Wróciłam!
Było, oczywiście, fantastycznie! Nic to, że wczoraj przemoczyło nas dokumentnie a peleryna mi się rozdarła i desz radośnie kapał mi na dekold Wróciłam zmęczona, z zakwasami przogromnymi, brudna i szczęśliwa. Już się umyłam zresztą, więc pełnia szczęścia Przydałoby się rozpakować teraz, czyli wyrzucić wszysko z plecaka do kosza na brudy...
Nie dietkowałam zanadto przez ten czas, bo po prostu nie mogłam sobie pozwoić na brak energii, ale zapewniam, że spalałam ostro. A zatem można jedynie zrugać mnie za dzisiejszą noc w pociągu, bo zeżarłam trzy czwarte paczki paluszków i mnóstwo jakichś innych drobiazgów. Ale już nie będę, obiecuję
Uff, śpiąca jestem, ale taaaaka radosna! Kocham te klimaty, kocham spać na sianie w śmierdzącej stodole i myć się w górskim strumyku!
Jedyny minus: trochę przeciążyłam kolano i będę je musiała pooszczędzać jakiś czas. Niedobrze, bo planowałam zacząć biegać teraz, a niestety to będzie musiało poczekać. Karnetu na siłkę nie kupowałam w tym miesiącu, bo z kasą krucho... No ale coś się wymyśli... basen mam w sumie w miarę niedrogi niedaleko, no i mogę poszukać w necie jakichś ćwiczeń nie obciążających za mocno stawów kolanowych. Grrr, wiedziałam, że w końcu mnie to dopadnie, wszyscy chodzący po górach przez to przechodzą...
Ale trudno, nie będę się drobiazgami przejmować
Idę popatrzeć co u Was
Zakładki