewiele jej to daje.. nadal miewa dni, kiedy od rana do wieczora wypija tylko kawę i zjada jabłko, a potem dni kiedy je wszystko bez opamiętania. No i te nieszczęsne herbatki przeczyszczające, które chowa przed rodziną, i tak jak Ty pisałaś - wrzuca pięć torebek do szklanki, i pije takie coś parę razy dziennie..
Muszę przyznać - do końca nie jestem w stanie tego zrozumieć, bo sama nigdy tego nie przeżyłam i mam nadzieję nie przeżyć. Ostatnio miewałam różne myśli, jak miałam parę takich napadów obżarstwa, to po nich potworne wyrzuty sumienia i głupie pomysły z pójściem do łazienki.. ale przerażał mnie sam fakt, że taka myśl się pojawiała i szybko wyrzucałam ją z głowy. Domyślam się jednak, że jak się już raz ulegnie, to potem musi być cholernie ciężko..
Od tej dziewczyny, o której napisałam, różnisz się pod wieloma względami - wiesz gdzie tkwi problem, chcesz go pokonać i wiesz jak to zrobić - znasz zasady zdrowego odżywiania i odchudzania się i mam nadzieję, że pokonasz wszystkie swoje "pokusy" i uda Ci się konsekwentnie, zdrowo schudnąć, dotrzeć do mety i zostać na niej.
Dobrze, że wyrzuciłaś te wszystkie świństwa - i oby nie przyszedł Ci do głowy pomysł kupienia następnych.
Ja chciałam jeszcze zapytać, czy Twój mąż wie o tym problemie?
W każdym razie - teraz my wiemy i na pewno nie zostawimy Cię z tym samej, o to się nie bój a jeśli przyjdą ciężkie chwile, wskakuj na forum i pisz, pisz, piiiiisz.
Wielkie buziaki i przytulaki, i bądź dzielna!
C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
Cześć Cauchy!!! Nareszccie obecna!!!
Jeśli chodzi o wiedzę mojego męża to trochę z nią kiepsko. Przez bardzo długi okres sama nie zdawałam sobie sprawy z tego co się ze mną dzieje. Uświadomołam sobie moją chorobę całkiem niedawno, bo jakieś pół roku temu. Pierwsze kilka dni świadomości przeżyłam krytycznie. Po prostu załamanie nerwowe. Na przemian płakałam i wmawiałam sobie, że skoro już wiem na czym polega problem to go pokonam. Przez kolejne tygodnie zrozumiałam, że sama tego problemu wcale nie umiem pokonać. Bo gdy przychodził atak to mówiłam sobie, że to przecież choroba a nie chwila słabości, i nic nie moge na to poradzić. I tak przytyłam 6kg w ciągu miesiąca. W końcu postanowiłam przyznać się mężowi. Nie miałam odwagi zrobić tego osobiście. W czerwcu leciałam na tydzień do Polski aby pozdawać ostatnie egzaminy i przed wyjściem po prostu napisałam mu do pracy maila. On miał tydzień na zrozumienie problemu a ja miałam tydzień na przygotowanie się do rozmowy.
Po powrocie jednak zapowoedziałam odrazu, ze zaczęłam radzić sobie z tym wszystkim, narazie jest ok i nie chcę o tym gadać bo to dla mnie trudne. Dalej faszerowałam się środkami przeczyszczającymi.
Przez dwa kolejne tygodnie mąż codziennie pytał jak się czuję i jak minął mi dzień, czy piłam coś lub brałam. Kilka razy zasugerował wspólną wizytę u lekarza bo przyznał, że sam nie wie jak mi pomóc. A ja wciąż brałam te świństwa i robiłam dobrą minę do złej gry.
On do dzis o tym nie wie. Nie chcę żeby wiedział. Zawodziłam juz tyle razy, że tym razem musi zobaczyć jak odnoszę sukces bez porażek po drodze!!! I wiecie co? Uda mi się!!! Już mi się udaje!!!
-
Godzina 21.00 Na koncie 1004 kcal.
No dobra to już możecie zaczynac mnie chwalić. Obiecuję, że mi komplementy do głowy nie uderza i będę dalej dzielnie i wytrwale walczyć. Ale chociaż jedno słówko pochwały co? Bo tak trochę dziwnie cieszyć się samemu...
-
OOO!!!! 1004 kcal!!!! To nawet mi sie nigdy nie przytrafilo
Gratulacje!!!!!!
-
No dziękuję.
Jak ktoś jeszcze chce mi pogatulować to ja jestem otwarta. Nie będę się gnmiewać...
-
No to przygotuj się:
GRATULUJĘ!!!
GRATULUJĘ!!!
GRATULUJĘ!!!
GRATULUJĘ!!!
GRATULUJĘ!!!
Pozdrawiam serdecznie
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki