-
Witaj Martuś bardzo się cieszę,że w końcu się tu pojawiłaś
Martwiłam się o Ciebie, bo ostatanie posty przed Twoim zniknnięciem nie były optymistyczne,ale ten obecny jest całkiem optymistyczny Tak więc witam Cię tu serdecznie i bardzo się cieszę,że wróćilaś i mam nadzieję,że juz teraz będziesz częściej zaglądać, pełna optymizmu i dobrego humorku Może napiszesz coś więcej o tym coc się u Ciebie działo przez ten okres jeśli będziesz chciała...
A treraz pozdrawiam serdecznie i cieszę się bardzo,że wrócilaś
-
Agniesiu witaj
Powiedzmy, że mój organizm miał już dosyć diety. Przez ostatnie 2 miesiące to ja tylko jadłam i jadłam. Ciągle się dołowałam, że nie mogę się powstrzymać i że wszystkie nowe ciuchy robią się za ciasne. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie potrafię już normalnie jeść... Albo obiadam się kompulsywanie, albo zjadam wszystko szybko w ukryciu, żeby nikt nie widział... Doszły jeszcze problemy w związku. Pluszak nie mógł znieść, że nie potrafi mi pomóc, że oddalam się od niego. No ale w końcu przyszedł czas na poważną rozmowę i teraz myślę, że uda mi się rozpocząć wszystko jeszcze raz!
Dziś 4 dzień dietki. Już wiem czego mam się wystrzegać Wczoraj wszystko było super do 23. Oglądałam film i nagle BUCH, kuchnia, musli, ciasteczka, jogurt. No i 2000 na koncie... Ale w przeciewieństwie do wcześniejszego stanu, powiedziałam sobie "dobrze, skoro nie potrafisz wytrzymać to nie oglądasz wieczorem filmów"! Jestem pewna, że więcej się taka sytuacja nie powtórzy Tak więc dzisiaj już będzie grzecznie 1200-1300, no i 3 godziny aerobów (uff, ciężko). Chciałabym w ten miesiąc dojść do wagi, na której ostatnio skończyłam, a w następnym stracić jeszcze parę kilogramów, Musi się udać
Pozdrawiam ciepło!
-
witaj Martus :P
ciesze sie ze wrocilas do nas,mnie tez tu jakis czas nie bylo
i objadalam sie strasznie przez ostatni tydzien
i biore sie ostro do roboty,
i jak nadejda nastepne upaly to chce ladnie wygladac
bo czuje sie paskudnie,szczegolnie psychicznie
-
Witaj
przyszłam z rewizytką , wprawdzie odpisywałaś mi na nick HisAngel, ale go wyrzuciłam i zaczęłam pod nowym i założyłam nowy temacik
to co zaczynamy razem ?? mam nadzieję i staram się wierzyć że znowu się uda.
widzę że już sporo masz "stronek " w temaciku czyli mam troszkę lektury na następne dni, ale wszystko przeczytem
POZDROWIONKA
-
ROZDZIAŁ II
Po raz ostatni zmieniam temat! Ostatni raz próbuję, jeśli tym razem stracę zapał, więcej tu nie wracam No ale jeśli już mam zacząć nowy rozdział mojego życia, to trzeba to zrobić logicznie i dobrze się do tego przygotować... Tak więc, post będzie długi, gdyż zamieszczę tu przemyślenia osoby z bagażem doświadczeń w zakresie "diety". Może ktoś to przeczyta i znajdzie jakieś cechy wspólne ze swoją osobą...
Co mnie motywowało?
Zawsze byłam gruba... Nie dlatego, iż mama uważała, że pulchne jest zdrowe i piękne, albo dlatego, że babcia robiła takie dobre niedzielne obiady. NIE! To tylko i wyłącznie moja wina! Pamiętam, że kiedy w szkole podstawowej moja rodzicielka postanowiła mi pomóc - szalałam. Krzyczałam i płakałam dopóki nie dostałam bułki, lub słodyczy. Każda sobota wyglądała tak samo - zakupy z mamą i wymuszanie na niej kupna cukierków: siatka dla mnie, siatka dla brata. Potem powrót do domu i jedzenie... Brat rozdzielał sobie słodycze na cały tydzień, poprzestawał na 2 cukierkach, które delikatnie pieściły podniebienie. Inaczej ja. Zaszywałam się w pokoju i tak długo jadłam te cukierki, aż zjadłam wszystkie, a podniebienie krwawiło i bolało niemiłosiernie. Kiedyś mama dała mi pieniądze na "klasowe". Nakupiłam górę chipsów (za 10 zł!) i jadłam całą drogę do domu. Wszystko się wydało, gdyż trudno było na mojej bluzie znaleźć skrawek materiału na którym nie byłoby okruszków (co za niefart!). Takie sytuacje były codziennością. W szkole nie byłam poniżana, raczej lubiana przez innych, ale chyba właśnie dlatego, że dla nikogo nie stwarzałam zagrożenia (atrakcyjnością itd.). Tylko od czasu do czasu słyszałam szydzące ze mnie dziewczyny i dosadne komentarze chłopców. Bardzo cieszyłam się, kiedy ten etap się skończył i zdałam egzaminy do liceum muzycznego. Postanowiłam, że we wrześniu edukację zacznie nowa Marta. Poszłam do gabinetu pielęgniarki się zważyć, żeby uświadomić sobie z jakim problemem przyjdzie mi się zmierzyć. 75 KILOGRAMÓW! Te słowa brzmiały jak wyrok. 14 lat i 75 kg... Potrzeby był taki kubeł zimnej wody, następne dwa miesiące to dieta ("chora" dieta nastolatki) i 10 kg mniej. Potem trzymałam wagę. Kiedy wskazówka groźnie się wychylała w prawo - zaczynałam jakąś cudowną dietę. Tak było do stycznia tego roku. Dieta, obżarstwo, dieta, obżarstwo itp. itd. Zastanawiam się co mnie tak naprawdę motywowało w różnych okresach mojego życia:
- chłopcy (chciałam się podobać, a nie podpierać ściany. Płeć brzydka mnie nie zauważała)
- fajne ubrania (też chcę pokazać nogi i brzuch!)
- nowa szkoła i znajomi
- chęć pokazania, że i mnie się uda!
- samoakceptacja
W bliższym czasie:
- mój ukochany, dla którego chcę być NAJ
- forum i osoby, którym się udało!
Spotkanie z forum.
W styczniu nie mogłam na siebie patrzeć po świąteczno/sylwestrowym obżarstwie. Postanowilam coś z tym zrobić. Znazałam forum, poczytałam wątki, pooglądałam zdjęcia i pomyślałam:
- innym się udało to i mi się uda
- zaczynam dietę 1000 kalorii, liczę je w dzienniczku na stronie głównej
- szukam towarzyszek, motywują mnie
- zakładam swój wątek, piszę o wszystkim co mnie gnębi
- wykupuję karnet na aerobik
Pierwszy miesiąc.
- było super! Energia mnie rozpierała, suwaczek się zmieniał, spodnie spadały z tyłka. BOMBA!!! Nie uległam żadnej pokusie, świat leżał u mych stóp.
- poczułam się lepiej psychicznie, zaczynałam się sobie podobać!
- obserwowałam jak się zmianiam i jak lecą kolejne dni
- z tej radości nie dobijałam do 1000 (bo i po co skoro czuje się świenie i tracę kilogramy!)
- siedziałam na forum godzinami odpisując innym, wspierając, czytając pochlebne opinie na temat swojej silnej woli i samozaparcia
- tego mi było potrzeba, jestem WIELKA!
Drugi miesiąc.
- zaczęły się zawroty głowy...
- byłam szczęśliwa, że kolejne kilogramy umykają!
- śnił mi się kalendarz kalorii... nie potrafiłam już jeść niczego innego, oprócz pokarmów których kaloryczność znałam
- nie jadłam niczego, czego nie zważyłam
- ćwiczyłam coraz więcej, bo nic mnie już porządnie nie męczyło
- podniosłam limit do 1100... zawroty ustały, senność nie...
- okres nie nadszedł. Tydzień, dwa, trzy...
- 2 miesiące - 7 kg mniej
- zrobiłam test, poszłam do ginekologa. Wynik? Luteina na wywołanie okresu, podejrzenie o początek anemii (brak witamin w organizmie), hasło lekarza: "zdrowo to się zrzuca 6 kg w rok, a nie 7 w dwa miesiące!!!". Wyrok: koniec odchudzania i ćwiczeń!
- Luteina nie pomaga, nie zrywam z dietą, tym bardziej z ćwiczeniami...
- kolejna wizyta: tabletki anty na wywołanie okesu. Trójfazowe, najmocniejsze, inne nie pomogą. Nie mogłam w to uwierzyć "Dlaczego to dotyke MNIE?! Przecież zdrowo się odchudzam!"
- organizm nie akceptuje tabletek, wszystkie skuttki uboczne występują. Kolejnio: mdłości, brązowe plamy na skórze, krwiaki na obydwu oczach, przerażające napady obżarstwa, głębokie stany depresyjne. Odstawiam tabletki...
- zbliża się sesja...
- znikam z forum. Dni stają się podobne. Wstaję, schodzę do kuchni, jem, jem, płaczę, jem, jem, płaczę, jem...
- zaczynam prowokować wymioty, boli mnie gardło, nienawidzę siebie
- oddalam się od chłopaka. Kiedy mnie dotyka dostaję drgawek, płaczę, uciekam
- tak mija kolejny miesiąc...
Kiedy odchudzanie staje się celem życia...
- muszę być szczupła!
- juz wiem, że figura jest dla mnie najważniejsza!
- wiem, że chłopak wolałby, żebym miała długie nogi, płaski brzuch i duży biust
- on się na wszystkie gapi! Wychodząc z domu widzę tylko nogi, biusty, pupy, nogi, biusty, pupy, nogi... i jego oczy...
- dwa dni na diecie (500 kalorii)..
- tydzień kompulsywnego obiadania
- nienawidzę...
- muszę być szczupła, muszę!
- wszystkie ubrania, które sobie kupiłam za ciasne! Do toalety...
- muszę być.........
Tak się żyć nie da!
Gdyby nie Pluszak, nie wiem co by było teraz ze mną... Nie wytrzymywał tego nerwowo, nie potrafił znieść mojego widoku, widoku osoby samounicestwiającej się... Pewnego dnia odbyła się rozmowa, a właściwie miał miejsce jednostronny monolog. Pluszak wylał na nie kubeł zimnej wody, potrząsnął mną, powbijał nóż za paznokcie, polał benzyną i podpalił, a na koniec podał dynamit i podpalił lont Podziałało! Nie wiem ile litrów wody upuściłam. Przemokłam i tak wyciekałam przez wiele, wiele godzin. Dobrze, że się nie odwodniłam, hehe... Wiecie, następnego dnia, słońce wstało jakieś jaśniejsze?
Czemu się pcham w to znowu?
- ha, bo jestem cudna, ale nie ma ludzi idealnych
- mam ciało jak staruszka, chcę być jędrna :P
- trzeba dokończyć co się zaczęło
- a bo mam ochotę
- pogodziłam się w końcu ze sobą
- zjadłam czekoladę? I co, będę mieć miękko na siedzeniu, a jak!
- popadanie w skrajność jest gorsza od faszyzmu!
- nogi, biusty, pupy? LUDZIE - moja osobowość bije to wszystko na głowę! A jaka zdolna jestem: stypendium, zdolności manulane, szybkie kojarzenie faktów itp., itd.!
- a co, nie można?
O czym pamiętać?
- głupi jest ten, który myśli, że figura zapewnia szczęście w życiu!
- głupi jest ten, który myśli, że miłość i powodzenie = figura
- figura nie jest celem sama w sobie
- figura to skutek uboczy zdrowego stylu życia
- zjem za dużo? Bywa - chyba jeszcze jestem tylko człowiekiem :P
- Pluszak męczy się ze mną 2,5 roku. Masochista? Nie pociągam go, a jest ze mną? Nie sądzę...
- wywalam wagę!
- kupuję witaminy!
- nie czytam głupich postów typu: mam 16 lat, 166 cm i "warzę" 50 kg. Ale jEsTEm "GrÓbaS", "mażę" o 43... POMOCY!!!
- mogę zaimponować ludziom czymś więcej niż tylko ładnym ciałem, ale nie poniżam, ani nie obrażam osób, które wykorzystują swoje atuty. Tak, jestem cholernie zazdrosna, ale co tam - świat nigdy nie był sprawiedliwy (mówiłam juz, że jestem bardzo ładna i mam śliczne włosy? :P)
No to się rozpisałam... Ciekawe czy ktoś to przeczyta? Ważne jednak, że jest mi lżej i czuje się jak "tabula rasa", hehe. UWAGA - mam plan :P
- 8 tygodni
- nie jem słodyczy, pieczywa i ble, ble, ble - tego o czym wszyscy już wiedzą
- jak jednak zjem "zakazane owoce" to mi w uda pójdzie (to jedno co jest w tym planie pewne :P)
- będę tu opisywać każdy dzień
- ćwiczę 2-3 h dziennie (za wyjątkiem niedziel - nagroda musi być!)
