-
Asiulka humorek dopisuje, faktycznie, ale fizycznie tez fatalnie sie czuje......od 4 dni....
Wiecie co tak czytam....i kiedyś dązyłyscie do 65....teraz słysze "a może 60".....było nawet 58....a jak dojdziecie do 58? aż sie boję....bo jak powiedziałam już wcześniej, odchudzanie to nałog, który wciąga bardzo mocno...szczególnie gdy widać efekty...
idę na targi zywnosci, zdrowia i urody...
...ciaaałłłł....
-
racja awersja, to wciąga, ale w moim przypadku po prostu widzę, że 65 to jeszcze za dużo... na 60 przystopuje :P
ja już nie mogę z tymi egzaminami, nic tylko się pociąć, jeszcze jeden przede mną ale najbardziej masakryczny
-
taaa....... jakbym siebie sprzed 3 lat słyszała...mi to nie grozi.....ja panuję nad sytuacją....zyczę Ci z całego serca, byś faktycznie zatrzymała się na tych 60 kg i pokochała siebie, bo zrzucić kilosy to pryszcz....cały problem polega włąsnie na akceptacji i powiedzeniu sobie "stop...jestem piękna..."
-
hmmm narazie sobie tego nie powiem, ale mam nadzieję że przy 60 nie zachce mi się wyglądać jak kościotrup...
wiem, wiem że może mnie to czekać i boję się tego... wszystkiego się boje, chorób, jojo, czegokolwiek... ale co mam zrobić... jak narazie zdrowo dążę do celu, a później się zobaczy co będzie...
-
Tak, tak Awersja...mam swiadomość , ze odchudzanie wciąga bo juz kiedys to przechodziłam. Ale zarowno wtedy , jak i mam nadzieję, że teraz mialam nad tym kontrolę. Zresztą mialam przykład anoreksji w bliskim otoczeniu i doskonale wiem co to za paskudna choroba... Ja z tym 58 wyskoczyłam od tak sobie..w zasadzie nie wiem , czy kiedykolwiek ją osiągnę, heh, bo wydaje mi sie że mój szczyt możliwości konczy sie na 60 bynajmniej zawsze tak było. Ale spoko...z 60 - 61 kg czuje sie wspaniale i wcale nie chce koniecznie chudnąc dalej. A wspomnialam o 58 bo to jest optymalna waga jak na mój wzrost, jednak wcale o to mi nie chodzi.
Ale dzieki kochaniutka za troskę i kontrolę.
Wiecie...w sumie to ja juz akceptuję siebie...tzn. wiem , ze jeszcze nie jest najlepiej, ale to ze spadlo mi już 12 kilosków (no moze ciut wiecej - zważe sie w tygodniu ) sprawiło, ze zaczynam byc zadowolona ze swojego ciała. Teraz to poostala jedynie praca nad poszczegolnymi niedoskonalosciami...
-
ja również miałam w otoczeniu anoreksyczke, bulimiczke......i podbnie mowilam ze mi to nie grozi, "zbyt bliska osoba dośc sie nacierpiala...ja nie zeswiruje"....posypalo się....kiedy ciocia przyszła i powiedziala....."jest ok? jest jak dawniej? zjedz z nami normalne sniadanie, normalne kanapki, obiad rodzinny....wtedy Ci uwierze...choc nie mi masz udowodnic, bo ja to wiem, tylko sobie samej, ze granica odchudzania jest bardzo cienka i niepostrzezenie sie ja przekracza..."
pewnie w tej chwili myślicie sobie, lekko podenerowane, ze glupoty gadam, że wciskam kit, ze mam uraz bo swoje przeszlam i probuje utozsamic z choroba innych....
...ale tak nie jest...bo to, że zapewne Was wkurza takie gadanie jak moje......to wiem, bo i przez to przechodzilam....nie mówię, że nikt na odchudzaniem nie panuje, ale bieganie w miejscu po zjedzeniu kostki czekolady i w mawianie sobie "przytyje od tego, bede gruba"....jest dla mnie nienormalne....wiekszym sukcesem byłoby powiedziec sobie " no nic, to tylko kostka, nic sie nie stanie, jutro zjem w zamian nieco mniej" bo ile taka kostka ma kcal.....50, 60? dla mnie to juz jest jakies zaburzenie...
nie zdziwie sie jeśli ze mna sie nie zgodzicie....bo ja tez sie nie zgadzalam........przeciez zdrowo zylam a wszyscy mi zazdroscili tylko....
wracajać do powyzszego....nie chce Wam wmawiac , że dzieje sie coś zlego,bądź stanie sie coś zlego....po prostu mowie jak jest w większosci przypadkow....to nie po odchudzaniu nagle wszystko runie....nie efekt jojo spowoduje degradacje pscychy, to się rozwija.......przez caly okres "dietkowania" ale kobieta jest szczesliwa...bo wreszcie stala się piekniejsza......faceci zwaracaja na nia uwage, bo gadanie, że odchudza się dla siebie jest bezsensu....bo wreszcie siebie chociaz po częsci akceptuje.....i zycze Wam naparawde mocnej psychiki by utrzymać jej równowage na tej cienkiej granicy "zdowego zywienia"
-
Asiula ja w sumie może nie jestem stuprocentowo zadowolona ze swojego ciała teraz, bo jeszcze trochę zrzucić mogę, ale czuję się o wieeele wiele lepiej niż kilka miesięcy temu jeszcze więc kilka kilo a później rzeźbienie się
Awersja ja rozumiem że z Twojej perspektywy tak to wygląda, ale przecież nie każdy musi w to wpaść... tylu ludzi się odchudza... ja nie mam jakiejś rygorystycznej diety, po prostu jem mniej (1000-1200kcal), ćwiczę, chudnę kilogram na więcej niż tydzień, więc zdrowo jest... a jak będzie kiedyś 60 to naprawdę będzie to szczyt mojego szczęścia... wiem wiem, pewnie myślisz że tak tylko mówię a później zostanę anorektyczką ja też tego nie wiem, człowiek nigdy nie wie co mu strzeli do głowy, ale cóż poradzić, nie zrezygnuję teraz z diety tylko dlatego bo nie wiem co mi MOŻE odbić za kilka miesięcy... zobaczymy... w końcu taka strata kilogramów jaka mnie czeka po dojściu do 60 jest duża, a z lekarzem się nie konsultowałam żadnym, ale cóż będę gdybać... trzeba być optymistą
pozdrawiam i idę zakuwać
-
No ja rowniez w pełni zgadzam się z Klaudią Odchudzamy sie racjonalnie...kilogramow tez ubywa w normalnym tempie. Nie zmuszamy sie do zadnych wymiotów itp. Dieta nie jest drastyczna. Wiadomo nigdy nie ma sie pewności, co bedzie kedyś...
Ale wlasnie jak narazie, dopoki jest dobrze nie ma co sie tym przejmować. Nawet gdybym teraz w ogóle sie nie odchudzala, tez nie mam pewności , że kiedys coś strzeli mi do glowy i zaczne robic to chorobliwie...nigdy nic nie wiadomo...
Generalnie to ta choroba tkwi w psychice czlowieka...a jak dotad ja nigdy nie miałam problemu z tym...tzn. fakt kiedys tam doszlo do mnie w koncu ze musze zacząć sie odchudzać, bo poprostu za duzo ważę, no i widac to bylo...ale to nie zaden wstep do choroby. Bo gdybym miała sie przejmować, co bedzie gdy zachoruje na anoreksje to nie powinnam w ogóle zaczynac tej walki z kilogramami, co nie ...a jesli bym nie zaczęła, to spotkaly by mnie inne chorobska...
Tak wiec to zalezy od kadego czlowieka indywidualnie...Jesli ma sie silną wolę i troche akceptacji wobec siebie, to i z takim niebezpieczeństwem jak anoreksja mozna wygrac...a raczej nie popaść w nią
Nie mowie tego, bo jestem 100 % pewna swego, ale wiem , że robie i będę robiła nadal wszystko aby tego problemu uniknąć.
Ale dzieki Awersja za to co piszesz...wcale nie myslę , że jest to bezsensowne gadanie...bo włąsnie dzieki takim ostrzeżeniom mozna latwiej się kontrolować, a jesli pojawią sie jakieś sygnaly mozna w miarę szybko na nie zareagować
Damy radę, wszystkie :P
-
ale jednak zrzucenie tylu kilogramów robi swoje, mogłabym w ogóle nie jeść, no ale jem ile trzeba, wiadomo... tylko że już organizm i psychika przyzwyczaiły się do niejedzenia kiedy jestem głodna... kiedyś jak tylko troszkę chciało mi się jeść, robiłam sobie pełno żarcia, a teraz tylko liczę za ile mogę coś zjeść i ile kcal...
poza tym czuję się jakaś słabsza ostatnio, kupiłam sobie takie tabletki z żelazem i innymi takimi, żeby przypadkiem anemii się nie nabawić czy coś, każdego może to trafić przy odchudzaniu, wcale nie trzeba stosować jakichś drastycznych diet...
w moim przypadku jest to cel zrzucenia około 20 kg bez konsultacji lekarskiej, więc mogę się jednak obawiać o swoje zdrowie, a nie można ponoć długo na tysiaku ciagnąć... owszem, czasem wychodzi więcej, ale nie zawsze wszystkie witaminki w to wchodzą, w końcu to połowa tego, co jadałam normalnie...
-
ja nie mowie o anoreksji....nie tylko ona stanowi problem, bardziej stosownie brzmi nazwa zaburzenia łaknienia....cóż, ja mam nadzieje, że jesteście na tyle silne....choć nie wierzę, że ktos wybiera taki tryb na zawsze....
bo sama odchudzalam się zdrowo, nie zwymiotowalam nic nie bralam zmuszalam się do sniadan, choć ich nie jadam, ale to ważny posilek...przygotowywalam sobie zdrowe dania....az pewnego dnia skusilam sie na cos słodkiego....nie wytrzymalam.......i wyrzuty sumienia zawladnely mna na zawsze....
nie trzeba mieć zoranej psychy dużo wcześniej......to sie rozwija....zalezy od podejscia, jesli za bardzo nam zalezy....jesli kostka czekolady stanowi problem......to czy póxniej nie bedzie go stanowila??
nie wiem dziewczyny, ja wypowiadam swoje zdanie i nikomu nie chce nic wmawiać, ani prawic morałów...mówię jak jest....jak ja to widzę...
Pozdrawiam
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki