-
Poloninka!Earlgrey!Posty trafione w samo sedno!
Poloninka, napisałaś to co ja chcialam napisać ale nie mogłam sie zebrać.O tych drogach rzucana słodyczy!Mysle ze tak jest!Ja chyba bede musiala z nimi zupelnie skonczyć i z róznymi substytutami tez
Kiedyś rok nie jadlam słodyczy i wiem ze jak wytrzymam miesiac to juz wytrwam!
Wybieram droge-słodycze precz!To jedyne wyjscie dla mnie!
ściskam Was wszystkie mocno
-
Marteczka? Przez rok nie jadłaś słodyczy?....Coś podobnego....Jestem w szoku....I "Pawełki" się na Ciebie nie rzucały?...
Dziewczyny, ja nie wiem. Mam mieszane uczucia, bo czy wyrzeczenie się na stałe czegoś, co się lubi nie jest dowodem mniejszej siły woli, niż jedzenie z umiarem? Czy pełna kontrola nad sobą nie powinna polegać na tym, że umiem jeść to co chcę i tyle ile chcę, a nie rezygnuję zupełnie z czegoś, co bardzo lubię? Wiem, że ze słodyczami akurat jest tak, że po ich zjedzeniu wzrasta poziom glukozy we krwi, wydziela się insulina proporcjonalnie do ilości glukozy i po rozłożeniu jej mamy uczucie tzw. głodu glukozowego (insulinowego). Czyli błędne koło: jemy, przerwa na procesy biochemiczne i znowu musimy jeść. Więc z tego punktu widzenia zwyczajnie łatwiej jest nie jeść słodkości wcale.
Ale ja je tak uwielbiam, że zrezygnować z nich całkowicie zwyczajnie nie chcę. Wolę pracować nad zachowaniem umiaru i delektowania się paskiem czekolady, a nie całą tabliczką.
Uczmy się umiaru!
-
Asia
No nie jadłam przez rok-wtedy jeszcze nie było Pawełków....ale to było dawno...w liceum jakjeszcze miałam silna wolę i ooogromne zacięcie
a teraz?hmm...zobaczymy...jednak cosik mi opornie idzie to rzucanie słodyczy bo odkąd koleżanka z pracy kupiła ptasie mleczko i postwiła na stole to cały czas myslę o tym cholerstwie zamiast pracować jestem nienormalna??cholera jeszcze nie wziełam ani kawałka...
a w ogóle to ideałem było by umieć jeść z umiarem te słodkości...ale wg. mnie i u mnie to marzenie scietej głowy
albo nic albo jem tak ze aż mi niedobrze....fuj...okropne ale tak jest
Właśnie mi się przypomniało, że w niedzielę znajoma mówila mi o tym,że kiedyś jadła tak słodycze ze az wymiotowała z mdłości...codziennie cos słodkiego a raz na jakis czas tak do mdłości....i mineło 10 lat teraz jak rzuciła słodycze w cholere przez 9 lat w ogole nie jadla słodkości nawet żadnych substytutów w postaci kanapek z dżemem itp. i teraz przez ostatni rok...nauczyła się jeść slodycze ale zje np jednego cukierka na miesiac?Jak jest u znajomych, jak ja ktos poczetsuje itp. i nie czuje juz tego przymusu zjedzenia całej bombonierki....powiedziała,że czuje sie wolna od tego nalogu...kurde jak ja bym tak chciała!
Tyle,że nadal ma nadwagę, ale to generalnie dlatego ze kocha jeść i duzo je...i tym optymistycznym akcentem żegnam się z Wami!
pa :mrgreen
-
no własnie martha ja licze na to że jak odzwyczaje sie od słodkiego smaku to potem mi będzie łatwiej jeśc słodycze z umiarem- wiem, że jest to możlwie bo np. matka mojego chłopaka kiedy jeszcze była na studiach to uwielbiała słodkości jednak podczas ciąży jadła dużo mięsa i jakoś tak się uniezalezniła od słodyczy, że teraz po prostu ją nie kręcą- owszem na święta zje jakieś ciastko przy różnych okazjach też sobie nie odmaiwa, ale nie kupuje ich do domu ale nie sięga po nie nagminnie już od urodzenia swojego pierworodnego węc jestem pewna że i ja tak będę robić :P
-
więc martha może się nawzajem będziemy wspierac w niejedzniu słodyczy
-
cześć to ja wczoraj pełna zapału i energii a dziś znowu zjdłam deser bakomy z bitą śmietanką i kawę z bita śmietaną(niby zmieściłam sie w 1200 kcal) ale chyba naprawdę jestem uzależniona od slodkiego. No cóż jutro kolejny dzień.Może będzie oki. :P
-
Ja też tak mam, że jak już zaczynam wcinać słodkości, to jem aż do mdłości.....Więc z pewnością nic mi nie da jedzenie aż "do odruchu wymiotnego", w nadziei, że mi przejdzie chętka na słodkości. Nie ma takiej możliwości, bo zwykle tak właśnie słodycze jem....
Więc pozostaję przy opcji jedzenia z umiarem....choć przyznaję, że mi się to nie udaje....Bo wiecie co? To jest chyba taki mechanizm, że jak się już zje kawałeczek, to czlowiek się usprawiedliwia "ach, dzisiaj już zjadłam tego słodkościa, zawaliłam i tak dietkę, więc może się tak już ostatni raz najem, a od jutra pełna dieta!".....Ja przynajmniej tak mam, niestety....Chcę wszystko, albo nic. A muszę MUSZĘ!!! nauczyć się wreszcie robić tak, że nawet jak już zawalę ten mój limit 1500 ponadprogramową wieczorną kanapką czy batonem, to na tym poprzestaję! Trudno, przekroczyłam limit, ale lepsze to, niż kompletne obżarstwo. Uch.....Jak mi dobrze idzie w teorii....
