jeju, dziewczyny, Wy macie wszystkie takie przezycia motywujace Was do chudniecia... czy to byly zawsze takie pojedyncze historie, po ktorych dochodzilyscie do wniosku "o nie! schudne i bedzie inaczej!"? bo u mnie to sie jakos nawarstwialo. w podstawowce pulchna bylam, ale nic z tym nie robilam. teraz od ladnych kilku lat praktycznie ciagle jestem na diecie. kilogramy spadaly (minimalnie), potem wracaly. teraz sie zawzielam. i uda mi sie. na poczatku odchudzania (tego aktualnego, poprzednie poszly w niepamiec) wazylam 58 kg przy wzroscie 162. niektorym moze sie wydac to malo, ja sie jednak zle z tym czulam, ubrania zle na mnie lezaly, slowem bylo mi zle i czulam sie niezgrabna. dzis rano wazylam 52 kg. 6 kg zrzucilam i wiem, ze nie jest to tylko woda, jak to bylo wczesniej, gdyz cwicze i widac, ze wysmuklalam. bardzo chce schudnac jeszcze z jakies 2 kg, a potem obsesyjnie bede walczyc, zeby utrzymac te wage. czy mi sie uda? to zalezy tylko i wylacznie ode mnie. a jak juz pisalam wczesniej, tym razem sie nie dam zycze Wam i sobie powodzenia. trzymajcie sie.