Jak wyżej. Przed chwilą wydarła się na mnie, że zjadłam pomidora na śniadanie, bo ona chciała robić sałatkę na obiad. To niech kupi wreszcie coś więcej niż jeden pomidor i jeden ogórek. To, że oni jedzą masło, ser żółty, sosy, ziemniaki, ryż, frytki, śmietanę to nie znaczy, że ja mam jeść to samo i jak mówię, że wolę sałatę z kefirem to ona na to, że będzie ohydna i że robi ze śmietaną bo taka JEJ smakuje. Oczywiście nie ma żadnego kefiru czy jogurtu w domu. Przed chwilą wyrzuciłam przeterminowany kefir i wtedy usłyszałam, że już nigdy nie kupią mi jogurtu bo i tak nie jem. Tylko, że to był kefir i nie ja go kupiłam. Super rodzina. Jak zwykle mnie wspiera i motywuje.
Chciałam dziś jechać do sklepu po jedzenie ale oni na to, że przecież jest chleb tostowy, masło, żółty ser, majonez, szynka - same pyszności. Akurat w sam raz na dietę.
Czy was rodzina też tak wspaniale wspiera?
Bo ja mam już dość i chce uciekać z tego domu kiedy tylko mogę, wyjść jak najwcześniej, wrócić kiedy już wszyscy śpią. Nic mi nie powiedziała, że dobrze, że sie odchudzam, że ćwiczę, za to młodszej siostrze pupilce cały czas nadaje jak piękne schudła 10 kg w niecały miesiąc nic nie jedząc - autentycznie nic. I pochwala taką postawę, nie to co ja, jem i chce schudnąć! Phi! Powinnam przestać wreszcie żreć - jak to ona mówi, a nie ciągle planować zakupy, co będę jeść jutro i czy mam na to składniki w lodówce. Jej (mamie) wystarczy plasterek szynki i już nie musi jeść cały dzień, jest chuda jak patyk i ciągle przypomina mi gdzie moje miejsce. Mam już dość tego poniżania i traktowania jak śmiecia.
Zakładki