Musze przestac wchodzic na ta piekielna wage... Od soboty zerkam prawie co dziennie co prawda nie tyje ale ta pierunica pokazuje mi ciagle to samo a do nastepnego"prawdziwego" wazenia zostaly mi jeszcze tylko 3dni.
Jejku jaka jestem zmeczona najchetniej bym poszla spac, dobrze ze dzis nie ma szefa pofolgowac sobie mozna.... wogole wszystkich wywialo bedzie nas tylko 3 (chyba ze ktos sie nagle odnajdzie) a do tego w moim biurze to totalna pustka wczoraj bylo ich jak mrowkow a dzis bedzie totalna pustka, o 14 siup i do domku
A co do diety to niby sie pilnuje ale ciezko mi idzie bo nie zawsze mam mozliwosc wazyc co jem i nie boje sie ze zle licze kalorie... Jedno jest pewne mocno zmniejszylam zawartosc mojego talerza. Wczoraj kupilam sobie eklera na deser i nie zjadlam go tylko doal sekretarze (a co niech ona tyje nie ja do tego jest nie mila to niech ma). Tak patrze co jedza dziewczyny u mnie w pracy i az sie przerazilam. Ksiegowa (45lat) np je 10cm bagietki i garsc tartej marchewki + nektarynka; inna dziewczya to pije kubek zupki z paczki kromka chleba i tez owoc. Ja z moja saladka lub kanapka wygladam "debilnie" a co gorsza one sie nie odchudzaja one tak jedza dzien w dzien, juz od kilku lat
Popracuje troche, jak uda mi sie szybko skonczyc te piekielny projekt to wpadne jeszcze dzisiaj
Zakładki