Nareszcie zdecydowałam się założyć swój wątek. Po co? Bo to forum daje mi ogromne wsparcie i mam nadzieję, że pare grubasków będzie mi kibicować i wspierać w kryzysowych chwilach Na początek coś o mnie. Mam na imię Hania. Hmmm...takim diabełkiem to aż nie jestem, choć przyznam, że mam trochę "rogatą" duszę Jestem grubaskiem odkąd pamiętam. Dzieciństwo grubaska jest straszne i kończy się zazwyczaj kompleksami. I tak było w moim przypadku. Potem nieustanne próby schudnięcia, już jako nastolatki. Największym sukcesem było schudnięcie 9 kilo w VI klasie podstawówki (byłam w sanatorium na kręgosłup i tam mnie odchudzili - codziennie gimnastyka, basen i paskudna, niedobra dieta). Ale po przyjeździe do domu wszystko wróciło Potem odchudzałam w gimnazjum, liceum, ale...efekty niegdy nie były powalające. Chudłam parę kilo po czym zaczynała się taryfa ulgowa...najpierw jedno cisateczko, a skoro jedno nie szkodzi, to dwa też nie zaszkodzą i dochodziło do tego, że zżerałam, ile bylo. Moja nadwaga wiąże się ze złymi nawykami wyniesionym z dzieciństwa - podjadanie. Jak słyszę tą historię, to się śmieje, rodzice i brat także, bo niby to zabawne, ale tragiczne w skutkach. Mała Hania lubiła jeść. Zjadała swój obiad. Ale to jej nie wystarczało. Więc co robiłam? Babcia jadła coś, więc Hania podchodziła i mówiła :" Am" i dostawała jeść. Przychodził tata z pracy i jadł obiad, a Hania "Am" i znów jadła. I tak się mała Hania skutecznie utuczyła. A potem to już samo leci. Teaz coś o moim odchudzaniu. Zaczęłam odchudzanie 24 stycznia 2006. Zaciekawiła mnie książka o South Beach, którą koleżanka kupiła (ona jej nie stosowała, bo coś się źle czuła po pierwszym dniu). Poczytałam, wydało mi się to rozsądne i zdrowe, więc pomyślałam, że spróbuję, nie mam nic do stracenia, oprócz zbędnych kilogramów. I tak to się zaczęło. Początkowa waga to było 73,6 kilo. Przyznam się, że nigdy wcześniej tyle nie ważyłam. Zazwyczaj było to 65, max. 67. Ale przed Bożym Narodzeniem byłam u lekarza (problem z kolanem) i mnie zważył. I wtedy było prawie 71. A kiedy zważyłam się u koleżanki i zobaczyłam to 73, to myślałam, że zawał na miejscu będzie. Ale nie załamałam się, moja motywacja wzrosła. Pierwszym celem było zejść poniżej tej okropnej liczby 70. I udało się. Drugi cel to osiągąć 65 - tyle, ile ważyłam 1,5 temu. A cel ostateczny to 56 kilo. Obecnie jestem na II fazie South Beach (I ciągnęłam przez 4 tygodnie, ale pech chciał, że w każdym były jakieś urodziny i imprezy, i trochę nagrzeszyłam ). Od niedawna liczę kalorie i staram się nie przekraczać 1000. Dodatkowo ćwiczę codziennie: 6 weidera (dziś dzień 32 - 20 powtórzeń), 5 filmików 8 minute, oraz inne ćwiczenia dodatkowe. Staram się 2 razy w tygodniu chodzić na basen. Co do efektów: narazie schudłam 5,8 kilo, w talii ubyło mi 5 cm, w innym miejscach też poubywało, ale nie wiem dokładnie ile, bo nie mierzyłam się przed odchudzaniem. Chciałaby, osiągnąć wymarzoną wagę do lipca - oby się udało:] A wiecie co mnie zmotywowało? Studia. W tamtym roku niestety się nigdzie nie dostałam. Ale liczę, że teraz mi się uda. Zawsze chciałam wejść do nowej szkoły szczupła i normalna - czy to do gimnazjum czy do liceum. Jak narazie się nie udało, ale liczę, że w październiku będzie inaczej. Chcę zacząć on nowa - z białą kartką. Nowi ludzie, nowe rzeczy, nowa ja...A poza tym bardzo chcę zadziwić znajomych i rodzinę, chcę, by zauważyli moją zmianę. No i chcę to zrobić dla mojego chłopaka. On kocha mnie i tak, i będzie kochał, choćbym ważyła tonę, ale...chcę, by był ze mnie dumny. To chyba tyle na początek (ale się rozpisałam )
Zakładki