- patrzę w lustro i widzę bardzo atrakcyjną dziewczynę, kóra wie czego chce, wierzy w siebie i nie będzie się zachowywała jak głupia nastolatka
- Bosze, mam już prawie 21 lat! TO do czegoś zobowiązuje! Marta, zachowuj się!
- NIGDY WIĘCEJ DEPRESJI!!
- KOCHAM SIĘ, hie hie - co za egoizm
Ok, teraz myślę, że już można zacząć. Moje ulubione powiedzonko: ZACZYNAM OD PONIEDZIAŁKU!!
P.S. - Może ktoś się przyłączy?
-
brawo Marta za napisanie swojej historii,zdaje sobei sprawe z tego ze nei bylo to dla ciebei latwe, ale mysle ze jestes silna i ze dasz rade, jestes swietna!! mowei Ci poradzisz sobie! jestem z Toba!!! dobrze ze napisalas co ci lezy na sercu.
-
Cieszę się Edyto, że wierzysz we mnie Ja też zaczynam... Jeśli chcesz to możemy pobawić się w dietkowanie razem :P Ale zaznaczam - pobawić się! Wiesz, dla mnie zdania zaczynające się od "nie wolno Ci jeść..." są chore! Od teraz zaczynamy mówić, "Nie mam ochoty na..." Od razu lepiej nie? :P
Pozdrawiam!
-
Dobra, długo nad tym myślałam i wymyśliłam Napiszę sobie, żeby nie zapomnieć i się tego trzymać. Rozkład moich posiłków wygląda następująco:
śniadanie -> 9.00, 250 Kcal
II śniadanie -> 11.00, 150 Kcal
III śniadanie -> 13.00, 200 Kcal
obiad -> 16.00, 350 Kcal
podwieczorek -> 18.00, 150 Kcal
kolacja -> 21.30, 100 Kcal
Kolacja tak późno, bo dopiero o tej godzinie wracam z aerobiku... No, ładnie wygląda, teraz tylko wcielić to w życie :P
-
Cześć Kochana Martusiu
8 tygodni mówisz?? ok mogę się przyłączyć?? jak walczyć na froncie to lepiej w towarzystwie i to myślę że dośc miłym
Twoja historia wydaje mi się być po części historią każdej z nas
napisz jak tylko będziesz mogła co, jak i kiedy
a ja zaczynam z Tobą od jutra
moja dietka przez najbliższe 2 tygodnie będzie wyglądała tak
1) odżywka białkowa
2) sałatka z warzywek i białka jajka
3) filet z kurczaka lub rybka , do tego warzywka
4) sałatka z warzywek + białko jaja
5) odżywka białkowa
( jak już wspomniałam u mnie jest to plan diety i ćwiczeń, Davida Kirscha)
później codziennie będę miała jakiś inny dodatek i tak, do czasu gdy mój organizm tego nie zaakceptuje, swoją drogą będę miała jakieś 1200 kcal dziennie
no i ćwiczenie 3x w tygodniu siłka po 2 h , później codziennie zestwa ćwiczeń Davida, od września joga, no i do tego ćwiczenia w domku na steperze
POZDRAWIAM
-
To się minęłyśmy :P
Czy możesz się przyłączyć? - musisz!!! Ja też myślę, że w nienajgorszym :P
Oby nie... Mam nadzieję, że w większości przypadków finał jest szczęśliwszy! No ale im więcej czytam historii starszych forumowiczek, tym bardziej przekonuje się, iż jednak nie...
Co? Żadna dieta, po prostu "zdrowy styl życia"! Jak? A według uznania, byle z uśmiechem! Kiedy? No jak to kiedy - wiadomo - od poniedziałku!
Patrzę na Twoją dietkę i niezła, niezła. Myślałam, że jakąś pierdołę znalazłaś :P Tylko przy takiej odżywce białkowej (2x dziennie... tyle nawet moja instruktorka nie pochłania) to musisz się duużo ruszać! Pozostałe składniki - jak najbardziej na TAK!
Na dzień dzisiejszy, też uważam 1200 za szczęśliwą liczbę, ale kto wie, czy nie będę musiała jej podnieść (za dużo wysiłku, a za mało jedzenia - rzekła instruktorka :P) No i od jutra jem witaminki, może okres znowu nie odpłynie, hehe :P
Ładne ćwiczonka (nie wiem jakie to są pana D.) Joga - takich zakwasów nie miałam nawet po 3 godzinach aerobów
No ale sama powiedz - z takim planem jakże może się nie udać, no jak!?!
Już się cieszę na jutro
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki