-
niestety nie bylo tak kolorowo jak wvczoraj mi sie wydawalo.
wieczorem poszlam na impreze i z nudow zjadlam dwa kawalki pizzy
dzis zaczynam diete po diecie kopenhaskiej.
sniadanko: jajeczko na pol miekko, pomodori i rzodkiewka, zielona herbata
lunch: moze zjem jogurt danone 'jablko i liczi' - kupilam w czasie kopenhagi bo mialam ochote, ale zjesc moge dopiero teraz
obiad: moze chuda rybka z grilla
wczoraj przecholowalam (pewnie z 2000kcal), ale mysle, ze taki jednorazowy wyskok troche pobudzil moja przemiane materii i zaczne znowu chudnac
drugi, a naprawde 1 dzien diety po kopenhadze
-
pierwszy dzien sie udal,
zadnych slodyczy, chlebkow, maselek etc etc
niezla jestem
sniadanie: jajo, pomidor, rzodkiewka
obiad: kurczak z grilla, szpinak i marchewka z groszkiem
wiecej nie moglam. dzis po sniadaniu moj zoladek sie zbuntowal i zaczal mnie sciskac jak nigdy przedtem. widocznie po kopenhadze juz nie bede mogla jesc sniadan rano. prawda jest taka, ze po marchewce z cytryna z rana (jednego dnia diety to bylo moim sniadaniem) mialam to samo, do 12-13 bol zoladka. ale dzis przeszedl on samego siebie. w miare czasu doloze sobie posilek miedzy sniadaniem a obiadem (o ile bol przejdzie). jogurt z liczi nadal czeka a ja kupilam pyszniutkie jogo z miodkiem
-
drugi, rownie udany dzien:
sniad: serek wiejski z miodkiem
lunch: jablko
obiad: warzywka mrozone, jajko na twardo
zobaczymy co bedzie jak stane na wadze w sobote. gdyby bylo 60 na liczniku, to chyba pekne ze szczescia;D
-
niestety wczoraj mialam zajecia do 20 i zjadlam pol malej pizzy
dzis za to kolo 600kcal:
kefir, ryba maslana wedzona, buraczki, orzechy brazylijskie.
pewnie nie schudne nawet grama a pewnie nawet juz przytylam. boje sie wejsc na wage. zobaczymy w sobote. jak bedzie 61-62 to tez bedzie dobrze (po tej wczorajszej pizzy ). no nie wiem co mam ze soba zrobic... chcialam powoli dobic do 1000kcal i chudnac sobie spokojnie, ale nie. musze miec wpadki po 2000kcal;/
-
to zaczynam od nowa
otoz... 1 dzien tysiaka
przytylam. waze 64 (co prawda to nie 68, ale...). bylo 61-62. zaczynam tysiaka od dzis, bo juz nie moge ze soba wytrzymac. niby te 2kg to nic, ale brzuch mi sterczy, twarz znowu wyglada jak ksiezyc w pelni i czuje sie nieatrakcyjna.
zjadlam dzis:
a) sniadanie:
-serek ricotta (nie wiem ile kcal bo opakowanie zostalo wywalone, ale ok 100g - powiedzmy, ze 150kcal)
b) drugie sniadanie:
-kromka chleba goralskiego (90kcal)
-troche masla, pol lyzeczki (50kcal)
-2 plasterki wedliny sopockiej drobiowej (30kcal)
-2 plastry sera zoltego (100kcal)
-maly pomidor (15kcal)
razem do tej pory: 435kcal
serio myslalam, ze zzarlam juz grubo ponad 1000kcal... zobaczymy co z obiadem... postaram sie bez ziemniakow, maly kawalek mieska (ma byc dzis schab z brzoskwinia) i warzywka. chyba dobija do tysiaka i zobaczymy, czy po tygodniu takiej diety cos zjade na wadze...
mam nadzieje, ze tak. myslalam wczoraj o zalozeniu balona do zoladka (tzw bariatria). tylko nie wiem ile ten zabieg kosztuje... gdzies wyczytalam, ze 7tys zl!!!
-
tak wiec...
obiad:
schabowy (bez panierki) (200kcal)
warzywa gotowane (50kcal)
ziemniaki pieczone (150kcal)
szarlotka 2 kawalki (600kcal??????)
dodatkowo: 1000kcal
czyli razem ponad 1400... gdyby nie szarlotka, byloby calkiem niezle... no coz. dzis juz nic nie zjem i bedzie dobrze. wczesna godzina, 14:53, tak wiec, az tyle mi sie nie odlozy.
-
tak wiec nic juz nie zjadlam. teraz pije herbatke z cynamonkiem.
odwiedzilam toalete (to po chlebku, dawno sie go nie jadlo...) i chyba jestem o 1kg chudsza
moze to dziwne, ale od razu mam lepszy humor. moze dlatego, ze znowu wzielam sie za siebie, ze walcze i tym razem jest to zdrowa dieta?
jutro zajecia do 20. wezme sobie jakas kanapke i twarozek na uczelnie. w domu zjem sniadanko (platki ******s muesli lekkie truskawkowe - ok 380kcal/100g z mleczkiem 0%) a jak wroce nie tkne niczego do jedzenia zobaczymy czy w przyszla niedziele bedzie mnie mniej na wadze? jak myslicie?
-
witojcie!
mozna powiedziec, ze od poniedzialku jestem na diecie 1000kcal. i... zrzucilam 2 kg!!!! jedzac ~1000kcal, bedac najedzonym, bez atakow glodu (chleb, maslo, zolty ser, slodkie buleczki). nawet wczoraj, kiedy mialam mega klotnie z facetem (a kusilo mnie, zeby zjesc kilka hamburgerow w Macu albo paczkow) nie zajadalam smutkow i stresow. moze wreszcie schudne???
jestem taka szczesliwa. waze tyle, ile po kopenhadze. teraz do konca pazdziernika chce zrzucic 2kg, potem w listopadzie z 5kg i zobaczymy. moze mi wystarczy!
pozdrawiam!
-
nio,
wczoraj oprocz sniadanka z platkow ******s i mleczka oraz kanapki z chelba razowego na uczelni zjadlam duzo slodyczy. nie mam jednek ani wyrzutow sumienia ani dola z tego powodu. po prostu mialam ochote zjesc w piatek slodycze. moze zjadlam ze 2000kcal z samych slodyczy - ale czy to cos zmienia? nadal jestem na diecie i nadal bede chudla nic mi nie popsuje humoru, nawet to, ze chyba dzis koncze moj dwuletni zwiazek z facetem...
dzis dzien bedzie wzorowy pod wzgledem zdrowej dietki. teraz platki na mleczku, w miedzyczasie jakis jogurcik i obiadek. bedzie dobrze!
-
dzien wczorajszy byl wzorowy - do czasu - podstawowego zarcia wyszlo ok 800kcal, ale pozniej znajomi zaprosili mnie na domowke i bylo piwko (o jak dawno nie pilam, bedzie kilka miesieicy), fajka wodna , kumpel trzaskal omlety uwalil cala kuchnie drugiemu kumplowi i bylo zajebiscie!!! na chwile zapomnialam o swoim facecie - niedlugo juz bylym...
a dzis trzymam diete dalej
do tej pory zjadlam ok 500kcal jeszcze obiadek i heyah koniec zarcia
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki