Dla mnie uswiadomienie sobie, ze waze 105 kg bylo szokiem. I od tego momentu zaczelam sie przestawiac na odchudzanie. Tyje sie od tego, ze sie je wiecej, niz sie spala w ciagu dnia. To jest oczywiste, ale swiadomosc tego mnie skutecznie blokuje przed podzeraniem. Ja nie mam pojecia co poradzic na to, ze nie mozesz sobie ze soba poradzic.
Moge Ci powiedziec, ze zaczelam odchudzanie od radykalnej i kontrowersyjnej diety kopehaskiej, ktora zmodyfikowalam o tyle, ze codziennie jadlam jeden owoc (albo szklanke drobnych owocow). Dlaczego? Bo nienawidze slodzonej kawy, a kompletne odstawienie prostych weglowodanow mogloby sie zle skonczyc (dla diety). Po tej diecie 1000 kcal to byla wyzerka. Mowiac serio - zmniejszylam sobie rozepchany do granic mozliwosci zoladek i nauczylam sie kontrolowac jedzenie. Po 2 miesiacach scislego odchudzania, chudsza o 10 kg przeszlam na 1200 kcal i trzymam sie tego do tej pory.
W moim odchudzaniu nie ma cudownych recept, jest codzienne trzymanie sie metody, jaka obralam zeby schudnac. Plus takie oczywiste rzeczy jak picie zalecanych 2 litrow wody, chodzenie po schodach zamiast jazdy winda etc.
Wiem, co chce osiagnac, ale nie patrze na ten cel ostateczny - dla mnie wazne od poczatku bylo nie tyle kazde 100 g zrzucone, co kazdy dzien przezyty tak, by zblizal mnie do celu, a nie oddalal.
Zakładki