A dzisiaj tak cudownie świeci słońce (mimo tego, że jest zimno...), że z pewnością nam się uda zamierzona dietka!
Buźka wszystkim!
-
Od słodyczy można sie uzależnić!!Może to smiesznie brzmi ale ja byłam uzależniona od czekolady.Mogłam nie jeść obiadu,kolacji,owoców w ciągu dnia ale musiłam zjeść czekoladę,i to całą a nawet dwie tabliczki dziennie.Naprawde trudno mi było się pozbyć tego nawyku.I to nie było tak ,że miałam słabą wole ,wtedy akurat byłam bardzo szczuplutka ale ja musiałam bo jak nie zjadłam czekolady czułam się osłabiona kręciło mi sie wgłowie itd.I to chodziło głównie o czekoladę,nie istaniały dla mnie ciastka,cukierki ,chipsy(nadal nie lubię chipsów)ale czekolada była mi poprostu potrzebna.
-
Moje kochane!
Temat ma najwyraźniej wzięcie i spory odzew.
A najśmieszniejsze jest to, że w Waszych postach odnajduję siebie i podejrzewam, że tak naprawde wszystkie mamy podobne z tym problemy i przemyślenia.
Martha – podziwiam Twój rok. Mój rekord to trzy miesiące (dwa lata temu )
Dziewczyny, ja też mam problemy z umiarkowanym jedzeniem słodyczy i też najadam się jak idiotka, co więcej, 1000 razy już próbowałam z tym zrywać i zawsze dzień przed urządzałam sobie ‘słodyczową ucztę na dowidzenia’.
Mam tysiące przemyśleń na ten temat i jestem PEWNA, że moje zachowania związane ze słodyczami są stricte nałogowe. Zbyt dużo miejsca zajmują one w moim życiu, zbyt dużo mam z nimi kłopotów, nie potrafię bez nich żyć, ale z nimi też nie jestem w pełni szczęśliwa… chociaż nie, właściwie to jestem i zauważyłam to właśnie podczas moich dłuższych odwyków – szczęście bo jestem WOLNA – to przed wszystkim i bo wreszcie chudnę. A z tym kontrolowaniem – to byłoby naprawdę idealne! Zazdroszczę ludziom, którzy nie wpadli w to błędne koło i jedzą słodycze z umiarem i czystą przyjemnością. Tylko, że nie wiem na ile nałogowcy mogą sobie na to pozwolić i zastanawiam się czy nie działa tu mechanizm alkoholika… ale mimo to, chce wierzyć, że to możliwe, tak jak pisze Earlgrej.
Staram się właśnie rzucać słodycze powoli, nie zrywami, ale na zasadzie substytutów w postaci słodkich jogurtów, słodkich bakalii itp., ale chyba nie długo, bo czuję, że powoli przestają mi tak bardzo smakowac Zastanawiam się natomiast nad gorzką czekoladą w maleńkich ilościach. Oj, nie wiem, nie wiem, co z tego będzie… problem polega właśnie na utrzymaniu się w ryzach, bo na tym etapie rzucania, łatwo skusić się na ‘tylko jedną drożdżówkę, bo to przecież nic takiego, to koniec tygodnia, a ja mogę sobie przecież pozwolić, byle z umiarem’. No jasne, tylko, że ta drożdżówka to często zamek otwierający furtkę, za którą sypią się już po łańcuszku dalsze kroki… więc boję się po prostu na ile to się dalej potoczy, a na ile będzie kolejną bezowocną próbą, jakich mam za sobą już bardzo wiele.
Wkurzam się ostatnio na swoją nadwagę i obwiniam ją o to, że jestem sama, kiedy mam pod nosem takiego fajnego faceta… ach, ach, jak to by było pięknie, gdybym teraz była z nim, zamiast z komputerem Ech…
PSAcha, moje najnowsze odkrycie – podejście typu CHCĘ nie jeść słodyczy, to zupełnie co innego niż NIE MOGĘ jeść słodyczy… jeśli nie mogę, to ‘ktoś’ mi tego zabrania, a ja na zasadzie przekory zrobię odwrotnie
-
Dziewczyny!!Jestem beznadziejna!Jestem cholernym slabiakiem
W zeszłym tygodniu wszystko poszło zgodnie z planem-rano siłownia od 6-8 plus dieta, słodyczy nie jadłam
a wczoraj!??wczoraj wszystko popsułam zjadłam CAŁĄ czekoladę wedla z nadzieniem truskawkowym, kinder delice i PAWEŁKA
Na domiar złego dziś zaspałam na siłownię i ze złości zjadłam rano!!jak tylko wstałam-2 delicje i 2 pierniczki (zostało po wczorajszej imprezce).Mam dziś totalnego doła Mojemu facetowi(biedak)od rana marudziłam,że jestem potwornym grubasem i że nienawidzę swojego ciała...tak tak nienawidzę...a on mi wpajał ze jestem piękna i ze do lata na pewno wyrzezbię sobie ładnie sylwetkę i zruce te parę ( kilo...
Tyle ze ja na dzień dzisiejszy straciłam wiarę, że mi sie to udastara juz jestem chyba i nic z tego nie wyjdzie....brak silnej wolico jest?Tak bardzo bym chciała juz nie mysleć o tej diecie po prostu byc szczupłą , cwiczyć regularnie i nie mysle o tym czy moge dzis zjesc kankę czekolady czy lepiej nie.....to uzależnienie to chyba jakieś przekleństwo
Pomocy!!!!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki