Przesyłam wam letnie zdjęcie widoczku z parku w Seattle na portowe żurawie... Tyyyle tutaj wody... I tak spokojnie...
Przesyłam wam letnie zdjęcie widoczku z parku w Seattle na portowe żurawie... Tyyyle tutaj wody... I tak spokojnie...
Ech, dzisiejszy dzień wprawdzie zaczął się dietetycznie (sniadanko oki oraz 60 min na bieżni, spaliłam 403 kcal)... ale skończył na wafelkach domowej roboty... Chodziły takie za mną już prze ostatnich kilka dni... No i doszły... Pocieszam się tylko, że do masy zamiast cukru wrzuciłam słodzik (Splenda-i wcale nie czuć różnicy!) oraz dodałam żytniej mąki - innej nie mam w domu... To tak jakby zgrzeszyłam na 50%, co?
Motylisku, narobiłaś mi smaka na jabłka i też dzisiaj spałaszowałam dwie sztuki... Oraz kilka śliwek... Nie plażowo toto, oj nie...
Nic to, trza wziać się w garść, prawda? A może połączyc elementy SBD z 1000kcal??? Tak, aby to coś dało? Oj, tyle liczenia...
No dobrze, a więc koniec z przymiarkami do dietkowania... Od jutra liczę wszystko co zjem... Zważę się i zmierzę, a potem podam wam moje tłuste rozmiary... Oj, wstyd, wstyd... Chyba zbyt dobrze nie wypadnę... Help!
Dziewczyny, proszę o wsparcie...
Witam wieczorkiem!
Dzisiaj zważyłam się oraz polatałam po ciele z centrymetrem... Nieciekawie to wygląda, dużo trzeba zrzucić...
Waga: 66,9 kg
biust: 94 cm
pod biustem: 77 cm
talia: 77 cm
biodra: 94 cm
pupa: 104 cm (czyli to najszersze miejsce)
uda: 63 cm
łydka: 36 cm
Jak widać, moim największym problemem jest brzuszysko... oraz udka... Mam dużo tłuszczu na wewnętrznej części ud, przez co wszystkie moje spodnie właśnie w tym miejscu najbardziej się przecierają... Ooooookroooopneeee!!! Średnio raz na rok kupuję sobie jedną parę dżinsów - noszę ją tak długo, aż się przetrze, czyli okrąglutki roczek... I zawsze sobie mówię, że trzeba coś z tym fantem zrobić, bo to tak nie da, aby dżinsy przecierały się już po roku... Ostatnią parę wyrzuciłam dobry miesiąc temu, następną chcę sobie sprezentować za dojście do 60 kg... No, zobaczymy... Proszę was, kochane dziewczyny trzymajcie za mnie kciuki... Razem nam się uda, prawda?
A teraz troche pozytywów: rano bieżnia (55+5 min =470 kcal) oraz trochę maszynek (między innymi właśnie na te udka - czy ktoś się oriętuje i mógłby mi zdradzić, czy takie ćwiczenia naprawdę coś dają?), w południe półgodzinny spacerek z koleżanką, a wieczorkiem następne 20 minutek z mężem... Czyli trochę się dzisiaj poruszałam... Poza tym trzymałam się dzielnie regułek SBD, przy czym zapisałam w specjalnym kajeciku wszystko to, co dzisiaj zjadłam, oraz policzyłam kalorie tegoż... Wyszło mi 1132, to chyba dobrze, prawda? Myślę mieścić sie między 1000 a 1200 kaloriami, ale ja dopiero raczkuję w liczniu kalori, a więc mam nadzieję, że nie porobię zbyt wielkich błędów... Czy możecie mi polecić jakieś sprawdzone strony z zawartością kaloryczną potraw? Z góry dziekuję!
Dołączam wam zdjęcie małej plaży typowej dla Southwest, czyli mojego regionu... Strasznie mi się podoba, mam nadzieję, że i wam?
XanaSea dasz sobie rade WIERZE W TO BAAARDZO Słuchaj - musisz byc dzielna i wierzyc ze sie uda ... bo sie uda , mowie ci Ja jestem teraz na diecie kombinowanej, mam nadzieje ze sie uda ...
Pozdrawiam a widoczek pieeeekny Wiesz ja mam hopla na punkcie morza i plaz ... Buuu Czemu ja sie nad morzem nie urodzilam ani nie osiedlilam ... Krakow tez kocham ale za morzem tak baaaardzo tesknie ...
Hej Motylisku! Strasznie się cieszę, że do mnie zajrzałaś, dziękuję! Dodajesz mi trochę więcej wiary w samą siebie... NAPEWNO UDA MI SIĘ ZRZUCIĆ TEN BALAST KG!!! No, teraz to już musi, no nie? Ja byłam kiedyś w Krakowie, ale to już lata całe temu, hoho... Planuję w następnym roku pokazać mojemu meksykańskiemu mężowi mój rodzinny kraj, no i oczywiście zahaczyć o Kraków, Wawel, Sukiennice, Kościół Mariacki... A co, Kraków piękny jest, prawda? Ja pochodzę z Grudziądza, a więc z północy, gdzie bliżej mi do morza niż do Krakowa, ale mimo to mam do Krakowa sentyment... Jutro wkleję ci na jedno ze zdjęć tutejszych dzikich plaż... Muszę je tylko poszukać, a mam niezły bajzel w kompie.... Teraz już muszę uciekać... Miłego wieczorku...
Szybkie zdanie relacji z dzisiejszego dnia:
rano 55+5 minutek na bieżni (581 kcal spalonych, wow!)
po południu prawie półgodzinny spacerek...
Wczoraj zjadłam 1415 kcal, ale dzisiaj mam nadzieję na ok.200 mniej... Zobaczymy...
A oto moja lekko zakamuflowana podobizna...
Xena hmm to z czego ty się odchudzasz?? chyba z szumu fal co Ci za uszami został hihihihi
WOW Z CZEGO TY SIE XANA CHCESZ ODCHUDZAC CIOOOO SIE PYTAM SŁONCE - LADNA Z CIEBIE BABECZKA I DO TEGO Z FIGURKA CALKIEM CALKIEM LADNA ... HMMM - ALE I TAK CIE BEDE WSPIERAC JAK CHCESZ SIE ODCHUDZAC A JAK PO TO JESTESMY
NO ZAPRASZAM SERDECZNIE. MOZE PRZEWODNIK ZE MNIE KIEPSKI ALE ZAWSZE TO KRAKUSKA JESTEM HEJJJ A TWOJ MAZ BRZMI BARDZO ... HMMM ... EGZOTYCZNIE WIEC Z MILA CHECIA POKAZAC MUSISZ MU KRAKOW, NAPEWNO SIE ZAKOCHAJa byłam kiedyś w Krakowie, ale to już lata całe temu, hoho... Planuję w następnym roku pokazać mojemu meksykańskiemu mężowi mój rodzinny kraj, no i oczywiście zahaczyć o Kraków, Wawel, Sukiennice, Kościół Mariacki...
POZDRAWIAM SERDECZNIE I ZYCZE MILEGO DNIA BO U MNIE JUZ 19.49 ... A TY ZACZYNASZ ...
Zapomniałam wczoraj dodać, że przedwczoraj oprócz bieżni i spacerku zaliczyłam również godzinkę pilatesu... Wczoraj zaś po podsumowaniu numerków w kajeciku wyszło na to, że zjadłam 1304 kcal. Dzisiaj było ich troszkę więcej, bo aż 1429... Ale i tak jeszcze mieszczę się przed 1500 kcal. Obawiam się jednak, że te kalorie troszkę wzrosną... Właśnie rośnie mi ciasto na chlebuś (z mąki z pełnego przemiału oraz specjalnej na grahamki, ziół i ziaren dyni oraz słonecznika, mniam mniam... ), a to duża pokusa... Mniam, taki cieplutki chlebuś z masełkiem, hmmm... W dodatku zaraz wychodzę z mężem do sklepu, tak więc chleb upiekę późnym wieczorkiem... Trzymajcie kciuki, aby udało mi się oprzeć pokusie i skosztowała go dopiero jutro rano na śniadanie...
Dzisiaj bieżnia skończyła się już po 45 minutach (380 kcal spalonych), bo miałam termin u lekarza i dłużej nie mogłam... Jutro to odrobię... Poza tym byłam dwukrotnie na spacerku, łacznie zebrało się tego 50 spacerkowych minutek, to chyba też dobrze, prawda?
Andari, miło mi bardzo, że do mnie zajrzałaś! Dziękuję! Byłyśmy prawie sąsiadkami, hihi, bo Toruń od Grudziądza dzieli tylko jakieś 60 km...
Ano, na tym zdjęciu widać tylko moją lepszą część ciałka, dodatkowo jeszcze słoneczko troszkę mi schlebia... Na pierwszej stronie podałam moje ostatnie wymiary, które wcale nie są takie różowe... Moim problemem jest ciałko mieszczące się pomiędzy podpiersiem a kolanami Ale łydki już są spoko, dośc szczupłe... Za to moja talia to taka trochę nijaka... A więc pracuję nad tym, i szczerze mówiąc dużo mi daje wpisywanie moich codziennych zmagań tutaj na tym topiku, to taki rachunek sumienia z grzeszków, hehe... A jeśli jakis dzień dobrze mi wypadł, to ciesze się podwójnie! Z dotychczasowych osiągnięć mogę powiedzieć, że już nie sprawia mi trudności wczesne wstawanie i bieg na bieżni krótko po 7 rano... Szybko weszło mi to w krew, hehe...
A jak tam z tobą? Też się odchudzasz, czy już nie musisz? Jeśli potrzebujesz wsparcia, to ja z chęcią mogę cię dopingować... A więc napisz proszę coś więcej o sobie...
Motylisku kochany Dziękuje za zdjęcie i komplementy Az sie zaczerwieniłam... I bardzo, bardzo cię proszę o dalsze wspieranie... Jak do tej pory spadło mi się trochę, hehe, ale oficjalnie podam nową wagę dopiero w poniedziałek, aby nie zapeszyć... Przede mną trudny weekend...
Dziekuję za zaproszenie do Krakowa... Ale to jeszcze trochę potrwa, zanim tam pojedziemy, wiadomo w lato najlepiej się podróżuje, prawda? Jeśli mojemu mężowi nie spodoba się coś w Krakowie, po postraszę go smokiem wawelskim, hehe... Chociaz wątpię, aby kręcił nosem...
Trochę jesieni dla was...
Ooops, mój topik spadł aż na drugą stronę... Ale już go odnalazłam, więc po krzyku!
Dziewczyny, jak wam idzie z liczeniem kalorii? Mi z lekka ciężkawo , staram się wszystko wyważyć, ale na przykład mój wczoraj upieczony chlebek biorę tak na oko - liczę, że kromka wyjedzie na 100kcal i mam nadzieję, że nie zaniżam... (Wyszedł mi pyyycha, mniam mniam... Pierwszy raz zresztą... Dlatego taka dumna jestem... )
Licząc w ten sposób w czwartek zaliczyłam 1429 kcal i nie więcej - oparłam się świeżo upieczonemu chlebkowi... Ale zapach unosił sie po całym domu, hihi... Tym chlebkiem w zasadzie ukręciłam sama na siebie bicz - dzisiaj na śniadanie oraz na drugie zaliczyłam łacznie aż 4 kromki... Na kolację jeszcze jedną jako akompaniament wielkiego talerza sałaty z tuńczykiem, rzodkiewkami, papryką, zielonymi oliwkami oraz kiełkami... Hm, mam nadzieję, że nie mam przez to jednego dnia do tyłu w dietkowaniu... Bieżnię też zaliczyłam nie z samego rana, jak zwykle - przez ten chlebuś musiałam trochę odczekać - ale i tak wyszła mi obowiązkowa godzinka (i 548 spalonych kalorii ), a po południu jeszcze dodałam półgodzinny spacerek i dżwiganie torb z zakupami, hihi... Dzisiejszy bilans zamyka się w 1219kcal. A więc nie jest źle...
Dziewczyny, czy wy podliczacie również herbatki owocowe do dziennego bilansu kalorii? Wiem, że te maja po kilka kalorii, ale nie chce mi się ich liczyć... Tak samo ma się sprawa z poranną kawą, bo wydaje mi się lekką przesadą liczyć te troszkę mleka, które dodaję do kawy... No i słodzika...
A propos herbat: w środę miałam mały problem z żołądkiem, który zbuntował się po wypiciu mocnej zielonej herbatki (zapomniało mi się wyciągnąć saszetkę na czas... ). Właśnie brałam prysznic, jak nagle tak mnie zemdliło, że aż musiałam przykucnąć... Mój żoładek chciał wymiotować, tylko nie miał czym, bo był jeszcze przed śniadankiem... Takie żołądkowe przygody zdarzają mi się średnio raz na kilka miesięcy... Moja lekarka chiro zasugerowała mi, że być może moja wątroba jest osłabiona i nie pracuje jak powinna, stąd te problemy żołądkowe... Czy którejś z was też się coś takiego przytrafiło? I jak sobie poradziłyście? Na co powinnam zwrócić uwagę, aby wzmocnić wątrobę? Z góry dziękuję za wskazówki...
Jutro po południu wyjeżdzam z mężem na narty - to znaczy ja na narty, a on będzie snowbordował... Mam nadzieję, że wrócimy cali i bez złamań, gdyż oboje jesteśmy początkujący... Ale nam się zachciało, hehe... Nasi znajomi też jadą, a więc jutro wieczorkiem mamy zamiar pobalować - śnieg zaliczymy w niedzielę... Oj, mam nadzieję, ze wyrobię się kalorycznie... W każdym razie zabieram kajecik ze sobą, aby nie zapomnieć o dietkowaniu...
Hm, czy tylko mi się tak wydaje, czy wy też odnosicie wrażenie, że jesienią chudnie sie zdecydowanie ciężej? Tak jakby organizm bronił się przed utratą zimowych zapasów... I jak go przechytrzyć, he?
Na poniższym zdjęciu widać dość wyraźnie mój problem - czytaj słoniowate nogi i zanikająca talia, wrrr... W zasadzie zawsze staram się tak ustawić przy robieniu zdjęć, aby jak najbardziej ukryć te moje "problematyczne strony"... Mam jakis kompleks na tym punkcie, czy cuś... Acha, te dresowe spodnie, które mam tutaj ubrane, też już się przecierają - od wewnętrznej strony ud, wrrr... Moje ostatnie dżinsy wyrzuciłam jakieś dwa miechy temu, zakładając, że "za chwilkę" schudnę i kupię sobie nowe w mniejszym rozmiarze... Marzenie ściętej głowy... Została mi jedna para spodni, niestety dzisiaj zauważyłam, że i one idą śladem poprzedniczek... HELP!!!
Zakładki